39-letni zawodnik w tym roku oficjalnie wraca do łask Ryszarda Kowalskiego. To dobra wiadomość, bo choć polski tuner nie jest już gwarantem zwycięstw w Grand Prix oraz PGE Ekstralidze, to jego silniki wciąż są całkiem dobre i na pewno będą stanowiły solidne uzupełnienie warsztatu Jasona Doyle'a. Z naszych informacji wynika, że żużlowiec wyposażył się w trzy nowe silniki z logo RK Racing, a poza tym będzie dysponował czterema jednostkami napędowymi od Berta van Essena.
W ostatnich sezonach zawodnik występował głównie na silnikach od Berta van Essena, ale wielokrotnie jego sprzętowi brakowało mocy, którą popisywali inni klienci Holendra, jak choćby Fredrik Lindgren, czy Kai Huckenbeck.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Janowski: Nie spodziewałem się takiego piekła
Najnowsze zmiany u Doyle'a mogą zapowiadać nieco większą stabilizację niż w ostatnich latach. Doyle słynął z tego, że potrafił dość mocno rotować sprzętem, a w trakcie ostatnich lat pojawiał się na silnikach od praktycznie wszystkich specjalistów świata. Być może z czołowych żużlowców nikt nie mieszał w sprzęcie tak mocno jak on. Doyle'a widzieliśmy w ostatnich latach na sprzęcie Flemminga Graversena, Ashley'a Holloway'a, Petera Johnsa, Ryszarda Kowalskiego, Berta van Essena, a nawet Jacka Rempały.
Te wszystkie zmiany zamiast jednak pomagać, wprowadzały coraz większy chaos. A efekt widzieliśmy później podczas meczów PGE Ekstraligi. Tegoroczne zmiany pokazują jednak, że jest szansa na poprawę.
Motywacji Australijczyka nie ma co się dziwić, bo ten sezon może okazać się dla niego kluczowy. Jeśli zawiedzie po raz kolejny, to trudno będzie mu już odbudować swoją pozycję w żużlowym środowisku i namówić kolejnych prezesów na podpisywanie z nim gigantycznych kontraktów. Zresztą Doyle pod koniec sezonu będzie obchodził 40. urodziny, co dodatkowo będzie utrudniało jego sytuację.
Silniki RK Racing w teamie Doyle'a pokazują jeszcze coś innego. Widać bowiem wyraźnie, że po ostatnim słabszym sezonie, Ryszard Kowalski zmienił nieco podejście i staje się bardziej liberalny. Jeszcze kilka lat temu Australijczyk po odstawieniu jego silników nie miałby raczej co liczyć na szybki powrót do grona klientów. Obecnie jednak Kowalski ma mniej pracy niż jeszcze kilka lat temu i znacznie przychylniejszym okiem patrzy na takie powroty. Czołowy tuner musiał się w zeszłym roku pogodzić się z tym, że nawet jego najlepsi klienci - jak choćby Bartosz Zmarzlik - zaczęli testować inne silniki.