Leigh Adams z dziką kartą? Australijczyk nie odmówiłby

 / Na zdjęciu: Leigh Adams
/ Na zdjęciu: Leigh Adams

Leigh Adams podjął w ubiegłym roku decyzję o wycofaniu się z Grand Prix. Swoją decyzję oznajmił przed ostatnim turniejem w Bydgoszczy. Trudno powiedzieć, aby zaskoczył wielu swoim postanowieniem.

Już w trakcie sezonu wielokrotnie sugerował, że jego czas w rywalizacji o najwyższe cele w sporcie żużlowym dobiega końca. Względy rodzinne miały tutaj decydujące znaczenie. Kilka miesięcy później zapowiedział także, że po sezonie 2010 zawiesi stalową łyżwę na stałe w warsztacie i wróci do ojczyzny.

Australijczyk jest Honorowym Obywatelem Leszna. Barwy miejscowego klubu reprezentuje nieprzerwanie od 1996 roku. Unia będzie w kwietniu organizatorem pierwszego turnieju Grand Prix. To dobry moment na obdarowanie Adamsa dziką kartą, gwarantującą mu start wśród najlepszych. Byłby to gest lojalności wobec zawodnika, który znaczną cześć swojej kariery spędził w Lesznie.

Leigh nigdy zresztą nie krył się ze wskazywaniem miasta, jako swojego drugiego domu. Ma to też sens ze strony finansowej. Obecność dwóch miejscowych reprezentantów wpłynęłaby na zwiększenie ilości widzów. Co ciekawe, sam Adams w niedawnej rozmowie ze swoim przyjacielem, byłym członkiem Speedway Commission Motorcycling Australia - Rodem Colquhounem, potwierdził gotowość przyjęcia zaproszenia.

Przyjęta reguła niejako obliguje organizatorów turniejów Grand Prix do wyboru rodaków do startu z dziką kartą. Ponoszący większość kosztów powinien jednak mieć prawo decyzji, co lepiej wypromuje miasto i klub, przynosząc zarazem większe zyski.

Źródło artykułu: