"Mały rycerz" żużlowych torów przez lata był ikoną toruńskiego speedwaya. Był, ponieważ kilka dni temu nastąpiło to, co kiedyś musiało nastąpić. Wieloletni krajowy lider Aniołów postanowił zakończyć swoją zawodniczą przygodę z czarnym sportem. Dla środowiska żużlowego, a w szczególności kibiców z piernikowego grodu, był to szok. I pewnego rodzaju cios, gdyż ciężko uwierzyć w to, że tego niewielkiego wzrostem, lecz niezwykle ambitnego jeźdźca nie ujrzymy już na torze w oficjalnych zawodach.
Zapewne niewielu fanów drużyny, jeszcze wtedy z Broniewskiego 98, blisko 20 lat temu spodziewało się, że ten niepozorny chłopak na stałe wpisze się do annałów, nie tylko toruńskiego żużla.
A zaczęło się to tak
Jaguś żużlową licencję uzyskał w 1991 roku, jednak już wtedy, gdy po raz pierwszy próbował oswoić żużlową maszynę wiedział, że tylko upór i determinacja mogą dać mu szansę, by zniwelować niedoskonałości natury i stać się kimś w świecie speedwaya. W tamtym okresie również swą karierę rozpoczynał Tomasz Bajerski, zawodnik który skalą talentu przewyższał młodego "Jagodę" o kilka klas. Jaguś w barwach swojego jedynego polskiego klubu w rozgrywkach ligowych zadebiutował w sezonie '92 w meczu przeciwko Motorowi Lublin. Publiczności zaprezentował się trzy razy, zdobywając punkt dzięki dotknięciu taśmy przez klubowego kolegę Mirosława Kowalika. Gdy nieporadnie pokonywał łuki stadionu przy Broniewskiego, nikt z obserwatorów nie wróżył mu świetlanej kariery. W czasie gdy młodzi gniewni tacy jak Jacek Krzyżaniak, Robert Sawina, Kowalik, czy przede wszystkim Bajerski swoją jazdą zachwycali kibiców z całej Polski, Jagusiowi pozostawało zaciśnięcie zębów i kręcenie niezliczonej ilości kółek na treningach. Przełomowym momentem okazał się rok 1995, kiedy kontuzję leczył Tomasz Świątkiewicz. Jaguś wskoczył do składu, by pod nieobecność kontuzjowanego kolegi pełnić rolę drugiego juniora w ekipie. Świetnie wykorzystał daną mu szansę i aż do końca sezonu 2010 był podstawowym żużlowcem toruńskiego zespołu.
Łyk statystyk
Podczas gdy blask innych wychowanków toruńskiej szkoły speedwaya mniej lub bardziej przygasał, gwiazda Wiesława Jagusia rozbłyskiwała coraz mocniej. Do jego najważniejszych sukcesów na arenie krajowej należy zaliczyć indywidualne wicemistrzostwo Polski z 2006 roku oraz brązowy medal w tejże rywalizacji z roku 1998. W swoim dorobku ma także zwycięstwo zarówno w Złotym, jak i Srebrnym Kasku. Jednak solą żużla w naszym kraju jest rywalizacja o laury Drużynowych Mistrzostw Polski. W ciągu 19 lat kariery Jaguś jedenastokrotnie, wraz z kolegami, odbierał medale na zakończenie sezonu. Dwukrotnie, w 2001 i 2008 roku, były to krążki w najcenniejszym sportowym odcieniu. Ogromna wola zwyciężania wielokrotnie doprowadzała do tego, że Jagusiowi zarzucano, że nie nadaje się do jazdy parowej. Nie przeszkodziło mu to jednak być trzykrotnie złotym medalistą mistrzostw Polski właśnie w rywalizacji z żużlowym partnerem u boku.
Gdyby nie ten Nicki
W rywalizacji międzynarodowej zaistniał późno, bo po ukończeniu 30 lat. Jak sam przyznał, wywalczenie awansu do cyklu Grand Prix na sezon 2007 uważa za swój życiowy sukces. Po sensacyjnej trzeciej lokacie w inaugurujących zawodach we włoskim Lonigo, w kolejnym turnieju we Wrocławiu także zaprezentował się przyzwoicie, zdobywając sześć oczek. Apogeum formy w rywalizacji z najlepszymi żużlowcami świata osiągnął podczas kolejnej eliminacji rozgrywanej w świetnie mu znanej Eskilstunie. Jaguś po trzech seriach był jednym z głównych faworytów do ostatecznego triumfu, jednak kolizja z Nickim Pedersenem w 16. gonitwie spowodowała, że musiał zrezygnować z dalszej walki w tym turnieju. Po wyleczeniu (zaleczeniu) urazu nie był już tak skuteczny. Szczególnie stadion Millennium w Cardiff głęboko zapadł mu w pamięci z faktu niechlubnego wyczynu tzw. olimpiady, czyli pięciu zer na koncie. Ostatecznie Jaguś w mistrzostwach świata zajął 11 miejsce. Po zakończeniu sezonu oświadczył, że ze względu na swój wiek i wysokie koszty uczestnictwa rezygnuje z ubiegania się o starty w elicie w kolejnych latach. Największym medalowym osiągnięciem wojownika z Torunia jest srebro wywalczone w duńskim Vojens wraz z reprezentacją w roku 2008. W tymże sezonie po raz ostatni pojawił się w imprezie z cyklu Grand Prix. W Bydgoszczy z dziewięcioma punktami zajął 8 miejsce.
Paraliżująca obawa
Żużel to nie szachy - takie stwierdzenie padło z jego ust w trakcie konferencji prasowej, podczas której poinformował o zakończeniu sportowej kariery. Jaguś przyznał również, że w minionym sezonie coraz częściej odczuwał strach w czasie jazdy. Bał się nie tylko o własne kości, lecz także o zdrowie rywali. Obawiał się, by nie powtórzyła się sytuacja z 1997 roku, gdy poważna kontuzja uda postawiła pod dużym znakiem zapytania jego dalsze żużlowe losy. Jan Ząbik stwierdził, że gdyby nie kontuzje to Jaguś mógłby osiągnąć w speedwayu znacznie więcej. On jednak osiągnął coś o wiele bardziej cennego niż medale i tytuły. To oddanie i szacunek kibiców, na który zapracował sobie przywdziewając przez 19 lat plastron z wizerunkiem anioła.
Jak śpiewa Grzegorz Markowski ...Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść... . I mimo słabszego roku Jaguś na zawsze w sercach kibicach Apatora zostanie niepokonany, bo
Choć mały ciałem, rębacz wspaniały
Wyrósł nad pierwsze szermierze
I wieki całe będą śpiewały
Pieśni o Małym Rycerzu.
Damian Woźniak