- Jestem chyba drugim Polakiem w tym turnieju, uplasowałem się w pierwszej ósemce. Gdyby to była Grand Prix, byłbym w półfinale - komentował tuz po zawodach "Jabłko". - Mogę żałować, że uciekły mi cztery punkty, które mogłem dowieźć. Nie będę się tłumaczył, z czego to wynikało. Rywale wykorzystali moje błędy w ustawieniach na pierwszy wyścig. Tutaj nie ma słabych biegów - dodał.
Krzysztof Jabłoński dobrze zaprezentował się w swoim drugim i trzecim starcie. Nieco słabiej było natomiast w czwartej serii. - Szkoda, że ta przerwa była taka długa - przyznaje żużlowiec. - Ta fajna orbita, która mnie niosła, w następnym biegu została zlikwidowana. To mnie trochę ugotowało. Nie ma jednak co płakać, trzeba jechać dalej. Nie odstawałem od innych, co cieszy. Mam kontakt z czołówką i wstydu gnieźnieńskim fanom nie przyniosłem. To jest jak finał mistrzostw Polski lub inny finał europejski czy kontynentalny. W każdym biegu trzeba być czujnym, gotowym i odczytywać zmieniające się warunki na torze.
Jabłoński na czele stawki. Za jego plecami Crump i Hancock
Wychowanek Startu wystąpił jak na razie we wszystkich edycjach turnieju. Ma zatem doskonałą wiedzę na temat siły zawodników w nim startujących. Jak sam przyznaje, z każdą kolejną edycją w Grodzie Lecha pojawiają się coraz mocniejsi zawodnicy. - Stawka z roku na rok jest silniejsza. Ja od tylu lat nie mogę się dostać do Grand Prix, aż w końcu cykl przyjechał do mnie (śmiech). Jabłoński nie ukrywa, że ranga i prestiż Turnieju Chrobrego dorównuje już największym tego typu imprezom. - Myślę, że na dzień dzisiejszy są to najlepsze i najsilniej obsadzone zawody towarzyskie w Polsce - stwierdza z przekonaniem "Jabłko".
Teraz zespół Startu Gniezno czeka pojedynek z drużyną Speedway Miszkolc. Dla gnieźnian będzie to pierwszy mecz rozegrany na własnym obiekcie od niespełna dwóch miesięcy. - Musimy usiąść, zebrać się z trenerem i zawodnikami. Wtedy ustalimy taktykę. Ja jestem przygotowany, może z małym poślizgiem, na każde warunki. Pokazały to dzisiejsze zawody. 3 czerwca żużlowców z Grodu Lecha czeka trudne zadanie: kilka godzin przed potyczką z Węgrami w Toruniu zostanie rozegrany finał Mistrzostw Polski Par Klubowych. - Bardziej niż samym meczem martwię się tym czy zdążę na niego przyjechać. Może w ogóle odpuszczę te pary, jeszcze nie wiem - kończy lider czerwono-czarnych.