Reprezentacja Szwecji po przeciętnej jeździe w poniedziałkowym półfinale w Anglii, na torze w Vojens pokazała lwi pazur i była bliska zwycięstwa w całych zawodach. Atutem Szwedów był wyrównany skład. - Spisaliśmy się naprawdę dobrze. W przeciwieństwie do półfinału w King's Lynn mieliśmy udany początek zawodów. Od pierwszych wyścigów jeździliśmy bardzo dobrze i udało nam się odskoczyć rywalom na kilka punktów. Później tylko kontrolowaliśmy sytuację. Po czterech seriach byliśmy bardzo bliscy awansu, ale ciągle myśleliśmy także o tym, by pokonać Duńczyków. Gospodarze ostatecznie wygrali jednym punktem, ale udowodniliśmy, że tworzymy wyrównany zespół – podkreślał Fredrik Lindgren, zdobywca 11 punktów w czwartkowym barażu.
Szwecja w poniedziałek w King's Lynn i Szwecja w barażu w Vojens to jakby dwie różne reprezentacje. Owszem, dokonała się jedna zmiana i w miejsce Daniela Nermarka wskoczył Andreas Jonsson, ale nie tylko pojawienie się w składzie "AJ" sprawiło, że reprezentacja Trzech Koron pojechała zgoła inaczej niż kilka dni wcześniej. - W King's Lynn od początku nie układały nam się zawody. Straciliśmy sporo punktów w pierwszej serii. Musieliśmy gonić rywali, ale było to bardzo trudne zadanie, bowiem Anglicy i Australijczycy byli świetnie dysponowani. W Vojens od początku ułożyło się wszystko po naszej myśli. Na dodatek wrócił do składu Andreas Jonsson, który jest przecież żużlowcem światowego formatu i nie tylko zdobywał cenne punkty, ale także wprowadził spokój do naszej drużyny. Uwierzyliśmy w siebie - tłumaczy popularny "Fredka".
W finale będzie wyrównana stawka. Każdy z czterech zespołów marzy o medalu. Najmniej szans daje się Brytyjczykom, aczkolwiek nikogo w finale nie można lekceważyć. Jak zaznacza Fredrik Lingren, faworytami są Polacy, ale reprezentacja Trzech Koron zamierza pokrzyżować szyki Polakom i Duńczykom. - Myślę, że zawody będą bardzo wyrównane. O sukcesie mogą decydować detale. Polacy wyglądają na faworytów. Są w wybornej formie. Tomasz Gollob jeździ znakomicie. Podobnie Jarosław Hampel, który jest przecież liderem klasyfikacji Grand Prix. Biorąc pod uwagę skład i aktualną formę, Polacy są najsilniejsi. W sobotnim finale każdy z czterech zespołów będzie chciał jednak wygrać. Nikt nie odpuści. Walka będzie o każdy punkt – zapowiada Fredrik Lingren.
Szwed zapytany, czy następcy Tony Rickardssona za sukces uznają zdobycie jakiegokolwiek medalu odpowiada stanowczo. -Absolutnie nie. Jedziemy po to, by zwyciężyć. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nie będzie to łatwe zadanie, ale chcemy zdobyć Puchar Świata - kończy Lindgren.
Reprezentacja Szwecji ma dobre wspomnienia z Vojens. W 2003 roku startując bez Tony Rickardssona, była skazywana na pożarcie, a sensacyjnie pokonała Australię i Danię, sięgając wówczas po raz pierwszy o trofeum Ove Fundina. Sukces ten Szwedzi powtórzyli rok później w Poole. W kolejnych latach już nigdy nie stanęli na najwyższym stopniu podium, ale poza 2007 rokiem w Lesznie, zawsze plasowali się na medalowej pozycji.