Kilka dni przed meczem - Kacper Gomólski - udzielił naszemu portalowi wywiadu, w którym poinformował o swoich problemach zdrowotnych. - Już przed finałem Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski leżałem w łóżku i chyba nie do końca się wyleczyłem. Lekarze nie widzą szans, żebym wystąpił w meczu z rzeszowianami. Mówią, że tylko cud może sprawić, że pojawię się na torze. Ale ja wierzę w cuda (śmiech). Okazało się, że przez cały ubiegły tydzień siedemnastolatek zmagał się z ropną anginą i więcej czasu spędzał w gabinetach lekarzy, aniżeli myślał o decydującym dla jego zespołu spotkaniu.
Być może cud, o którym wspomniał sam zainteresowany, ale prędzej silna wola i chęć pomocy kolegom sprawiły, że w niedzielę rano młodszy z braci Gomólskich pojawił się na torze, wykręcił kilka próbnych kółek, a następnie wziął udział w pasjonującej konfrontacji z drużyną Dariusza Śledzia.
I trzeba przyznać, że to spotkanie było dla niego niezwykle udane. - To był zwariowany dzień. Nie ukrywam, że przez chorobę jestem bardzo osłabiony. Zaraz idę do domu spać. Mój wynik mógł być jeszcze lepszy, popełniłem kilka błędów, ale nie mam zamiaru narzekać - mówił. Warte odnotowania jest, że kolejny raz w tym sezonie jego plecy musiał oglądać bezsprzecznie najlepszy zawodnik tego dnia - Lee Richardson. - Przyznaję, że bardzo mnie to cieszy. Miło jest przyjeżdżać przed zawodnikami tej klasy, ale podczas biegu się o tym nie myśli. Na starcie każdy zawodnik ma takie same szanse.
![](http://foto.sportowefakty.pl/galeria/4483/IMG_6383.jpg)
Kacper Gomólski (N) przed Lee Richardsonem
Teraz podopiecznych Leona Kujawskiego czeka wyjazd do Gdańska, gdzie najprawdopodobniej rozstrzygną się losy drugiego miejsca w lidze. Gnieźnianom wystarczy remis (przy porażce Lokomotivu Daugavpils w Rzeszowie), żeby już następnej niedzieli stanąć do rywalizacji o awans do ekstraligi z Włókniarzem Częstochowa. - Nie jest tajemnicą, że w Gdańsku będziemy chcieli wygrać i spróbować swoich sił w barażu z przedostatnim zespołem z ekstraligi. Doceniamy klasę rywala, ale na pewno się go nie boimy. Za gospodarzami przemawia specyficzny tor, który będziemy starali się odczarować.