Przez ostatnie tygodnie kibice żużla żyli sytuacją Stali, której dalsze istnieje, wisiało na włosku. Jak się okazało, klub z województwa lubuskiego posiadał ogromne długi, sięgające kilkunastu milionów złotych. Ostatecznie po zmianach w zarządzie i stworzeniu planu naprawczego, gorzowianie otrzymali zgodę na start w tegorocznych rozgrywkach PGE Ekstraligi.
Taka decyzja spotkała się ze sporym oburzeniem części fanów "czarnego sportu". Tym bardziej że klub uzyskał ogromne wsparcie finansowe z miasta. Oliwy do ognia dolał ostatnio Andrzej Rusko, który w rozmowie z naszym portalem opowiedział o przypuszczeniach, że na przełomie sierpnia i września ze strony ebut.pl Stali napłynęła nierynkowa propozycja dla Macieja Janowskiego (więcej TUTAJ). Trzeba zaznaczyć, że w tamtym okresie funkcję prezesa pełnił jeszcze Waldemar Sadowski.
- Czasami jestem "pod wrażeniem", na co stać właścicieli czy prezesów niektórych klubów z PGE Ekstraligi oraz Metalkas 2. Ekstraligi. Większość tych ludzi najczęściej posiada jakieś przedsiębiorstwa albo ma doświadczenie w działalności biznesowej. Aczkolwiek decyzje, jakie podejmują w klubach, są momentami całkowicie oderwane od rzeczywistości i możliwości finansowych - komentuje Jacek Gajewski.
ZOBACZ WIDEO: Brady Kurtz przebierał w ofertach. To dlatego wybrał Spartę
Ma on oczywiście świadomość, że różne firmy również mają kłopoty i bankrutują, lecz mimo wszystko trudno jest mu uwierzyć w to, co się dzieje w ośrodkach żużlowych. Niemniej jednak ma nadzieję, że kiedyś się to zmieni i w "czarnym sporcie" przypadków podobnych do Stali Gorzów więcej nie będzie.
- Lwia część tych osób, odpowiadając własnym majątkiem, nigdy w życiu nie podjęłaby takiej decyzji w swoich przedsiębiorstwach. A tutaj hulaj dusza, piekła nie ma. Zdarza się, że sport działa na nich, jak jakiś narkotyk i brakuje im trzeźwego myślenia. To jest dla mnie niepojęte. Żużel cały czas nie może zacząć kierować się realnymi regułami biznesowymi - zaznacza wieloletni menadżer.
Pomysł, aby prezesi odpowiadali za finanse klubów, nie jest niczym nowym i co jakiś czas przewija się w polskich mediach. Wydaje się jednak, że to mogłoby zniechęcić kilku kandydatów do objęcia tego stanowiska w niektórych ośrodkach.
Jacek Gajewski widzi w tym pozytyw, gdyż być może dzięki mniejszej liczbie chętnych, zaczęliby oni realnie patrzeć na finanse w żużlu. Jak podkreśla, obecnie dochodzimy do sytuacji, gdy na płace zawodników nie przeznacza się 70 czy 80, a ponad 100 procent budżetu. - To jest nierealne. Robią ludzie coś, z czego nie są w stanie się wywiązać - kończy nasz rozmówca.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Pieniądze, dobra, majątki się posiada lub nie a długi są bo tych w/w wartości brak!
ZAWSZE ZE STALĄ