Żużel. Piotr Protasiewicz odsłania kulisy okresu transferowego. "Madsen nie będzie zarabiać więcej od Zmarzlika"

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Piotr Protasiewicz

- W skali całego kontraktu Leon Madsen będzie zawodnikiem o 17 - 20 proc. droższym od Piotra Pawlickiego - mówi Piotr Protasiewicz. Dyrektor sportowy Stelmetu Falubazu zdradza również, dlaczego zielonogórzanie zrezygnowali z Taia Woffindena.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: W zarządzie Stelmet Falubazu nastąpiły niedawno zmiany. Nowym prezesem został Adam Goliński i pojawiły się spekulacje, że z tego powodu pana dni w klubie mogą być policzone. Doszło do tego, że wywiadu udzielił nawet Stanisław Bieńkowski, który wszystkiemu zaprzeczył. Chciałby pan coś dodać?

Piotr Protasiewicz, dyrektor sportowy Stelmetu Falubazu Zielona Góra: Reakcja właściciela Stanisława Bieńkowskiego jest bardzo wymowna i chyba mówi wszystko. Musiało dojść do grubej przesady, skoro postanowił zabrać głos. Nie wiem, czy jest sens to rozwijać. Mogę jedynie powiedzieć, że tak to już chyba jest, kiedy bazuje się na informacjach od ludzi, którzy mają kompleksy i uważają się za pseudofachowców od wielu dziedzin - od taktyki i jazdy na motocyklu żużlowym zaczynając, a na sztucznej inteligencji w żużlu kończąc. To właśnie oni opowiadają w środowisku żużlowym o mnie różne rzeczy. W efekcie w świat idą informacje, które nijak mają się do rzeczywistości. Zabawne w tym wszystkim jest również to, że ci ludzie myślą, że są najmądrzejsi, a wszyscy wokół to głupcy, którzy nie wiedzą o ich działaniach. Poza tym trochę smuci fakt, że dziennikarze biorą ich słowa za pewnik, mimo że te osoby w żużlu nie osiągnęły tak naprawdę nic.

To może przejdźmy do konkretów. Kto miał opowiadać w środowisku żużlowym o pana rychłym odejściu z Falubazu?

Nie mam ochoty wchodzić w szczegóły. Uważam, że to zbędne, bo każdy, kto się dobrze orientuje w żużlowych realiach, doskonale wszystko wie. Nie zależy mi teraz na przepychankach w mediach, to nie mój styl. Próbuję pokazać panu, jak to działa i skąd biorą się takie informacje. Zapewniam jednak, że podchodzę do tego z dużym luzem. Najczęściej takie doniesienia powodują u mnie tylko śmiech. Poza tym na co dzień podlegam pod zarząd. Jeśli moja praca będzie źle wykonywana lub nie będzie zadowolenia, to przygoda z Falubazem się zakończy. Nie będzie jednak o tym decydować żaden dziennikarz ani żaden pseudoekspert.

Chciałbym wrócić do pana relacji z Adamem Golińskim. Czy rzeczywiście był pomiędzy wami konflikt? Musieliście sobie coś wyjaśnić, kiedy znowu spotkaliście się w Falubazie?

Najpierw uporządkujmy fakty. Kiedy Adam Goliński był poprzednio w klubie, to pełnił funkcję prezesa, a ja byłem zawodnikiem Falubazu na kontrakcie zawodowym, który miał jeden z gorszych etapów w swojej karierze. Właściciele klubu i prezes mieli zatem prawo być niezadowoleni. Finalnie zażegnaliśmy turbulencje i teraz jestem w Zielonej Górze w innej roli. Dobrnąłem i wytrzymałem do momentu, w którym rozmawiamy. Nie było jednak tak, że z Adamem Golińskim musieliśmy usiąść i wyjaśnić jakieś zaszłości. Działamy w jednej drużynie z prezesem. Jesteśmy tu i teraz, nikt nie widzi powodów do rozmowy o tym, co było siedem czy osiem lat temu. Odbyłem już też rozmowę z właścicielem klubu Stanisławem Bieńkowskim i sprawa jest jasna. Miałem pełne zaufanie do poprzedniego zarządu i mam również do obecnego. Będę nadal podejmować w Falubazie decyzje, a jeśli okażą się błędne, to ktoś mnie z tego rozliczy. Tu i teraz nie ma jednak wątpliwości co do mojej roli. Pion sportowy będzie należeć nadal w całości do mnie.

ZOBACZ WIDEO: Ogromne zarobki Thomsena. Tak zareagował na tę kwotę Pedersen

Nowy prezes zaczął odważnie, bo powiedział, że w perspektywie kilku sezonów interesuje was zrzucenie z tronu Orlen Oil Motoru Lublin i transfery gwiazd pokroju Dominika Kubery. Panu taka narracja pasuje?

Siedem klubów PGE Ekstraligi marzy o zrzuceniu z pierwszego miejsca mistrza Polski. To normalne w sporcie, że każdy chce wygrywać. Prezes jest dorosły i ma prawo do swoich opinii. Ja mam swoją.

Domyślam się, że pan by takiej deklaracji nie złożył.
Nie, bo wcale nie jest powiedziane, że po sezonie 2025 w Falubazie w ogóle będą transfery. Może się przecież wydarzyć tak, że będziemy chcieli zatrzymać wszystkich zawodników z obecnego składu. Wtedy zarząd będzie walczyć, żeby każdy został. Jeśli jednak będziemy wykonywać ruchy, to jestem zwolennikiem działania po cichu. Prezesa też rozumiem, bo zależy mu na mocnej drużynie. Moim zdaniem już taką dysponujemy, choć na papierze nie możemy się jeszcze równać z Orlen Oil Motorem Lublin, Betard Spartą Wrocław czy Apatorem Toruń. Z drugiej strony nie wiemy, co wydarzy się na torze. To tylko sport.

Falubaz miał porozumienie z Taiem Woffindenem. "Rezygnacja była podyktowana tylko względami zdrowotnymi"

Chciałbym porozmawiać o okresie transferowym. W Stelmet Falubazie doszło do istotnych zmian. Jako ostatni do klubu dołączył Damian Ratajczak. Kiedy osiągnęliście porozumienie w sprawie wypożyczenia tego zawodnika i czy później były jakiekolwiek wątpliwości, że dojdzie ono do skutku?

Wokół wypożyczenia Damiana pojawiło się dużo szumu. Temat tego transferu z Fogo Unią Leszno miałem dograny już we wrześniu. Krzysztof Sadurski kończył wiek juniora, więc było jasne, że powstanie u nas luka, bo na ten moment nie mamy jeszcze wychowanków z odpowiednim poziomem sportowym. Wszystko zostało szybko ustalone z prezesem Piotrem Rusieckim, któremu bardzo dziękuję za wielki profesjonalizm i dotrzymanie danego słowa. Tak naprawdę mieliśmy tylko jedno uzgodnienie, które powodowało, że nie ogłaszaliśmy transferu.

Domyślam się, że czekaliście na wyniki procesu licencyjnego i decyzję, w której lidze pojedzie ostatecznie Fogo Unia Leszno. Był zatem jakiś plan B?

Tak, z tego powodu musieliśmy czekać. Co do planu B, to byli nim zawodnicy, których mamy na kontraktach. Myślę o Eryku Farańskim czy innych chłopakach. Oczywiście, to byłaby zdecydowanie słabsza opcja na dziś. Wierzyłem jednak, że kluby ekstraligowe przejdą proces licencyjny, choć nie było to wcale takie pewne.

Można zatem powiedzieć, że zaryzykowaliście.

Podjęliśmy pewne ryzyko, ale się opłaciło. Wcześniej kilku chłopakom musiałem podziękować, bo nie można było niektórych zbyt długo trzymać w niepewności. Każdy chciał wiedzieć, na czym stoi. Poza tym chciałbym też wspomnieć o rozmowach z samym Damianem Ratajczakiem, który miał na stole minimum dwie lepsze oferty pod względem finansowym. Podobnie było zresztą z warunkami, które przedstawiliśmy leszczyńskiemu klubowi. Nie była to najlepsza propozycja, ale z Fogo Unią ostatnio regularnie rozmawialiśmy o wypożyczeniach, więc to też odegrało ważną rolę. Finalnie ten kontrakt jest w całości droższy o około 15 proc. od wydatków, które ponieśliśmy na Krzysztofa Sadurskiego. Tanio zatem nie było, ale w obecnych czasach i przy aktualnych stawkach były to realne kwoty dla Falubazu.

Z tego, co pan mówi, wynika również, że spore ryzyko podjął sam zawodnik.

Tak, Damian i jego ojciec bardzo mi zaufali. Zawodnik zrezygnował przecież z lepszych ofert, które miał z innych ośrodków. Przekonałem go i bardzo chciał jeździć w Falubazie. Osobiście obiecałem mu też pomoc poza kontraktem i zamierzam dotrzymać słowa. Najważniejsze, że na tej pozycji mamy teraz duży atut. W mojej ocenie na papierze dysponujemy jedną z trzech najlepszych formacji juniorskich w PGE Ekstralidze.

Powiedział pan, że wszystko w sprawie Damiana Ratajczaka było ustalone w okolicach września. Zapytam zatem wprost: czy Falubaz miał też porozumienie z Taiem Woffindenem, z którego się ostatecznie wycofał?

Tak, był moment, że mieliśmy wszystko ustalone z tym zawodnikiem.

Dlaczego zmieniliście zdanie?

U Taia doszło do kontuzji. Pojawił się problem i pytania, na które nie było jednoznacznych odpowiedzi. Ja nie zamierzałem prowadzić negocjacji z lekarzami, bo nie uważam się w tych kwestiach za eksperta. Nie chcę też teraz wchodzić za głęboko w szczegóły, bo to tajemnica. W końcu doszło jednak do spotkania z zarządem i żużlowcem. Uznaliśmy, że ryzyko jest zbyt duże i się wycofaliśmy. Zawodnik przyjął to spokojnie, zareagował bez nerwów i znalazł sobie inny klub. Mam zresztą nadzieję, że w tym roku będzie w znakomitej formie. Tego mu życzę. Prawda jest zatem taka, że nasza rezygnacja była podyktowana tylko względami zdrowotnymi.

Madsen zarobi więcej od Zmarzlika? "To mrzonki i głupoty"

Czy rozumie pan rozgoryczenie Piotra Pawlickiego? Zawodnik twierdzi, że Falubaz dał mu słowo, z którego się później wycofał.

Nie byłem przy rozmowach Piotra Pawlickiego i władz klubu. Miałem jednak o nich oczywiście pełną wiedzę. W tej sprawie nie zamierzam zresztą owijać w bawełnę. Mogę prosić tylko o zrozumienie. Na rynku pojawiła się opcja, która nie była planowana. Nagle okazało się, że możliwy jest transfer Leona Madsena, a więc zawodnika absolutnego topu ekstraliowego. Było trzeba szybko decydować i poszliśmy w kierunku Duńczyka. Piotrowi życzę jak najlepiej. Wierzę, że nie będzie mieć tego klubowi za złe, bo zawsze staraliśmy mu się pomagać. Rok temu walczyłem, żeby jeździł w Falubazie. Myślę, że w naszych relacjach było więcej pozytywów niż negatywów. Skorzystaliśmy jednak z okazji, która się pojawiła.

Sporo mówi się, że ta okazja dużo kosztowała. Czy to prawda, że Leon Madsen będzie w Stelmecie Falubazie najlepiej zarabiającym zawodnikiem PGE Ekstraligi, który przebije pod tym względem nawet Bartosza Zmarzlika?

Na pewno tak nie będzie. To są mrzonki i głupoty. Po stronie Falubazu mamy mocny fundament i gwarant wypłacalności, którym są firma Stelmet i Stanisław Bieńkowski. Mówimy o gigancie w biznesie, który odniósł ogromny sukces, ale nie zrobił tego poprzez rozdawanie wielkich pieniędzy na lewo i prawo. Z pełną stanowczością mogę powiedzieć, że w skali całego kontraktu Leon Madsen będzie zawodnikiem o 17 - 20 proc. droższym od Piotra Pawlickiego. Znam jego kontrakt i stawki, które się w nim znajdują.

Doskonale pan wie, że kontrakt to jedno. Można jeszcze podpisać drugą, a nawet trzecią dodatkową umowę.

Zapewniam, że nie ma żadnej dodatkowej czy nawet dziesięciu dodatkowych umów, które doprowadzą do wzrostu kontraktu Leona Madsena. Duńczyk będzie pod względem zarobków w czołówce ligi, ale nie na pierwszym czy drugim miejscu.

Zdecydował się pan na zatrzymanie w drużynie Michała Curzytka. Niektórzy mówią, że ma pan słabość do tego zawodnika. To prawda?

Mam słabość do kilku żużlowców i nigdy nawet tego specjalnie nie ukrywałem. Pamiętajmy jednak, że zawsze najważniejsze jest dobro klubu. Poza tym lubię zawodników, którzy ciężko pracują i słuchają. Michał ma 23 lata, a w wieku lat 21 mi zaufał i chyba teraz nie żałuje. Otoczyliśmy go bardzo dobrą opieką fachowców. Na ten moment to nie jest żużlowiec, który może konkurować z najlepszą trójką U24 w lidze. W połowie ubiegłego sezonu był w naprawdę dobrej formie, ale w pierwszym biegu ligowym jako podstawowy zawodnik U24 od razu złapał kontuzje, która mocno go zahamowała. Uważam jednak, że będzie świetnie przygotowany. On sam ma świadomość, że to ważny moment jego kariery. Nie bałem się tego ryzyka. Pamiętajmy też, że nasza formacja juniorska jest bardzo mocna i dzięki temu daje wiele możliwości podczas meczów.

Czy Michał Curzytek został w Stelmecie Falubazie, bo nie było chemii pomiędzy panem i Janem Kvechem?

Nie mówiłbym o braku chemii, bo rozstaliśmy się jako koledzy. W nerwach dochodziło do różnych sytuacji, ale mam do tego dystans. Jeszcze kilka lat temu sam byłem zawodnikiem i potrafiłem się dąsać, kiedy trener robił zmianę. Rozumiem zatem to ciśnienie i emocje. Jankowi życzę jak najlepiej, choć tak pół żartem, pół serio mam nadzieję, że meczach z Falubazem nie będzie zbyt szybki.

Czy uważa pan, że ten wybór obroni się pod względem sportowym? Michał Curzytek to lepszy zawodnik od Jana Kvecha?

Janek na tu i teraz być może prezentuje wyższy poziom sportowy od Michała. Decyzję trzeba było jednak podjąć. Zrobiłem to na podstawie różnych przesłanek. Niech pan pamięta, że Michał był u nas w konfiguracji z Taiem Woffindenem. Potrzebowałem zatem wtedy zawodnika z licencją polską. To był jeden z argumentów, choć zaznaczam, że nie tylko to decydowało. Przeprowadziliśmy wiele poważnych rozmów, które przekonały mnie, by mu zaufać. To kolejne ryzyko, ale na tym polega rola dyrektora sportowego. Zobaczymy, czy miałem nosa.

Falubaz stawia na szkolenie. Kiedy klub doczeka się wychowanka?

Za panem dwa lata pracy w Stelmecie Falubazie na stanowisku dyrektora sportowego. Jak pan ocenia ten okres?

Podsumowania należą raczej do zarządu, kibiców a przede wszystkim moich pracodawców, czyli właścicieli klubu. Uważam natomiast, że cele, które sobie postawiliśmy, na razie udaje się wspólnie realizować. To jednak nie tylko moja zasługa, bo na co dzień angażuje się wiele osób. Wydaje mi się, że było więcej plusów niż minusów, choć cały czas powtarzam, że jeszcze się uczę. Podglądam tych, którzy są dłużej na pewnych stanowiskach.

Trzeba też pamiętać, że jestem jedynym dyrektorem sportowym, który prowadzi drużynę podczas treningów, meczów PGE Ekstraligi, U24 Ekstraligi czy nawet rozgrywek DMPJ. Na razie daje mi to jednak wiele frajdy. Najważniejsze, że przez te dwa lata staliśmy się z drużyny pierwszoligowej zespołem, który ma potencjał, żeby zaliczać się do najlepszej piątki w kraju. Cieszę się również, że jesteśmy klubem stabilnym finansowo, co jest zasługą zarządu i przede wszystkim właściciela Stanisława Bieńkowskiego. Ktoś musi przecież zapłacić wszystkie kontrakty, które negocjujemy. Do tego mamy świetny marketing, to absolutny top w kraju. Niczego nam pod tym względem nie brakuje. Teraz musimy się do tego tylko dopasować poziomem sportowym.

Nie powie mi pan jednak, że przez dwa lata były same sukcesy. Czegoś nie udało się zrobić?

Nigdy nie jest tak, że nie może być lepiej. Nie można też patrzeć na wszystko przez pryzmat pierwszej drużyny. Na co dzień dużą wagę przywiązuję do tego, jak wygląda cały pion sportowy, czy klubowy warsztat, który jest jedną z kluczowych kwestii. Na wielu płaszczyznach Falubaz się zmienia. Nie ukrywam również, że ogromne znaczenie ma dla mnie rozwój szkolenia młodzieży, bo niektórzy regularnie zarzucają nam brak wychowanków, którzy mogliby wejść do pierwszej drużyny. Warto jednak pamiętać, że to konsekwencja wcześniejszych decyzji.

O jakich wcześniejszych decyzjach pan mówi?

Pewne tematy kulały przez 12,13 lat. Kiedyś w tym klubie były osoby, które dziś kreują się na wielkich fachowców. Wtedy podejmowały decyzje, które bardzo negatywnie wpłynęły na proces szkolenia. W efekcie powstała dziura, której nie da się załatać w rok czy dwa. Wiele rzeczy udało się zmienić i jest już lepiej. To nie działa jednak tak, że każdy z zastanych przeze mnie chłopaków miał papiery na żużlowca. W ostatnich dwóch sezonach wielu musiało zakończyć swoją przygodę. Najważniejsze, że obecnie mamy powody optymizmu za sprawą tych najmłodszych, czyli 13,14 czy 15 - latków. Ich postawa jest dla mnie budująca. Trzeba mieć tylko nadzieję, że wytrwają.

Dlaczego powstała luka w szkoleniu? Co do tego doprowadziło?

Kiedy wszedłem w struktury kluby, to już zaczynało dziać się dobrze. Duża w tym zasługa Andrzeja Wnęka, któremu bardzo dziękuję, bo jego wkład był bardzo duży. Swoje zrobiły też limity szkoleniowe oraz wymogi narzucone przez PZM oraz PGE Ekstraligę. Musimy też pamiętać, że wcześniej ktoś wymyślił w Falubazie szkółkę zawodową, co było strzałem w kolano. Z konsekwencjami tej decyzji mierzyliśmy się przez wiele lat.

Jak działała ta szkółka zawodowa?

Ktoś uznał, że będzie lepiej, jeśli rodzice zapłacą za szkolenie. To było zresztą rozwiązanie, którego nie było i nie będzie w żadnym innym polskim klubie. Nie możemy porównywać się do Danii czy Szwecji, gdzie poziom zamożności jest zupełnie inny niż u nas. W Falubazie bazujemy przede wszystkim na chłopakach z ościennych miejscowości. Nie każdego stać, żeby wszystko sfinansować. Teraz na szczęście działamy tak, że każdy adept jest wyposażony od A do Z.

Jak przebiega obecnie proces szkoleniowy?

Bardzo dobrze. Uważam, że zmierzamy we właściwym kierunku, ale zaznaczam, że to nie tylko moja zasługa. Mamy zespół szkoleniowców, od roku jest z nami Grzegorz Walasek, który się bardzo poświęca. Jestem zbudowany jego postawą i staram się go wspierać. Przejmuję od niego zawodników z licencjami i jeżdżę z nimi na wszystkie zawody 500cc, choć czasami zaglądam również na imprezy rozgrywane w innych klasach. Na razie brakuje nam jeszcze minitoru, więc udajemy się do zaprzyjaźnionych ośrodków. To przynosi jednak efekty dla tych najmłodszych, którzy zrobili wielki postęp. Budująca jest także postawa ich rodziców. Bez ich zaangażowania to nie mogłoby działać.

Kiedy doczekamy się zatem wychowanka w pierwszym składzie Stelmetu Falubazu Zielona Góra?

Myślę, że mówimy o dwóch, trzech sezonach. Oczywiście, przy założeniu, że po drodze nie wydarzy się nic złego. Takie mam marzenie i myślę, że jest ono realne.

Rozmawiał Jarosław Galewski, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (32)
avatar
FALUBAZ-KING
19 min temu
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
@Osiem Gwiazdek: Muchomor multikonciarzu odwal sie od Falubazu 
avatar
Caniggia79
22 min temu
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Protas duża klasa i profesjonalizm, taki menager to skarb dla klubu, z nim w składzie Falubaz bedzie mistrzem Polski ale raczej dopiero gdy wyjdą ze szkòłki utalentowani juniorzy 
avatar
pan wszystkich wszystkich panów
50 min temu
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Kiedyś w tym klubie były osoby, które dziś kreują się na wielkich fachowców. Wtedy podejmowały decyzje, które bardzo negatywnie wpłynęły na proces szkolenia. 
avatar
Kacper..U.L.
1 h temu
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Myszowate to specyficzna ekipa.Coś jak Apator.Atmosfera,płynność finansowa jest,rajdery jak Emil z uśmiechem od ucha do ucha otwierają bankowe apki z przelewami,sponsorzy walą drzwiami i oknami Czytaj całość
avatar
Nick Login
3 h temu
Zgłoś do moderacji
11
11
Odpowiedz
Który to ekspert mówił o sztucznej inteligencji w żużlu? Do kogo pije PePe?