- Chcemy zatrzymać rozlew krwi. Trudno powiedzieć, czy w obliczu wstrzymania pomocy amerykańskiej, wojna szybciej się zakończy. Czy pomoc europejska wystarczy, by dalej bronić się przed najeźdźcą? Nie wiemy - mówi Aleksander Latosiński, pięciokrotny indywidualny mistrz kraju w żużlu, sędzia cyklu Grand Prix, od kilkunastu lat mieszkający w Polsce.
Nadzieje na krok w stronę pokoju wiązano z zapowiadanym podpisaniem umowy o metalach ziem rzadkich pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Ukrainą w trakcie piątkowego spotkania w Waszyngtonie. Ostatecznie jednak do finalizacji umowy nie doszło. Spotkanie Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim zakończyło się bowiem awanturą, po której prezydent Ukrainy został wyproszony z Białego Domu.
Obie strony - przy wsparciu krajów europejskich - deklarują jednak chęć wznowienia rozmów, by jak najszybciej zakończyć wojnę.
- W sytuacji, w której znajduje się Ukraina, pokój jest nam wszystkim potrzebny - dodaje Latosiński. - Każdego dnia moi rodacy żyją ze świadomością, że może spać bomba na ich dom. Chcemy pokoju, ale sprawiedliwego. Tylko jak do niego doprowadzić? Niby wszystkie strony chcą zawieszenia broni i rozpoczęcia negocjacji. Żeby jednak nastał pokój, musi tego chcieć także najeźdźca, czyli Rosja - zaznacza.
Nie ma rodziny bez poległych
Z kolei Siergiej Gołownia, żużlowy działacz z miasta Równe, który na froncie stracił starszego brata, Rusłana, dodaje, że teraz w Ukrainie potrzebna jest przede wszystkim jedność. - Nie znamy wszystkich szczegółów, które miały się znaleźć w porozumieniu pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Ukrainą. Spory będzie można toczyć, jak już będzie zwycięstwo, jak zakończy się ta okrutna wojna - podkreśla Gołownia.
Działacz mówi, że nie ma praktycznie rodziny w Ukrainie, która nie straciłaby kogoś bliskiego na wojnie. Przeżył to także nasz rozmówca. - Ostatni raz z bratem rozmawiałem pod koniec września ubiegłego roku. Później pisałem do niego, dzwoniłem, ale nie odbierał. Wcześniej mi jeszcze napisał, że był na pozycji, wszystko jest w porządku i mamy się nie martwić. Następnego dnia rano jego żona mi powiedziała, że trafił do szpitala. Po kilku tygodniach znowu pojechał na front i już nie wrócił. Zginął pod Kupiańskiem - opowiadał w poruszającym wywiadzie w grudniu 2024 ukraiński działacz.
Obaj nasi rozmówcy podkreślają teraz, że po feralnym piątkowym spotkaniu przywódców w Waszyngtonie, w kraju wzrosły akcje Wołodymyra Zełenskiego. Społeczeństwo stoi za swoim prezydentem, bo chce sprawiedliwego pokoju i rozmów z udziałem przedstawicieli kraju napadniętego przez Rosję.
- Ukraina od początku napaści była i jest bardzo wdzięczna za amerykańską pomoc. Ale to, co wydarzyło się w piątek w Białym Domu, trudno do końca zrozumieć - powiedział nam Latosiński. - Wierzę, że będzie ciąg dalszy rozmów ze Stanami Zjednoczonymi - ma nadzieję nasz rozmówca.
Sport w czasie wojny
Obaj w obliczu tych dramatycznych wydarzeń, uciekają w sport. Pomimo wojny Ukraińcy w Równem robią wszystko, by sport żużlowy w tym ośrodku nie upadł. To miasto położone około 200 km od granicy z Polską. W przeszłości klub brał udział nawet w rozgrywkach polskiej ligi. Właśnie z Równego do Polski przed wojną uciekł Nazar Parnicki, który znalazł schronienie w Lesznie i tam rozwija karierę. - To jeden z najzdolniejszych żużlowców młodego pokolenia w Ukrainie. Jest wicemistrzem świata juniorów i jasne, że nie osiągałby tych sukcesów, gdyby nie pomoc i wsparcie, które otrzymał w Lesznie - przyznaje Gołownia, który w grudniu ubiegłego roku został szefem komisji sportu żużlowego w Ukrainie.
Aktualnie w Ukrainie czynne są dwa tory: Równe i Czerwonograd. - Jest jeszcze obiekt w mieście Wozniesieńsk na południu Ukrainy. Nie jest on obecnie czynny. Niedawno nawet o nim był materiał w telewizji. Jako ciekawostkę powiem, że kiedy Rosjanie wkroczyli do Ukrainy, zajęli właśnie ten stadion i nocowali w budynku wieżyczki sędziowskiej - dodaje Gołownia.
Ukraina pomimo wojny, chce nadal uczestniczyć w rozgrywkach międzynarodowych. - Obok znanych zawodników jak Nazar Parnicki, Marko Lewiszyn, Andrij Karpov, Andrij Rozaliuk, Stanisław Mielniczuk czy Roman Kapustin, chcemy też jak najszerzej pokazać w Europie naszą młodzież w klasach 250cc. Zamierzamy rywalizować w mistrzostwach świata i Europy w tej klasie - podkreśla szef ukraińskiego żużla.
Dla Ukraińców możliwość jazdy na żużlu w Polsce i rozwijanie kariery w naszym kraju jest niczym ziemia obiecana. - Mamy młode talenty, ale łatwiej byłoby im rozwinąć się w Polsce. Osobiście żałuję, że od przyszłego roku mają zostać zlikwidowane rozgrywki U-24 Ekstraligi, które dawały młodym zawodnikom, także z Ukrainy, możliwość rozwoju. Rozumiem, że finansowały to polskie kluby, ale dla rozwoju europejskiego żużla, była to świetna sprawa - kończy nasz rozmówca.