Po ósmym biegu ekipa z Opola postanowiła zebrać się i omówić co dalej. Postanowiono, że drużyna nie wyjedzie już do żadnego biegu. Po dwóch takich incydentach, licznie zgromadzeni fani ze stolicy polskiej piosenki postanowili pójść pod parking, jednak to nic nie dało i w dziesięciominutowej przerwie pomiędzy biegiem dziesiątym, a jedenastym, opuścili stadion.
Zdegustowanym fanom z Opola nie ma się co dziwić, gdyż przemierzyli sporo kilometrów, by być w Rawiczu ze swoja drużyną, a ta po ósmym biegu, można powiedzieć, że oddaje mecz bez jakiejkolwiek walki, tłumacząc to złymi decyzjami arbitra czy nie najlepiej przygotowanym torem. Dziwić się można natomiast zawodnikom z Opola, którzy podczas gdy rawiczanie wyjeżdżali osamotnieni do wyścigów, świetni bawili się po swojej stronie parkingu. Najwięcej do powiedzenia miał Benjamin Barker. Brytyjczyk, dla którego jest to pierwszy rok w gronie seniorów, za wszelką cenę próbował sprowokować rawickich kibiców. Wystawiał do płotu cztery litery, udawał taniec Michaela Jacksona, pokazywał środkowy palec, a nawet zachęcał do przyjścia do parkingu na walkę wręcz. To na pewno zachowanie, które nie przystoi sportowcowi. Gdyby tego było mało, Barker podczas gdy Marcin Nowaczyk wjechał w taśmę z powodu awarii sprzęgła, biegał po parkingu ze swoim teamem, klaskał i nie mógł powstrzymać się ze śmiechu z tego powodu. Chwilę po tym, postanowił trochę rozbudzić pozostałych członków ekipy... wybrał butelkę i zaczął polewać swoich kolegów, jakby drużyna zwyciężyła mecz o wszystko, a przecież przegrała różnicą aż 45 "oczek"!
Sprawa o tyle dziwna, że dosłownie o 5 metrów od tej sytuacji stało kierownictwo drużyny z Opola, z prezesem Drozdem na czele, a szczeniackie zachowanie, bo inaczej nazwać jest to trudno, zostało zaakceptowane i nie wydawało się, jakby członkowie zarządu mieli ochotę z tego powodu wyciągać jakieś wnioski...