Problemy "Ugly Ducka" w zeszłorocznej serii zaczęły się w sierpniu w Malilli, gdzie po kolizji z Nickim Pedersenem doznał złamań palców lewej ręki. - Jeśli jest się żużlowcem, to nie można tak po prostu wziąć sobie wolnego. Nikt nie chce przecież zostawiać na pastwę losu swoich klubów i kolegów. Głównym moim problemem było jednak to, że w ubiegłym sezonie jeździłem w GP dzięki dzikiej karcie. Inaczej mógłbym odpuścić dwa turnieje i wyleczyć palce, a tak postanowiłem startować, ponieważ wiedziałem, że kolejnej szansy mogę już nie dostać. Przed kontuzją zajmowałem razem z Rune Holtą szóste miejsce w klasyfikacji, mając niewielką stratę do zawodników znajdujących się tuż przede mną - powiedział Andersen.
Hans żałuje, że dobra passa w Grand Prix 2010 skończyła się dla niego właśnie w Malilli, ponieważ nieprzerwanie od sezonu 1999 reprezentuje on barwy miejscowej Dackarny i wiąże z G&B Stadium wiele miłych wspomnień. - Kontuzji doznałem na torze, na którym w czterech poprzednich sezonach dostawałem się do wielkiego finału. Zazwyczaj zdobywałem tam sporo punktów, a tym razem wywiozłem zaledwie pięć oczek. To bez wątpienia zrujnowało mi sezon - dodał 30-latek.
Jak w chwili obecnej czuje się Duńczyk? - Z moimi palcami już wszystko w porządku. Nie wyglądają zbyt dobrze, ale zabieg chirurgiczny był jedynie kosmetyczny. Najważniejsze, że mogę nimi poruszać - zakończył Duńczyk.
Przypomnijmy, że Hans Andersen przeniósł się do Gorzowa Wielkopolskiego po średnio udanych występach w kevlarze Unibaksu Toruń.
Hans Andersen w sezonie 2011 nie będzie walczył o tytuł IMŚ