Paweł Zeller, Mateusz Makuch: Na konferencji prasowej przyznałeś, że bardzo szybko doszedłeś do porozumienia z prezesem Marianem Maślanką odnośnie startów we Włókniarzu, jednak w mediach długo zaprzeczałeś, jakobyś już znalazł klub. Dlaczego?
Mirosław Jabłoński: Tak jak przyznałem, bardzo szybko doszliśmy do porozumienia, w zasadzie wszystko odbyło się na jednym spotkaniu, które trwało powiedzmy 2 godziny. Warunki kontraktu ustaliliśmy szybko, później były rozmowy o pierdołach (śmiech). Natomiast dlaczego nie przyznawałem się do Częstochowy? Miałem kilka powodów, dla których nie chciałem ujawniać mojej przyszłej przynależności klubowej. Pozostawię to jednak dla siebie.
Kiedy odbyły się pierwsze rozmowy z Włókniarzem? Bezpośrednio po meczach barażowych, kiedy przyjechałeś do Częstochowy jeszcze jako zawodnik Startu czy nieco później?
- Pierwszy telefon, żebym nie skłamał, był około 2-3 tygodnie po meczach barażowych. Telefonicznie umówiliśmy się wtedy na spotkanie i przyjechałem do Częstochowy na rozmowy.
Szczerze mówiąc, napędziliście kibicom Włókniarza razem z bratem nieco stracha w meczach barażowych, szczególnie w drugim spotkaniu (śmiech).
- Faktycznie, wtedy jechaliśmy dla Startu Gniezno i staraliśmy się zrobić jak najlepszy wynik dla tej drużyny. Niestety, w ostatnim biegu polegliśmy…
… teraz już stety (śmiech).
- (śmiech) Tak, teraz już stety. Miejmy nadzieję, że teraz będę wozić takie zdobycze punktowe dla częstochowskiego Włókniarza, jak w sezonie 2011 woziłem dla Startu Gniezno.
Miałeś ofertę dalszych startów dla swojej macierzystej drużyny z Gniezna? Dużo można było w internecie przeczytać informacji, jakoby stosunki między braćmi Jabłońskimi a Startem Gniezno były nie najlepsze…
- Dla mnie to nie jest żadna tajemnica i dla nikogo nie powinna to być tajemnica. Nie odchodzę z Gniezna w jakichś negatywnych stosunkach z działaczami Startu. Czy była jakaś propozycja z ich strony? Było jedno luźne zapytanie, natomiast ja wiedząc, że prawdopodobnie zmieniła się koncepcja budowania drużyny, żaden bowiem zawodnik z ubiegłego sezonu nie zostanie w Starcie, postanowiłem rozpocząć rozmowy z kilkoma innymi drużynami. Z Włókniarzem doszedłem do porozumienia, ponieważ bardzo chcę jeździć w ekstralidze, chcę się sprawdzić i zobaczyć, na co mnie tak naprawdę stać.
A propos, miałeś oferty startów w innych drużynach ekstraligowych?
- Były zapytania także z ekstraligi, jednak więcej drużyn pierwszoligowych interesowało się moją osobą.
Mirosław Jabłoński i Marian Maślanka
W składzie Włókniarza na przyszły sezon oprócz ciebie jest jeszcze trzech polskich seniorów. Wiadomo, że ktoś będzie musiał oglądać zawody z wysokości trybun. Jak na ciebie działa rywalizacja o skład?
- Taka rywalizacja jest od zawsze. Ja nie pamiętam, żeby takiej sytuacji w mojej karierze nie było. Wiadomo, to jest sport i każda drużyna chce mieć pewne zabezpieczenie także na wypadek kontuzji któregoś z zawodników. Myślę, że taka rywalizacja o skład wyjdzie nam na dobre, to tor bowiem wskaże tych najlepszych, którzy wystąpią w meczu. Ja nie boję się rywalizacji, mogę także zapewnić, że na torze pokażę ducha walki. Nie po to, żeby budować jakąś złą atmosferę, bo wiadomo, że rywalizacja często też tę atmosferę psuje, ale po to, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.
Z różnych stron padają sugestie, że nieco gorzej radzisz sobie na przyczepniejszych torach. Jak to skomentujesz?
- Nie wiem, czy ktoś, kto takie rzeczy insynuuje, był obecny na przykład na pierwszym meczu barażowym w Gnieźnie? Tam mieliśmy przyczepny tor, małą corridę, a jednak byłem najlepszy spośród zawodników Startu, zdobyłem najwięcej punktów i to chyba mówi samo za siebie. Ja preferuję tory do walki, na których można się ścigać. Nie preferuję co prawda bardzo twardych torów, ale też nie lubię iście przyczepnych, tzw. corrid, gdzie liczy się tylko start a dalej jest jazda gęsiego. To nie służy także rozwojowi żużla, osobiście jestem za dobrym widowiskiem, dobrym żużlem, takim, jaki mogliście oglądać w ostatnim meczu sezonu w Częstochowie. Po tym spotkaniu usiadłem i powiedziałem sobie "to jest żużel", to jest coś, w czym się zakochałem, w dobrym ściganiu, którego na częstochowskim owalu nie brakuje i można to robić wyśmienicie. Ten skład, który zbudował zarząd klubu na pewno gwarantuje mnóstwo emocji i fajnych wyścigów, dlatego liczę, że kibice będą tłumnie przychodzić na stadion.
Dowiedzieliśmy się w kuluarach, że w przyszłym sezonie będziesz dysponował świetną bazą sprzętową. Być może nie będziesz chciał tego zdradzać do końca, ale powiedz naszym czytelnikom coś o sprzęcie, na którym będziesz się ścigał w przyszłym roku.
- Od kilku lat silniki przygotowywane mam w tej samej stajni i do tej pory na nie nie narzekam. Powiem tak, nakłady finansowe i przygotowanie sprzętowe będą zdecydowanie ekstraligowe. Jeszcze nigdy nie wydałem przed sezonem tyle pieniędzy na sprzęt, co w tym momencie. Możliwe jest to dzięki moim sponsorom oraz podpisaniu kontraktu z Włókniarzem.
Zdradź nam, w jaki sposób przygotowujesz się do przyszłorocznych rozgrywek? Niektórzy zawodnicy w swoim przygotowywaniu się do sezonu stosują nieco oryginalne sposoby, np. Daniel Nermark w zeszłym roku w przerwie między sezonami ścigał się na torach w Nowej Zelandii. Jaki sposób na przygotowanie do sezonu ma Mirosław Jabłoński?
- Od dwóch lat przygotowuję się do sezonu trenując z PTH Poznań. Jest to drużyna hokejowa, ja także gram nieco w hokeja na lodzie. Jeśli ktoś próbował kiedyś grać w hokeja na lodzie to wie, jaki towarzyszy temu wysiłek. To jest moja podstawa treningu, do tego dorzucam standardowe ćwiczenia, bieganie w terenie, hala. Szkoda, że teraz pogoda się popsuła, bo w normalnych warunkach można pojeździć na motocrossie.
Przy okazji chciałbym złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji Świąt Bożonarodzeniowych oraz szczęśliwego Nowego Roku wszystkim kibicom Włókniarza Częstochowa oraz sympatykom żużla z całej Polski.
Rozmawiali: Paweł Zeller i Mateusz Makuch.