Tydzień temu w meczu w Grudziądzu Kacper Gomólski zdążył przejechać tylko pierwszy łuk i pół prostej (bieg został przerwany po upadku młodzieżowej pary gospodarzy), po czym rozpadał się deszcz i zawody zostały przełożone. Dlatego powrót osiemnastolatka po ponad miesięcznej kontuzji obojczyka do ścigania w polskiej lidze przypadł na spotkanie Startu z Polonią Bydgoszcz.
Mecz na szczycie w I lidze - poza pierwszym wyścigiem, w którym dojechał do mety za kolegą z drużyny - Taiem Woffindenem nie układał się po jego myśli. W drugim swoim starcie - znajdując się na prowadzeniu - na jego tylne koło wpadł Mikołaj Curyło, czym wytrącił go z równowagi i obaj z impetem uderzyli w dmuchaną bandę. Młodzieżowcy długo nie podnosili się z toru, ale ostatecznie obyło się bez kontuzji. "Gomóła" narzekał "tylko" na ogólne potłuczenia. - Porządnie się poobijałem - mówił. - Po meczu obejrzałem powtórkę w Start TV i faktycznie wyglądało to fatalnie. Mam obity tyłek i prawdą nogę. Do tego bolą mnie żebra, ale nie narzekam, bo mogło być gorzej. Zaraz po upadku próbowałem się wydostać spod "dmuchawca", bo ciężko tam złapać oddech. Miałem na sobie motocykl, dlatego tyle to trwało i potrzebna była mi pomoc.
Kacper Gomólski (CZ) i Tai Woffinden
Zaraz po upadku obserwatorzy mieli obawy, że Gomólskiemu może odnowić się kontuzja obojczyka. - Z obojczykiem wszystko jest w porządku - uspokajał. - Boli mnie prawa strona, a kontuzja dotyczyła lewego obojczyka.
Chociaż sprawcą upadku był Curyło, to gnieźnianin nie ma do niego żadnych pretensji. - Zdarza się. Taki jest żużel, że nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć. Solidnie "przybombałem", ale nie mam pretensji do Mikołaja Curyło. Na powtórce widziałem, że złapał dużą przyczepność i trafił w moje tylne koło. Tor był dzisiaj bardzo ciężki, momentami nie radzili sobie z nim dużo bardziej doświadczeni zawodnicy, dlatego taka sytuacja mogła przytrafić się każdemu. Najważniejsze, że jesteśmy cali i zdrowi. Ból jak ból. Poboli i przejdzie (śmiech).
W wyniku upadku junior Startu stracił swój podstawowy motocykl. - Pierwszy raz spotykam się z sytuacją, że uszkodziłem przód, środek i tył motocykla, przez co nadaje się on tylko na złom. Na domiar złego w kolejnym biegu zatarł mi się silnik w drugim motocyklu i nie miałem na czym jechać. Na szczęście mój team - przy pomocy mechaników Krzysztofa Jabłońskiego i pana Tadeusza Cieślewicza - sprawnie przełożył silnik do drugiej ramy i mogłem startować dalej. Dziękuję im za świetnie wykonaną pracę.
Gomólski tuż po upadku
Wszystkie problemy sprawiły, że Gomólski nie jest zadowolony ze swojego występu, w którym wywalczył 4 punkty i bonus. - Po upadku bardziej walczyłem z bólem niż z rywalami, do tego ten pech związany z zatartym silnikiem. Ciułałem punkty, ale wychodziło mi to mocno przeciętnie. Swój występ oceniam na 2+ - zakończył osiemnastolatek, który w poniedziałek weźmie udział w meczu swojego angielskiego zespołu (Peterborough Panthers) ze Swindon Robins.