Jedynym wyjściem jest wielkie serce Henryka Stokłosy - rozmowa z Piotrem Szymko, trenerem Polonii Piła

W ostatnich dniach wiele kontrowersji pojawiło się wokół osoby trener Polonii Piła - Piotra Szymko. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl szkoleniowiec wyjaśnia drażniące kwestie, w tym m.in. dlaczego stworzył koncepcję drugoligowej drużyny

Robert Szłapak: Kilka tygodni temu złożył pan rezygnację z funkcji trenera, a wydaje się, że nadal angażuje się pan w sprawy klubu. Jaką właściwie Piotr Szymko pełni obecnie rolę w Polonii?

Piotr Szymko: Złożyłem rezygnację z funkcji trenera i zrobiłem to w sposób bardzo normalny i oficjalny. Moją rezygnację odczytał na walnym zgromadzeniu pan Mieczysław Tymko. Zrobiłem to w sposób prawidłowy, czyli na ręce zarządu i w obecności najwyższej władzy tego klubu - walnego zgromadzenia członków. Fakt też jest taki, że na to pismo odpowiedzi nie dostałem, a to że pracuje w klubie wynika z tego co napisałem w rezygnacji, czyli że do czasu rozliczeń będę uczestniczył w życiu klubu. Uważam, że brak odpowiedzi przez dwa tygodnie jest niemal równoznaczny z tym, że rezygnacja została przyjęta i umowa rozwiązana.

Jednak wciąż prowadzi pan treningi z młodzieżą pilskiego zespołu.

- Robię to dlatego, że czuję się odpowiedzialny za tych chłopaków, bo są to moi wychowankowie. Nie wiem jak potoczą się losy pilskiej Polonii. Póki co nie ma mojego następcy, nie ma na moją wiedzę także odpowiedniego budżetu i nie kompletuje się drużyny, ale może się to zmienić z dnia na dzień. Wierzę, że działacze znajdą jakieś rozwiązanie. Osobiście uważam jednak, że jedynym wyjściem jest wielkie serce pana Senatora, który może zmienić oblicze tego klubu. Nie chciałbym zostawić tych chłopaków nieprzygotowanych do sezonu, bez względu na to jak się losy klubu potoczą.

Co sądzi pan o głosach mówiących, że wcale nie zależy panu na występach w pierwszej lidze?

- Marzę o tym, żeby wystartować w I lidze. Marzyłem o awansie i dzięki mojej pracy, wielkiej pracy zawodników, a także wsparciu sponsorów, wszystkich sponsorów z Henrykiem Stokłosą na czele, udało się to marzenie zrealizować. Patrzę jednak teraz na to wszystko realnie i trudno mi przewidzieć co się wydarzy, a nie chcę wypowiadać się w imieniu działaczy.

Nie zmienia to faktu, że w Internecie krąży lista zawodników, których widziałby pan w składzie Polonii Piła występujących w… drugiej lidze.

- Prace nad koncepcjami zespołów robiłem już dwa miesiące temu. Dziwi mnie to, że takie informacje obecnie się pojawiają. Oczywiście w rozmowach z dziennikarzami dyskutowaliśmy na różne tematy. Jednym z nich był plan drużyny na rozgrywki I ligi i o tej koncepcji drużyny kibice byli szczątkowo informowani. Musieliśmy jednak od tych planów co jakiś czas odchodzić. Najpierw pojawił się "Zorro", ale nie mogliśmy szybko podpisać kontraktu, bo nie było środków. Podobna sytuacja była później także z Mikaelem Maxem i Scottem Nichollsem, dlatego moja ocena tych działań była tak surowa. Ja też w tym klubie byłem i jestem, a to że krytykuję działania zarządu nie znaczy, że zapominam co ci ludzie dla mnie zrobili. Przez te trzy lata często korzystałem z gościnności Andrzeja Małeckiego, Przemka Dolnego i Grzegorza Małucha, ale to nie znaczy, że zgadzam się z tym co wydarzyło się po awansie i w trakcie sezonu. Nie chcę, żeby mnie odebrano teraz jako rozrabiakę i wywrotowca, ale staram się robić wszystko, aby uratować pilski żużel. Nie wyobrażam sobie, żeby teraz ta wspaniała część pilskich kibiców musiała jeździć oglądać mecze do innych miast.

W takim razie skład drugoligowy był jedynie opcją awaryjną, a I liga nadal jest priorytetem?

- Oczywiście, że skład drugoligowy był ostatecznością, jedynie ewentualnością. Takie przygotowania rozpoczęły się już we wrześniu, co nie zmienia faktu, że myśleliśmy tylko o rozgrywkach pierwszoligowych. Nie było innych założeń. Dzisiaj, gdy zostały dwa tygodnie do końca podpisywania kontraktów, na moją wiedzę kasa jest pusta, a jakieś rozwiązania musiały się pojawić.

Teoria pana przeciwników jest jednak taka, że w pierwszoligowej Polonii miejsca w składzie nie znajdzie Cyprian Szymko, który rozpoczyna wiek seniora.

- Są to śmieszne zarzuty, chociaż muszę powiedzieć, że już prezes Małecki zwrócił mi uwagę na te komentarze dotyczące Cypriana. Ja ich już nie czytam, ale one zawsze w jakiś sposób do mnie docierają. Oczywiście mogę zabrać głos w tej sprawie. Jako ojciec mogę sobie zarzucić, że niedostatecznie walczyłem z zarządem o to, żeby zawodnik, który uzyskał średnią 1,5 pkt. na bieg jeździł zdecydowanie więcej. Zbyt mało angażowałem się w przygotowanie Cypriana, bo popełnił sporo błędów w trakcie sezonu, ale w każdym innym zespole drugoligowym zawodnik z taką średnią miałby zapewnione regularne występy. Jeżeli będę miał jeszcze okazję z Cyprianem pracować w jednym zespole, to zrobię zdecydowanie więcej, żeby jeździł dużo lepiej i dużo częściej. Myślę, że także w jakiś sposób skrzywdziłem Mariusza Frankowa, który także powinien więcej jeździć, ale to są dwie różne postacie w tym zespole.

Regularnie spotyka się pan z Henrykiem Stokłosą. Jakie jest jego obecne nastawienie w stosunku do pilskiego klubu?

- Nie chcę wypowiadać się za pana Senatora. Oczywiście rozmawiałem dość często z Senatorem, ale wydaje mi się, że najtrafniejsze byłoby pytanie bezpośrednio do niego. Nie chcę niczego oceniać, bo nie jestem do tego odpowiednią osobą. Wierzę, że pan Senator pilskiego żużla nie pozostawi. Stoimy właściwie nad przepaścią i mam nadzieję, że Senator kolejny raz wyciągnie pomocną dłoń i dla wspaniałych pilskich kibiców uratuje żużel.

Nie obawia się pan, że tym wywiadem ostatecznie zamyka sobie drogę do dalszej współpracy z obecnym zarządem Polonii?

- Myślę, że nie. Ja jestem gotowy do pracy, ale być może ma pan rację, że zarząd poszuka nowego szkoleniowca, który będzie bardziej posłuszny i nie będzie zwracał uwagi na błędy. Jeżeli będzie taka decyzja to jakoś sobie poradzę w życiu, a myślę, że od żużla daleko nie odejdę, bo obaj moi synowie cały czas jeżdżą.

Źródło artykułu: