Czwartkowym solenizantem jest m.in. Adam Czechowicz, który urodził się 20 lutego 1981 roku w Gorzowie Wielkopolskim. To właśnie tam uczył się żużlowego rzemiosła i uzyskał certyfikat żużlowy w sezonie 1998. W pierwszoligowym wówczas zespole zaliczył jednak wyłącznie epizod - odjechał jedno spotkanie jako siedemnastolatek. A i ten jedyny raz był wyłącznie dziełem potrzeby. Awaryjnie powołany nastolatek jednego wyścigu nie ukończył, a w drugim starcie był ostatni.
Pożegnał się ze Stalą na długie lata. Nie przypuszczał wtedy zapewne, że już na całe sportowe życie. - Mam bardzo duży sentyment do Opola, ale w Gorzowie też mam cały czas dobry kontakt - przyznał Czechowicz w rozmowie z WP SportoweFakty, który w Kolejarzu Opole spędził aż czternaście sezonów.
W Gorzowie nie miał jednak łatwo, bo Czechowicz trafił na czas, kiedy to formację młodzieżową stanowili Krzysztof Cegielski, Rafał Okoniewski i Tomasz Cieślewicz. Na to, by początkującemu juniorowi przebić się do składu szans nie było. Roczne wypożyczenie miało być dla niego szansą - Tam na pewno zostawiłem dużo więcej serca na torze. Mam bardzo duży sentyment do Opola, ale w Gorzowie też mam cały czas bardzo dobry kontakt - dodał nasz rozmówca z 2022 roku.
ZOBACZ WIDEO: Wytypował kolejność PGE Ekstraligi. To nie Motor będzie mistrzem Polski
Decyzja o przenosinach do Opola była trafna - o ile w pierwszym sezonie jeszcze nie ścigał się aż tak często, tak w przyszłości notował sporą liczbę startów - w 2002 roku zbliżając się nawet do prawie stu startów w sezonie ligowym. Był wierny Kolejarzowi, który miewał swoje wzloty i upadki.
- Były propozycje przeróżne. Zmian jednak nie było, ale były takie momenty, że byłem bardzo blisko innych klubów. Nie zawsze chodzi jednak o pieniądze. Bardziej z sentymentu zostawałem w Opolu. Może to nie było dobre dla mojej kariery i mojego rozwoju, ale tak się potoczyło i nie żałuje tego - komentował Czechowicz, który w 2012 roku mógł przenieść się do Krakowa.
Karierę zakończył jako zaledwie 31-letni zawodnik. Powodów było kilka - dużo pecha, poślizgi w wypłatach i problemy z silnikami. Koło się zamykało i straciło sens w dalsze inwestowanie w siebie. Uleciała z niego chęć do jazdy w lewo, ale przy żużlu pozostał w roli mechanika.
Nie ukrywał, że pierwsze dwa lata były najtrudniejsze i kusiło go, by wsiąść na motocykl i pokręcić jeszcze kilka kółek. Ostatecznie wyleczył się jednak z tego pomysłu i realizował się w nowej roli. Podobało mu się to, choć kilka lat temu nie wykluczał, że być może w przyszłości zdecyduje się na nowe wyzwania związane z pracą w charakterze trenera.
- Może kiedyś, zresztą jestem już po rozmowie z kolegą po fachu, padły propozycje o tym, żeby zrobić papiery instruktora, ale to może w niedalekiej przyszłości. Teraz nie zawracam sobie tym głowy - mówił w rozmowie z Szymonem Michalskim.
Czechowicz bardzo ambitnie podchodził do swoich startów w Kolejarzu. Koledzy nie zawsze mogli liczyć na jego pomoc. Przekonał się o tym Lee Smeethils, który w 2008 roku na przedsezonowy sparing przybył m.in. bez dmuchawy. Ówczesny prezes - Jerzy Drozd niejako nakazał Czechowiczowi przekazanie jednej z dwóch posiadanych przez siebie dla obcokrajowca. Ten jednak nie wyraził na to zgody, bowiem zdawał sobie sprawę z tego, że tenże jeździec jest nie tylko klubowym kolegą, ale jednocześnie rywalem o miejsce w składzie.