Początkowo zawodnik, który pierwsze mecze sezonu miał raczej przeciętne, nie znalazł się w awizowanym składzie swojego zespołu. Na fakt ten wpłynął jednak przede wszystkim upadek żużlowca podczas meczu w Anglii, po którym zakończył on swój udział w zawodach. Ostatecznie jednak młodszy z braci Szczepaniaków stanął do walki z drużyną Lokomotivu Dauvgapils, w miejsce zgłoszonego wcześniej Simona Gustafssona. Jak się okazało, był to prawdziwy strzał w dziesiątkę. - W końcu wszystko zagrało tak jak powinno. Było wręcz bardzo dobrze. Tylko w jednym biegu było trochę gorzej, ale to był mój błąd. Po upadku w Anglii, gdzie uderzyłem głową, w pierwszych chwilach czułem się średnio. Na drugi dzień było już jednak zupełnie dobrze, dolegliwości ustąpiły i mogłem przyjechać na piątkowy trening - wyjaśnił Mateusz Szczepaniak.
Teraz zespół Orła czekają dwie bardzo ciężkie konfrontacje z zespołem GTŻ Grudziądz. Wyniki łodzian jak i postawa zespołu, dają cichą nadzieję na walkę tej drużyny o coś więcej, niż tylko o miejsce w drugiej fazie rozgrywek. Aby te marzenia szybko się nie skończyły, w dwumeczu z jednym z faworytów ligi biało - niebiescy muszą zainkasować przynajmniej dwa meczowe punkty.
- Nasz najbliższy rywal z Grudziądza prezentuje wysoką formę, więc będzie to dla nas niełatwa przeprawa. Tor tej drużyny kojarzę jako twardy i lekko falisty. Teraz z tego co wiem, jest tam podobnie. Często popełniałem na tym torze błędy i moje wyniki nie były na nim raczej zbyt bogate. Tym razem liczę, że będzie inaczej. Trudno przewidzieć nie tylko mój wynik, ale i całego zespołu. Na przykład Lokomotiv uległ u nas wysoko, wcześniej minimalnie przegrywając w Ostrowie, gdzie my z kolei nie mieliśmy wiele do powiedzenia. Taka jest jednak liga i mecz meczowy nie jest równy. GTŻ z kolei prezentuje w tej chwili poziom jeszcze wyższy od Startu Gniezno, czego raczej niewielu się przed sezonem spodziewało - ocenił żużlowiec.