W 2010 roku nie tylko mija 37 lat od czasu, kiedy Jerzy Szczakiel w 1973 roku sięgnął po złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Świata na żużlu w Chorzowie. Jak zauważył mój znajomy, liczba 37 pojawia się także w innym wymiarze żużlowych rozważań. Pierwsze IMŚ rozegrano w 1936 roku. Dokładnie po 37 latach od tego wydarzenia, pierwszy Polak sięgnął po upragniony tytuł mistrza świata. Było to w 1973 roku. Odwróćmy cyfry 73 i otrzymamy... 37. Mija kolejne 37 lat i... co? No właśnie, cały czas wierzymy, że to ten sezon, że to upragniony i długo wyczekiwany rok polskiego speedway'a. Mieliśmy w ostatnich latach kilka tytułów najlepszej drużyny świata, mieliśmy mistrzów świata juniorów. Brakowało ciągle tego najważniejszego tytułu wśród seniorów. Może właśnie ten 2010 rok jest tym magicznym rokiem, na które czekały tysiące polskich kibiców?
W Gorican wielu fanów znad Wisły ubranych było w biało - czerwone koszulki z podobizną Golloba i znamiennym napisem: "Tomasz Gollob speedway world champion". Bez wątpienia to prawda. Tomasz Gollob nawet (jeszcze) bez oficjalnego tytułu jest mistrzem żużla nad mistrzami. Nikt inny nie potrafi jeździć tak jak on. Szkoda tylko, że lider klasyfikacji cyklu Grand Prix w Chorwacji stracił trochę z przewagi nad Jasonem Crumpem. Zyskał za to nad Jarosławem Hampelem, ale teraz to obaj Polacy muszą oglądać się coraz bardziej za plecy, bo wciąż aktualny czempion bez walki nie odda korony.
To jest piękny sezon polskiego speedway'a. Poza Gorican we wszystkich rundach biało-czerwoni stawali na podium. Czterokrotnie w tym sezonie na podium grano już Mazurka Dąbrowskiego. Finisz jest tuż, tuż. Jeśli Gollob utrzyma Crumpa na dystans na nieobliczalnym torze w Vojens, będzie już na ostatniej prostej, by spełnić swoje sportowe marzenie. W Terenzano był królem przed rokiem. W Bydgoszczy króluje od lat. Polak jest w życiowej formie. Jeździ niczym w transie, a do upragnionego tytułu potrzebuje tylko odrobiny szczęścia. Szczęścia, którego zabrakło w półfinale w Cardiff i w losowaniu w Gorican. Gdyby nie to, pewnie z większym spokojem czekalibyśmy na ostatnie trzy rundy tegorocznego cyklu. - 10 punktów to dużo i mało - przyznaje pan Tomasz.
Wierzmy jednak, że liczba 37 będzie szczęśliwa. Spojrzałem w kalendarz i policzyłem, że od 2 września (triumf Jerzego Szczakiela) do 9 października (finałowa Grand Prix w Bydgoszczy) jest również... 37 dni. Gollob z kolei najczęściej jeździł w Grand Prix z plastronem z numerami 3 (czterokrotnie) i... 7 (trzykrotnie). A poza tym powinno zadziałać prawo serii: 2007 rok - czwarty, 2008 rok - trzeci, 2009 - drugi, 2010...
Bo jeśli nie teraz, to kiedy?