Od wielu lat jednym z głównych tematów w żużlowym środowisku są zarobki zawodników. Nie można się temu dziwić, gdy kolejne kluby mają wielkie kłopoty i wiszą nad przepaścią, a żużlowcy co roku otrzymują podwyżki. Ci najlepsi co sezon inkasują kilka milionów złotych, ale nawet słabsi są w stanie zarobić kilkaset tysięcy złotych.
Uderza w żużlowych prezesów
Problem w takim stanie rzeczy zauważa Jan Krzystyniak. Zgadza się on ze stwierdzeniem, że tak ogromne sumy w pewnym sensie rozleniwiają żużlowców, ponieważ bez względu na wynik są w stanie zgarnąć w ciągu roku ogromne kwoty. - Jeżeli coś łatwo przychodzi, to człowiek mniej się stara. Po co zawodnicy mają wówczas stawać na głowie i walczyć o każdy punkt? - pyta w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Janowski: Nie spodziewałem się takiego piekła
Co jednak ciekawe, nie twierdzi on, że zawodnicy mają mało zarabiać i nie potępia ich za wysokie pensje, skoro sami potrafili sobie je wynegocjować. - To ich pięć minut i muszą je wykorzystać. A to, że się tak dzieje, nie jest winą żużlowców, tylko prezesów. To oni odpowiadają za absurdy i patologię, która ma miejsce w żużlu - grzmi 67-latek.
To bez wątpienia bardzo trudna do rozstrzygnięcia kwestia. Jedni uważają, że to zawodnicy co roku żądają wyższych kwot na kontraktach, a działacze muszą się na nie zgadzać, aby spełnić oczekiwania kibiców i powalczyć o wysokie cele. Inni za to twierdzą, że większa asertywność prezesów doprowadziłaby do obniżki cen, ponieważ żużlowcy w końcu musieliby podpisać kontrakt z klubem, aby móc dalej zarabiać.
Główny problem żużla?!
Krzystyniak jeden z głównych problemów żużla widzi w pieniądzach otrzymywanych na przygotowanie do sezonu. Zresztą o tej kwestii było ostatnio głośno w kontekście Włókniarza i sporu z Madsenem, Michelsenem oraz Drabikiem. Wielu działaczy czy ekspertów podkreśla, że żużlowcy faktycznie nie wykorzystują tych pieniędzy na inwestycje w sprzęt, a na potrzeby prywatne.
- To chore i obniża poziom dyscypliny. Teraz mówi się, że żużel jest teatrem czy przedstawieniem i nie ma za wiele wspólnego ze sportem. Kiedyś Giuseppe Marzotto zastanawiał się, czy zamknąć swoją fabrykę silników, bo się one nie sprzedają. Wszyscy zawodnicy mówią, że co sezon kupują nowe jednostki, a okazuje się, że w roku sprzedaje się ich 300 sztuk. To absurdalne. Niektórzy nie kupują ani jednego silnika, a twierdzą, że inwestują w sprzęt - mówi nasz rozmówca.
Liczy się tylko kasa?
Co więcej, według niego sporym problemem są zarobki polskich juniorów, którzy podpisują wysokie kontrakty, a w kolejnych latach nie robią zbyt dużych postępów. Mimo wszystko regularnie zdobywają medale na arenach międzynarodowych, ponieważ ich rówieśnicy z zagranicy nie mają takich możliwości finansowych. Jego zdaniem, gdyby zarabiali oni tyle samo, na pewno byliby lepsi od polskich juniorów.
- Najlepiej nic nie mówić, zamieść całą prawdę pod dywan i bawić się w te ogromne pieniądze oraz cyrk. Za kilkanaście lat może być problem z żużlem, gdyż kibiców będzie coraz mniej. Wydaje mi się, że z roku na rok brnie to w ciemną uliczkę - podsumowuje Jan Krzystyniak.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Zawod Czytaj całość