Być może miałem zbyt dobrze - rozmowa z Sebastianem Brucheiserem

Sebastian Brucheiser postanowił zakończyć swoją żużlową karierę. Młody ostrowianin został wypożyczony przed tym sezonem do Orła Łódź. Niestety, jego jazda na drugoligowych torach nie była najlepsza. Bardzo często wychowanek ostrowskiego klubu spisywał się poniżej oczekiwań.

Jarosław Galewski: Dlaczego zdecydowałeś się na zakończenie kariery?

Sebastian Brucheiser: To była dla mnie trudna decyzja, ponieważ nie jest tak łatwo skończyć z żużlem. Poza tym przez wiele lat ten sport uprawiał mój ojciec. Moja przygoda z żużlem trwała cztery lata, bo właściwie przez ten czas startowałem regularnie w lidze. Co było powodem? Miałem świadomość, że jestem słabym zawodnikiem, kiedy odchodziłem z pierwszej ligi. Być może liczyłem, że w drugiej lidze będzie łatwo. Niestety, pierwsze mecze były w moim wykonaniu bardzo słabe. To wszystko na pewno ma jakiś wpływ na psychikę. W odróżnieniu ode mnie, bardzo dobrze sezon zaczął Marcin Liberski, który zdobywał w okolicach dziesięciu punktów. W moim przypadku doszło w pewnym sensie do blokady. Stwierdziłem, że lepiej skończyć wcześniej niż później się męczyć. Wszyscy wiemy, jak odchodzili z tego sportu Robert Dados, Łukasz Romanek czy Rafał Kurmański. Nikt chyba by nie chciał, żebym i ja odszedł w ten sposób, a powiem szczerze, że w tym sporcie trzeba być bardzo silnym psychicznie.

Jak na twoją decyzję zareagował ojciec?

- Tata powiedział mi: ale sobie długo pojeździłeś! To była moja decyzja i sam ją podjąłem. W ostatnim czasie współpracowałem wprawdzie z panem Stasiem Śmigielskim, który bardzo dobrze zna się na tym, co robi, ale myślę, że w moim przypadku było zbyt późno. Potrzebowałem kogoś takiego znacznie wcześniej. Teraz musiałbym zacząć wszystko od nowa, a to nie jest wcale takie proste.

A jak zareagowali działacze z Łodzi i Ostrowa, którzy wiązali z tobą pewne nadzieje?

- Z ostrowskim klubem w ostatnim czasie niezbyt często się kontaktowałem. W Łodzi wszyscy doskonale widzieli, jak było. Po meczu z Opolem stwierdziłem, że kończę karierę. Działacze byli za tym, żebym jeździł dalej, ponieważ byłem im jeszcze potrzebny. Ale do czego ja mógłbym się przydać, skoro zdobywałem po dwa, trzy punkty?

Jakie błędy popełniłeś w swojej żużlowej karierze?

- Nie wiem, czy zmieniłbym cokolwiek. Jeśli tak, to na pewno w momencie kiedy byłem bardzo młodym zawodnikiem. Być może miałem zbyt dobrze, kiedy byłem zawodnikiem ostrowskiego klubu, który o wszystko dbał. Nie mogłem wtedy na nic narzekać i za to bardzo gorąco pragnę podziękować działaczom w Ostrowie. Dopiero teraz zauważyłem, czym jest jazda na zawodowym kontrakcie. Przekonałem się, ile wszystko kosztuje, zwłaszcza przy niewielkiej liczbie sponsorów. Marcin Liberski także miał problemy, kiedy przechodził na zawodowy kontrakt. Wtedy praktycznie nikt nie rozumiał jego kłopotów. Powiem jednak szczerze, że ja również przekonałem się na własnej skórze, że to nie jest takie łatwe.

Zagraniczni juniorzy nie tłumaczą się w ten sposób. Może polscy młodzieżowcy, którzy bardzo długo pozostają pod opieką klubów, nie są później wystarczająco samodzielni?

- To chyba trafne sformułowanie. Bardzo często widzimy młodych zagranicznych zawodników, którzy dysponują trzema motocyklami i posiadają wielu sponsorów. Zauważyłem, że wielu polskich żużlowców podziwia zorganizowanie zawodników zagranicznych i to, co oni posiadają. Polscy juniorzy natomiast bardzo często pozostają na klubowym garnuszku do 21 roku życia.

Niedawno zająłeś piąte miejsce w finale MIMP. Czy ten sukces nie motywował cię do dalszej pracy?

- Na pewno motywował, ale należy pamiętać, że wtedy jeździłem w Ostrowie. W Klubie Motorowym miałem praktycznie wszystko. Poznałem żużel od środka, kiedy odszedłem z Ostrowa. Zrozumiałem, jak wiele jest potrzebne do tego, żeby jeździć na żużlu. Gdybym jeździł nadal w Klubie Motorowym, to pewnie motywacja byłaby większa. Ostrowscy działacze mi jednak podziękowali i nie jestem tym zdziwiony. Być może byłem zbyt słabym zawodnikiem i stąd ta decyzja. Niewykluczone, że duży wpływ miało także sprowadzenie Macieja Piaszczyńskiego i Adriana Gomólskiego, którzy są ode mnie lepszymi zawodnikami. Powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem jazdy wychowanka Startu Gniezno. Moim zdaniem, jeśli nic złego się nie wydarzy, to Adrian będzie w tym roku najlepszym juniorem świata.

Przepaść organizacyjna pomiędzy ostrowskim klubem a Orłem Łódź okazała się zbyt duża?

- Oczywiście, że tak. Niewiele brakowało, żebyśmy z Marcinem Liberskim sami układali sobie plan treningów. W Ostrowie wszystko jest znacznie lepiej zorganizowane. W Łodzi na treningu bardzo często panuje chaos. Widać jednak, że działacze chcą, aby to wszystko szło w dobrym kierunku. Zaangażowanie działaczy jest naprawdę bardzo duże. Możliwości na pewno są. Wystarczy wspomnieć o bardzo ładnym stadionie i świetnych kibicach. Życzę klubowi z Łodzi wszystkiego najlepszego.

Na co stać zespoły z Ostrowa i Łodzi w tym sezonie?

- W przypadku zespołu z Ostrowa najważniejsza będzie pierwsza czwórka. W składzie Klubu Motorowego nie ma w tym roku słabych punktów. Każdy zawodnik punktuje na przyzwoitym poziomie. Świetnie spisuje się Adrian Gomólski, Chris Harris i Lukas Dryml. To zawodnicy, których stać na zdobycze punktowe na poziomie 14 „oczek”. Co do Łodzi, to chciałbym, żeby Orzeł awansował do pierwszej ligi, ale na razie większość spotkań nie potoczyła się po myśli zawodników, działaczy i kibiców. Najbardziej bolą mecze przegrane jednym punktem. W tym przypadku również najważniejszy będzie awans do pierwszej czwórki.

Zamierzasz pozostać przy żużlu?

- W tej chwili muszę odpocząć od żużla. Powiem szczerze, że to nie jest takie proste. Siedziałem w tym sporcie tyle lat i ciężko z tym wszystkim skończyć z dnia na dzień. Trudno mi nawet ominąć stadion, kiedy słyszę, że jest trening. Prawdopodobnie teraz polecę do Anglii i jak wrócę, to zastanowię się nad swoją dalszą przyszłością.

Antonio Lindbaeck długo bez żużla nie wytrzymał...

- Gdybym miał takie życie i możliwości jak Antonio Lindbaeck, to być może bym wrócił. Należy pamiętać, że ten żużlowiec ma bogatych rodziców. Szwed miał wszystko od początku swojej przygody ze speedwayem. W pewnym momencie odechciało mu się jeździć i mógł sobie pozwolić na taki ruch. Nie minęło jednak wiele czasu i znowu coś zaczęło go ciągnąc do tego sportu. Może będzie tak jak mówisz i za rok znowu spróbuję swoich sił na motocyklu. W tej chwili moja decyzja jest definitywna. Kiedy kończy się z żużlem, to raczej się do tego już nie wraca.

Może zostaniesz mechanikiem?

- Nie wykluczam tego, ponieważ ciągnie wilka do lasu. Przykładem może być Piotrek Tajchert, który jest w tej chwili mechanikiem u Fredrika Lindgrena. Słyszałem, że obie strony są zadowolone z tej współpracy. Być może kiedyś o tym pomyślę. W tej chwili na takie plany jest zbyt wcześnie.

Co dalej?

- Muszę zacząć pracować, założyć rodzinę i żyć dalej. Na pewno nie zamierzam się załamywać. Jeśli powiedzie mi się w Anglii, to pewnie zostanę tam na kilka lat i spróbuję ułożyć sobie życie na nowo.

Komentarze (0)