Przypomnijmy, że prezesi klubów w ramach nowego regulaminu ustalili m. in. rezygnację ze zwracania żużlowcom kosztów dojazdu na zawody oraz maksymalne kwoty za podpis pod kontraktem uzależnione od uzyskanych przez zawodników średnich biegowych (maksymalnie 75.000 zł netto za podpis pod kontraktem w I lidze). Ponadto kluby I ligi jednogłośnie ustaliły również, że zawodnicy za punkt zdobyty w rozgrywkach ligowych otrzymają maksymalnie 800 zł netto. Zmiany dotyczą również zasad związanych z zagospodarowaniem przestrzeni na strojach żużlowców. Od sezonu 2011 sponsorzy, którzy dotychczas indywidualnie wspierali zawodników startujących w I i II lidze, będą to mogli robić za pośrednictwem klubu.
- To szalony pomysł (śmiech - dop. red.). Z mojej perspektywy wygląda to tak, że przy poziomie na jakim jeżdżę, a więc i ilości pieniędzy ładowanych w sprzęt, czy na wypłaty dla mechaników, nie mógłbym sobie pozwolić na starty w pierwszej lidze przy nowym regulaminie finansowym. Zdecydowanie nie, to jest po prostu niemożliwe. Przecież my ponosimy spore wydatki - przyjęcie tych nowych warunków oznaczałoby, że godzimy się na coś co nam się zupełnie nie opłaca - twierdzi Lee Richardson.
Lider Marmy Hadykówki Rzeszów najwyraźniej zmuszony będzie "uciekać" do Ekstraligi. Brytyjczyk nie powinien mieć z tym problemu. Klub z Podkarpacia pewnym krokiem zmierza do najwyższej klasy rozgrywkowej, a "Rico" ma w tym spory udział. W swoim składzie z pewnością chciałby go mieć niejeden trener ekstraligowego zespołu. - Nie chcę składać w tej chwili żadnych deklaracji. Celem na ten sezon było pomóc drużynie z Rzeszowa wywalczyć awans do Ekstraligi. Wszystko wskazuje na to, że tak się stanie. Wtedy usiądziemy do rozmów z kierownictwem klubu i zobaczymy co z tego wyjdzie - dyplomatycznie odpowiada Richardson.
Zawodnika jeszcze kilka lat temu mogliśmy oglądać w Grand Prix. Nie jest tajemnicą, iż organizatorom cyklu na rękę jest, by startowało w nim przynajmniej dwóch Brytyjczyków. Jedynym, który jest bliski stałego miejsca w przyszłorocznych mistrzostwach jest Chris Harris. Startujący ze stałą "Dziką kartą" Tai Woffinden zajmuje dopiero 15 miejsce. Wydaje się, że z pozostałych Brytyjczyków jedynie Richardson byłby w stanie nawiązać walkę z najlepszymi na świecie. Żużlowiec Marmy Hadykówki przyznaje jednak, iż Grand Prix to dla niego przeszłość. - Miałem bardzo udany zeszły sezon w Polsce, w Szwecji i w Anglii. Nieźle spisałem się podczas Drużynowego Pucharu Świata. I co? Ani jednego telefonu z BSI, zupełnie nic. Szczerze mówiąc Grand Prix to dla mnie już zamknięty rozdział. Nie mam co liczyć na "Dziką kartę", a nie będę co roku przebijał się przez eliminacje. Skupiam się na ligowych startach i myślę, że z niezłym skutkiem.
"Rico" jest przekonany, że pomimo klęski w debiutanckim sezonie, Tai Woffinden będzie z sukcesami reprezentował Wielką Brytanię w najbliższej przyszłości. - Nie idzie mu w tym sezonie, ale to wciąż młody chłopak. Mocne wejście zaliczyli Emil Sajfutdinow i Chris Holder, ale myślę, że w nadchodzących latach Tai dołączy do nich i będzie jedną z głównych postaci cyklu. Wiem, że bardzo ciężko na to pracuje.