Niestety ten sezon zaczął się dla niego bardzo pechowo; podczas jednego z pierwszych meczy doznał poważnego złamania prawej kości udowej. Obecnie powraca do startów po ponad trzymiesięcznej przerwie. W wywiadzie zdradza nam, jak się czuje po kontuzji, jakie ma plany i jak widzi przyszłość żużla w Kanadzie.
Piotr Kmieciak: Złamanie kości udowej to ciężka kontuzja. Jak się czujesz?
Kyle Legault: Obecnie jestem już w dobrej formie, choć oczywiście cały czas odczuwam skutki urazu. Myślę, że z każdym dniem musi być już tylko lepiej. Bardzo ciężko pracowałem z fizjoterapeutami oraz lekarzami, ćwiczyłem na siłowni, żeby zdążyć wystartować w kwalifikacji do Grand Prix 2009 w Lonigo [tam Kyle zdobył tylko trzy punkty i odpadł, przyp. autora].
Praktycznie sezon dla Ciebie rozpoczyna się na nowo...
- Tak, niestety straciłem prawie cztery miesiące. Najbardziej żałuję, że nie mogłem wspomóc moich drużyn z Birmingham oraz Ostrowa. Szczególnie żal startów Polsce, gdyż chciałem jak najlepiej zaprezentować się w moim debiucie w I lidze.
Co sądzisz o ostrowskim klubie?
- Nie miałem zbyt wielu okazji tam być, ale na razie mam bardzo pozytywne wrażenia. Niestety nie najlepiej zadebiutowałem przed ostrowską publicznością. Na szczęście były to zawody indywidualne i wynik nie miał tak wielkiego znaczenia [trzy punkty i piętnaste miejsce w VII Turnieju o Puchar Prezydenta Ostrowa, przyp. autora].Tor jest tam niezły, ale był dla mnie zupełna nowością; bardzo różni się od tych, jakie spotykam na Wyspach. Bardzo chciałbym tam powrócić, jeśli naturalnie dostanę taką szansę.
W Kanadzie narodowy sport to hokej, a zatem co spowodowało, że zostałeś żużlowcem?
- Oczywiście jak każdy dzieciak w moim kraju, przez pewien czas trenowałem hokej. U nas wszyscy zaczynają przygodę z tym sportem już w wieku trzech lat, więc musisz być naprawdę dobry, aby wybić się i mieć szansę na poważniejszą karierę. Do żużla trafiłem poprzez tatę, Freda, który startował przez ponad dwadzieścia lat. Jeździłem z nim na zawody, kręciłem się po parkingu i tak to połknąłem bakcyla . Poważniejsze ściganie zacząłem w wieku piętnastu lat, ale startowałem tylko na amerykańskich torach. Wiadomo, że jeśli myśli się o profesjonalnym uprawianiu speedwaya, trzeba przyjechać do Europy. Tak więc jako dwudziestolatek podpisałem kontrakt z Sheffield i do tej pory startuję na Wyspach. W tym sezonie postanowiłem sprawdzić się i w polskiej lidze, jednak wspomniana kontuzja nie pozwoliła mi jak dotąd wystąpić w żadnym meczu ligowym. Mimo tych niepowodzeń, bardzo się cieszę, że tu trafiłem, bowiem jazda w Polsce była zawsze jednym z moich głównych celów.
Dochodząc do ubiegłorocznego GP Challenge w Vojens stałeś się sprawcą sporej sensacji w eliminacjach do cyklu Grand Prix.
- Rzeczywiście to był rewelacyjny rok. Główną przyczyną była zmiana klubu w Premier League; przeszedłem wtedy z Sheffield do Mildenhall. Tor mojego nowego klubu bardzo mi odpowiadał, więc jazda była też lepsza. Wkrótce stałem się liderem drużyny, dzięki czemu nabrałem pewności siebie, w Sheffield bowiem byłem zawsze w cieniu innych. Sukcesy w klubie przełożyły się na występy na arenie międzynarodowej, stąd moje dobre wyniki w eliminacjach i jak już wspomniałeś, doszedłem nawet do finałowej rozgrywki. Niestety w pierwszym biegu GP Challenge złamałem nadgarstek i to zaważyło, że pojechałem słabo całe zawody. Ale na pewno było to znakomite doświadczenie, które zaprocentuje w przyszłości. Niestety tegoroczne eliminacje mam już za sobą, ale w przyszłym roku zamierzam znów powalczyć o miejsce w światowej czołówce. Nie będę ukrywał, że jest to zarówno moim marzeniem jak i celem. Obserwując zawody Grand Prix, widzę, jak trudne jest to przedsięwzięcie, ile wysiłku trzeba włożyć by wszystko było przygotowane na 100%, ale w żadnym wypadku nie przeraża mnie to. Grand Prix to jest zupełnie inny poziom, ale po to się uprawia zawodowo speedway, aby być jak najlepszym.
Co możesz powiedzieć o żużlu w Kanadzie?
- Jak wiadomo, nie jest to popularny sport, uprawia go kilkudziesięciu zawodników, ale przede wszystkim jako hobby. Jestem jedynym zawodowcem i nie wydaje mi się, by ktoś w najbliższym czasie zaczął profesjonalną karierę i przyjechał startować w Europie.
Na pewno pozytywne jest to, że po raz pierwszy pojawił się dealer, który sprowadza motocykle i inne rzeczy potrzebne do uprawiania żużla. Do tej pory było bardzo trudno zgromadzić odpowiedni sprzęt, a problemy były nawet z oponami. Mam nadzieję, że teraz się to zmieni i młodzi zawodnicy będą mieli stworzone lepsze warunki do trenowania, co powinno zaprocentować w przyszłości.
Ale na dzień dzisiejszy nie wygląda to najlepiej, nie ma wielu torów, zawodów i jak już wspominałem nie jest łatwo zdobyć motocykl, części i resztę sprzętu. Ludzie jeżdżą tylko dla przyjemności, nikt na tym nie zarabia.
Kto jest dla Ciebie wzorem zawodnika?
- Oczywiście muszę powiedzieć, że Sean Wilson, który opiekuje się mną na Wyspach. Ale już na poważnie – dorastając, miałem okazję obserwować wielu świetnych zawodników, lecz największe wrażenie wywarł na mnie Kelly Moran. Kiedy zaczynałem swoją karierę w Ameryce, miałem nawet okazje z nim startować; zawsze podziwiałem nie tylko jego jazdę, ale i zachowanie poza torem.
Kyle Legault