Wszak jest zima i motory nie warczą. Warto więc w ten spokojniejszy czas twórczo trochę powspominać. Ale - uwaga! - będą też świeżynki niemal z ostatnich godzin.
Kiedyś mówiło się: strachy na Lachy (czyli na Polaki), ja to sparafrazowałem na: "Żużlowe obciachy na Lachy". Natomiast mottem mojego niniejszego dwu, albo i trzyczęściowego cyklu artykułów będzie refren piosenki zespołu o nazwie, nomen omen, "Strachy na Lachy" właśnie:
Żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w ch...
No bo żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w ch…... Za moją kasę!
O aferze tarnowskiej napisałem wam kilka dniu temu, ale jeszcze do niej tu powrócę, bo bez tego się nie obejdzie. Świństwa, bezczelności, krzywdy i poruty było tam bowiem za dużo. Na szczęście, był tam też happy end. Ale smród pozostał.
Teraz zaś inne żużlowe zakały (dziś głównie zmieści mi się tu mistrzowski Falubaz, który ma wiele za uszami). Gospodynie wiedzą, że bigos najlepiej smakuje, gdy sobie trochę poleży w garnku i zostanie kilka razy odgrzany. A więc go pokosztujmy teraz.
Ręka nie granat
Zaczęło się już przed sezonem '2011. Świętowaliśmy wtedy indywidualne mistrzostwo świata naszego niesamowitego Tomka Golloba. Żeby rozpropagować cały speedway, na siłę próbowano z "Gallopika" zrobić celebrytę, co z góry było skazane na niepowodzenie. Tak naprawdę, to bowiem skromny i taki prawdziwy, naturalny facet, i chce zdobywać popularność dzięki swej jeździe na żużlu, a nie dzięki tanim chwytom pod publiczkę, bywaniu w każdym reality show, czy na targowisku próżności, tj. na bankietach w Warszawce. Ale ktoś tego nie zrozumiał i na siłę wcisnął go do programu Kuby Wojewódzkiego w TVN. Skończyło się tak, jak musiało się skończyć. "Powiatowy" wraz z zaproszonym falubazowym aktorem Karolakiem zadawali naszemu mistrzowi pytania w stylu, czy się onanizuje. Ja rozumiem, że jak to mówią w wojsku: ręka nie granat, konia nie urwie, lecz bez przesady! Tomek się speszył, a ja się pytam: czy o "take reklame" żużla chodziło?
Wyciszyli żużel i zabili wojowników
Potem zdradziecko, od kuchni, także dzięki robionym miękkim palcem polskim żużlowcom - łamistrajkom (bo jedni chcieli jeździć w GP, inni w DMŚJ, a inni w ligach zagranicznych), konformistycznej postawie "Narodowego" Marka Cieślaka oraz nygusom z zagranicy (Crump: - Ja się nie mogę postawić, bo mnie działacze z FIM… skrzyczą!), wasalskie PZM i GKSŻ na rozkaz FIM wprowadziły do polskiego żużla nowe, trefne, cichsze tłumiki. A dlaczego FIM je zaordynowała? Tu by się przydało jakieś śledztwo detektywa Monka. Bo wciąż coś waniajet...
W każdym razie, dźwięk już nie ten. Od wejścia do drugiego łuku nie ma wyprzedzanek po zewnętrznej. Turnieje GP stały się procesją, nuda niczym flaki z olejem. Tłumiki wyeliminowały walczaków jak Tomek Gollob czy Rune Holta. Zawodnicy ponoszą o ok. 30% większe koszty utrzymania sprzętu, za co teraz zapłacą prezesi naszych klubów. Do tego ta cała masa wypadków, bo brakuje mocy, by się wybronić przed wpadnięciem na bandę, a także dlatego, że po zamknięciu gazu, motor nagle dostaje dziwnego szwunku zamiast hamować silnikiem, vide kraksa Janusza Kołodzieja na GP w Lesznie, ale przecież nie tylko...
Ostatnio byłem na piłkarskim meczu Polska - Włochy we Wrocławiu m.in. z szefem GKSŻ Piotrkiem Szymańskim. Siedzieliśmy na trybunach obok siebie i on mi szepnął na ucho: - Wiesz Bartek, gdyby zagraniczni zawodnicy wtedy się postawili, to nie byłoby tych nowych tłumików...
Niechciany mistrz, ale sam sobie na tę niechęć zasłużył
Najpierw był numerant Piotrek Żyto, potem jeszcze lepszy agent Marek Cieślak. Ale przecież także ich różowy prezio Roberto Dowhan daje popalić. Falubaz, choć jest najlepszy w Polsce, to idzie na wszystkie cwane numery świata i przez to (a trochę i przez zazdrość innych) stał się po Bydgoszczy (dawne lata za preparowanie toru), potem Sparcie (lata 90. za Nieścieruka, a później za Cieślaka) kolejnym najbardziej nielubianym żużlowym klubem w kraju. Dopiero teraz zluzowała go w tej niechlubnej klasyfikacji Unia Tarnów za swój wstrętny numer z Ułamkiem i Kasprzakiem.
Oto przewiny Falubazu. Aspiruje do organizacji GP, a dziwnym trafem akurat "nie miał" podstawowego sprzętu do usuwania błota z toru, bo po prostu zależało mu na odwołaniu meczu z Rzeszowem u siebie, by móc korzystać z pełnej zetzetki za Dobruckiego w późniejszym pojedynku ze swoim odwiecznym rywalem, czyli z Gorzowem.
Przejdźmy teraz do ówczesnego zielonogórskiego lidera Grega Hancoka, który w jednym z meczów nagle miał defekt i zrobił taśmę (co mu się zwykle nie zdarza), byle tylko zbić swoją średnią, żeby Falubaz mógł pełniej korzystać z zetzetki za "Dobrusia". Fe! Championowi to nie przystoi. Nawet, gdyby go kierownictwo zespołu przymuszało. Trzeba być twardym, a nie "mientkim". No i "Herbie" wybrał GP nad najważniejszy pojedynek Myszki Miki, czyli półfinałowy rewanż z Gorzowem. Niby się kurował. To nie pierwszy jego taki numer. Lubię go, jest sympatyczny, ale prawdę trzeba sobie powiedzieć.
No i to zakończenie sezonu po wygranym finale z Unią Leszno przy Wrocławskiej. Byki stały na murawie, cierpliwie oczekując na oficjalną ceremonię PZM, a tymczasem zawodnicy Falubazu z Dowhanem na czele świetnie się bawili w autobusie-piętrusie i wręczali sobie medale od lokalnego sponsora. To dopiero była wiocha! A potem już po fecie na mieście zdarzyła się tragedia. Pod kołami radiowozu zginął kibic. Jak było naprawdę z tym wypadkiem, wiedzą tylko naoczni świadkowie. Ale nawet największe wzburzenie nie usprawiedliwia niszczenia aut, także tych cywilnych, wybijania szyb w sklepach, prób podpalenia stacji benzynowej (sic!) i demolowania własnego miasta. Nie tędy droga. Kochani fani Myszki Miki: stacji benzynowej na szczęście podpalić wam się nie udało, ale na długie lata spaliliście "Magię Falubazu", że o żużlu już nie wspomnę. Bo potem cała Polska tylko o tym mówiła, nie zaś o złocie Falubazu, a o speedwayu nawijano jedynie w najgorszym kontekście.
Kibicom Myszki Miki przypomnę jeszcze, że gdy w Gorzowie ciężko upadł Rafi Dobrucki, to miejscowi kibice - ku pokrzepieniu - sympatycznie zaczęli skandować jego nazwisko, a wy w odpowiedzi ze swego sektora zaczęliście ich obrażać. Paranoja! Tak zwana "Magia Falubazu" prysła jak bańka mydlana! A finałowe wulgaryzmy pod adresem Unii Leszno (oczywiście odwzajemnione)?!
Teraz media podają, że prezes stowarzyszenia "Tylko Falubaz" Kajetan H. dostał zakaz stadionowy za udział we wspomnianych zamieszkach. A ja o tym człowieku słyszałem sporo dobrego (i sporo złego). Ponoć brał udział w akcjach charytatywnych. Natomiast bezwzględnym zakazem stadionowym ukarałbym nowego wulgarnego i agresywnego gniazdowego Falubazu i jego nabojkę plus ich ochroniarzy (to śmieszne i żałosne, że nabojka potrzebuj ochrony!), czyli hools futbolowej Floty Świnoujście. To właśnie dla tej floty zielonogórzanie (a raczej ich nowa fala) zerwali odwieczne przymierze z wrocławską "wieżą".
Dla barwniejszej ilustracji "Magii Falubazu" wybrane internetowe opinie kibiców po lubuskich derbach w Zielonce, ale jeszcze tych z rundy zasadniczej sezonu:
"Cała Polska słyszała w TV jak zachowują się tzw. Magiczni, czyli zielonogórscy fani. Wstyd panowie! Jak zwykle wiocha z was wyszła. Słoma z butów i prowincja totalna. Nie umiecie się zachować w tej waszej bandzie. Polewałem gdy połowę meczu Magiczni przesiedzieli ze spuszczonymi głowami. Podnieśliście się dopiero po pierwszym 5:1 Magia? Dobre sobie. (Hen)".
No nie ma co: wiejskiej (wieśniackiej) wojenki między Rumunami z Zielonej a Kobylarzami z Wariatkowa ciąg dalszy. Dajcie sobie spokój, utwórzcie ligę dla samych siebie i ze sobą tylko jeździcie! Wy jesteście buractwem w sporcie żużlowym. Rzecz jasna, szacun dla zawodników obu drużyn, lecz dla takich kibiców to z pewnością nie. (Sam)".
"Takich, hm, kibiców jak ma Zielonka, to pozazdrościć może tylko Legia, Cracovia i temu podobne chamstwo. (Mariusz- Krynica Zdrój)".
"Jestem młodym, wiernym kibicem Falubazu! To co nasi niby magiczni kibole wyczyniają na pierwszym łuku, to znaczy co śpiewają i krzyczą, zakrawa na głupotę do potęgi! Panowie (a może chłopcy) dajcie sobie spokój z przekleństwami i wyzwiskami. Nie potraficie kibicować normalnie???? Jesteście beznadziejni, wy proste dresy!!! Wstyd mi za was już nie pierwszy raz. Takim zachowaniem przysłaniacie prawie całkowicie swoją własną magię!!! Jestem przerażony, co się w Zielonej dzieje! Szok! (Tom)".
Ja owe wpisy skomentowałem wtedy w jednym ze swoich artykułów:
"Inna sprawa, że widziałem na youtube, jak wulgarni potrafią być również kibole gorzowscy. No cóż, wart Kargul Pawlaka i odwrotnie".
O zielonogórskim niewypale z trybuną K1 nie będę już pisał, bo to akurat głównie wina miasta.
Robert dowiaduje się o nowym przepisie
Osobny wpis należy się tu zasłużonemu prezesowi "Motomyszy" Robertowi Dowhanowi, niestety autorowi kilku obciachów. Gdy tylko kiedyś powiedział publicznie, że nie wyrzuci Żyty za to, że ten ujawnił dziennikarzom esemesa od niego, by do nominowanych wystawiał we Wrocku juniorów, bo szkoda forsy, wiedziałem, że "Pszenica" wyleci. I wyleciał. Bo Roberto to polityk. Jak mówi, to znaczy, że... mówi.
Okazało się, że ów prezio, który płakał w mediach, jak to brał kredyty na ratowanie i rozwój Falubazu, inkasuje (inkasował?) 23 tysięcy złotych miesięcznej pensyjki z tego klubu jako menedżer. To ujawnił skonfliktowany z nim (ta polityka!) prezydent Zielonki. Taki "społeczny" działacz z tego Dowhana i tak ponoć kochający Falubaz.
Dowhan strasznie się wkurzył, że Ekstraliga wprowadziła zapis, iż w meczu w każdej drużynie może wystąpić tylko jeden z żużlowców z GP. I ma rację. To głupi regulamin, hamujący nasz ligowy speedway, a zwłaszcza nie powinien on dotyczyć Polaków. Problem w tym, że wcześniej Dowhan sam głosował za takim idiotycznym rozwiązaniem. Zmienił zdanie i przejrzał na oczy dopiero wtedy, gdy się przekonał, że ów przepis najbardziej uderzy w jego drużynę, kiedy w GP znaleźli się jednocześnie Hancock, Protasiewicz i Jonsson. No cóż, nie od dziś wiadomo, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ale cierp ciało, jakżeś samo chciało. Tylko gdzieś są granice hipokryzji i zakłamania. Co gorsza, pan Robert chciał na swoich kolegów - pozostałych prezesów Ekstraligi napuścić BSI, żeby ta zawalczyła z nimi (w sądzie?) o wycofanie tego przepisu o jednym grandpriksowiczu w drużynie. Tę BSI, która doi polskie miasta i kluby za przyznanie im prawa do organizacji turniejów GP, a sama płaci żużlowcom ochłapy. Tę BSI, która na polskie rundy GP desygnuje z dziką kartą Warda zamiast któregoś z naszych. To nie przystoi, żeby polski senator-prezes żużlowy w krajowym sporze ściągał na pomoc obce wojska (tzn. tych cwaniaczków z BSI). I wara tym Angolom od wewnętrznych spraw naszego speedwaya!
Nie tak dawno po internecie krążył śmieszny (choć pewnie nie dla Falubazów i dla "Różowej Koszuli"), sfingowany, satyryczny filmik, który stał się hitem. Tytuł: "Robert dowiaduje się o nowym przepisie". Co prawda, przedstawienie w nim zielonogórskiego Roberta jako Hitlera jest oczywiście niesmaczne i budzi mój zdecydowany sprzeciw, co podkreślam, to jednak przyznam się, że niektóre teksty (jako dorobione i podstawione do filmu napisy) czasem powalały. Ja je tutaj skastrowałem z wulgaryzmów:
Narada w klubowym sztabie. Wyprężony na baczność jegomość: - Panie senatorze Robercie, jest nowy przepis. Od przyszłego sezonu w drużynie w meczu będzie mógł wystąpić tylko jeden zawodnik z GP.
Cisza. I Robert rozkazuje: - Zostaje Żyto, Marek, Terlecki i Rafi.
I potem jest już tylko wrzask Roberta: - Co to k…jest? To pewnie sprawka Władka, Kryśki i Mariana. Ja im pokażę! Marian mnie teraz strasznie wku...ił. Już mu miałem odpuścić, ale weźmiemy tego jego Griszę!
- Senatorze, Grisza jest przywiązany do Częstochowy…
- (Ciągły, histeryczny wrzask Roberta): - Dam mu 2 miliony i zobaczymy to jego przywiązanie. I niech Marian patrzy jak Grisza robi komplety dla Falubazu i niech go skręca! Władkowi też podbiorę jakiegoś lidera. Wojtek również pewnie kogoś podkupi. Tylko kto tam w Gorzowie jest k... liderem? Gollob? A kto to jest Gollob? Wygrywa z nim nawet "Ropa" Poważnyj! Wnerwili mnie na maksa i im teraz nie odpuszczę. Wykupię wszystkich liderów, stać mnie! I wystawię Falubaz II do rozgrywek.
I ciszej, z melancholią: - Muszę wyrzucić Hancocka i Protasiewicza, a tak ich obu lubiłem.
I zdecydowanie: - Bierzemy Griszę za 2 miliony i patrzymy jak Włókniarz upada...
Taka sobie satyryczna bajeczka w krzywym zwierciadle (acz z tym Hitlerem to rzeczywiście przesada, można było tu coś innego wymyślić). I śmieszna i straszna. Potem pojawił się podobny filmik, jak to Dowhan już kupował Łagutę, lecz oba obrazki dość szybko zniknęły z portali. No cóż, jak widać, z pana senatora nie wolno się śmiać. Cenzura wróciła!
Żeby była całkowita jasność: Falubaz jest najlepszym klubem żużlowym w kraju, a jego prezes Robert Dowhan wielce zasłużonym działaczem nie tylko dla zielonogórskiego speedwaya (skupił wokół siebie mocne grono sponsorów), ale i dla całego polskiego "czarnego sportu". Tyle że jeśli nawet takie tuzy i sympatyczne mi kluby - a przecież mimo wszystko nadal lubię Falubaz - czy działacze mnie wkurzą, to krzyczę im to prosto w twarz podpisując się swym imieniem i nazwiskiem, nie ukrywając się pod żadnym nickiem. A Zielonka i makiawelistyczny Robert (ten jego przedwyborczy atak na Golloba, że niby Tomek kopie rywali na torze…) w minionym sezonie mocno mnie wkurzyli właśnie, choć szczerze gratuluję im mistrzostwa ( a przecież kontuzjowani byli Dobrucki i Zengota!).
Długi Mariana
Jak wiemy, ostatecznie Grisza Łaguta zostaje pod Jasną Górą, spłacili go tam, a teraz ponoć czeka już tylko na… 900 tys. zł za podpis, jak głoszą plotki . Mają dojść Harris i "Misiek". Czyli bogato i byle do przodu, a przecież inni zawodnicy wciąż czekają na 800 tysięcy złotych zaległych wypłat od Włókniarza. Ponoć mają być spłaceni do 20 bm. Wydaje mi się, że szef PZM Andrzej Witkowski, niczym zakładnik, kolejny raz ugnie się "dla dobra żużla" i pozwoli "Medalikom" na późniejsze uregulowanie należności, poczeka, i jednak da im tę licencję. To dobrze czy źle? Zdania są podzielone. Tylko po co są regulaminy przegłosowane przez klubowych szefów i zatwierdzone przez PZM? Wygląda na to, że dziewięcioro prezesów Ekstraligi wypruło sobie flaki, żeby tylko zdążyć ze zlikwidowaniem swoich długów do 30 listopada, jeno wielce lubianemu przeze mnie, niestety ustępującemu już, walecznemu i zasłużonemu częstochowskiemu prezesowi Marianowi Maślance, pieszczotliwie zwanemu "Kefirkiem", nie wydało. Który to już rok z rzędu jest kłopot z Włókniarzem? Ponoć zapaliło się tam jednak światełko w tunelu. Pojawił się bowiem nowy bogaty sponsor. Życzę więc powodzenia. Byle na zdrowych zasadach. A co do tej licencji dla Włókniarza, to mam ambiwalentne uczucia, a nawet negatywne jakieś. Bowiem dura lex, sed lex.
Next time (będzie się działo!)
Ale o tym znacznie więcej w drugim odcinku (a może będę musiał napisać nawet i trzy teksty z tego cyklu, żeby wszystko obskoczyć), a także o specjalistach od terminarza, który kilku klubom kończy rozgrywki ligowe już w połowie lata, o tym kto wynalazkowi Łobzence ustala większy KSM niż ma np. Damian Baliński czy Iversen, o cwaniakach z Poznania, którzy chcą zostawić żużlowców na lodzie, o podejrzanych praktykach w Pile, o tym jak dał ciała Krzysiek Cegielski, o wyjątkowej bezczelności grudziądzkiego Fijołka i jego kolegów, czyli niektórych preziów z niższych lig, o "białej sile" GKM-u, o chamstwie Kryjoma, o kompromitującym walkowerze Sparty, niesprawiedliwości toruńskiej wobec Holty, jeszcze o Tarnowie, bo ja tego numeru tak nie zostawię oraz o internetowych frustratach, czyli o wielu z was. Trochę popolemizuję sobie z wami. Pójdą iskry! A więc CDN. Już niebawem. Na dniach.
Bartłomiej Czekański