Szwed dotychczas nie zachwycał startując w barwach Wybrzeża. Po katastrofalnych występach w Gnieźnie i Daugavpils Jonasson zaliczył trzy występy na poziomie 5-6 punktów. To zdecydowanie lepiej niż na początku, ale jego jeździe wyraźnie brakowało błysku. Jonasson był bardzo pasywny na dystansie i w niczym nie przypominał zawodnika, który potrafił skutecznie punktować w Ekstralidze.
Mecz z Poznaniem, choć dla gdańszczan katastrofalny, dla Jonassona może okazać się punktem zwrotnym sezonu w polskiej lidze. "THJ" zaczął jak cały zespół - fatalnie. Szwed dwukrotnie przyjechał na metę czwarty i zanosiło się na to, iż wypadnie niezwykle blado przy swoim konkurencie w walce o miejsce w składzie - Tobiasie Kronerze, który spisywał się o niebo lepiej. To właśnie z Kronerem w parze Jonasson wystartował w biegu dziewiątym. W wyścigu tym zawodnicy Lotosu Wybrzeże pokonali 4:2 osamotnionego Adama Skórnickiego, a Jonasson mógł cieszyć się ze zwycięstwa biegowego. Do końca zawodów Szwed był bardzo szybki, jeździł efektownie i efektywnie. Jego jazda była zdecydowana, agresywna i przede wszystkim skuteczna. Takiego Jonassona gdańscy kibice w tym roku jeszcze nie widzieli. Czyżby nastąpiło przebudzenie?
- Coś drgnęło w mojej jeździe. To uczucie, kiedy wygrywasz wyścig - cholernie wspaniałe, zwłaszcza gdy przez cały bieg gonisz rywala po trasie. Zacząłem od dwóch czwartych miejsc, ale z późniejszych moich wyścigów mam prawo być zadowolony. Coraz lepiej idzie mi na gdańskim torze. Czuję się szybki i widzę, po swojej jeździe, że zaczynam wyczuwać coraz lepsze ścieżki i nie trzymam się tylko krawężnika. Mam nadzieję, że będę punktował jeszcze lepiej i równiej. Najlepiej trzy - trzy - trzy... - mówił po niedzielnym meczu "THJ", który choć zadowolony ze swojej postawy, był rozczarowany porażką zespołu. - To był fatalny mecz dla nas. Nie radziliśmy sobie. Jechaliśmy bez Magnusa, ja miałem fatalny początek… dużo rzeczy złożyło się na tą porażkę. Nie możemy się załamywać. Musimy dalej ciężko pracować.