W 2015 roku w organizmie Aleksandra Łoktajewa wykryto zabronioną substancję THC. Było to pokłosie imprezy, w której uczestniczył dwa dni wcześniej na Ukrainie, gdzie miał palić marihuanę. Punkty, które zdobył w tamtym spotkaniu, zostały odjęte, natomiast jego samego zawieszono na rok. Czy nie przewijała się u niego myśl, żeby spróbować wykręcić się z sytuacji?
- Gdybym posiadał coś innego, niż naturalny produkt w sobie, to może bym kręcił. Wtedy używałem, bo nie widziałem w tym problemu. Kiedy problem się pojawił to wiadomo, że zdanie się zmieniło. Dostałem, odbyłem. Wróciłem - mówił reprezentant Ukrainy.
Jak się okazuje, sama karencja była jednym z problemów, które spadły wtedy na Łoktajewa. Jego relacja z Falubazem bardzo mocno wtedy ucierpiała.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców
- Pewne osoby z Zielonej Góry wydoiły ze mnie wszystko, co, według przepisów, mogły ze mnie wydoić wydoić. Zielonogórski klub, z moją wpadką dopingową, wyszedł chyba najlepiej ze wszystkich swoich problemów w życiu - przyznał pochodzący z Rosji żużlowiec.
Poza aspektami finansowymi, zawodnik mówił między innymi o nierównym traktowaniu na treningach i przy wyborze składu meczowego.
- Na treningach wygrywałem z Protasiewiczem. Jak wrócił Hampel, to wygrywałem z Hampelem. Pojechałem jeden mecz słabiej, zrobiłem tam jeden, czy dwa punkty. Później Hampel wrócił do składu i mnie odstawili. Zaczął jeździć i nazwisko robiło swoje - kontynuował.
Choć 30-latek przyznał, że większość czasu spędzonego w klubie, jak i kibiców, wspomina dobrze, to nie ma w planie nawet podejmować ewentualnych rozmów z Falubazem. Wbił również szpilę ówczesnemu trenerowi zespołu, Markowi Cieślakowi.
- Jak na treningach robiłem się coraz lepszy, to przestali mnie puszczać spod taśmy z podstawowym składem. Dziękuję panu Cieślakowi. Później przestali informować kibiców, o której są treningi, żeby kibice nie widzieli, że ja wygrywam. Odbiło się to na mnie i potem trzeba było się odbudowywać - przyznał bez ogródek.
Łoktajew w ostatnich latach coraz mocniej puka do bram PGE Ekstraligi, gdzie ostatni raz jeździł w 2016 roku, zaraz po powrocie z zawieszenia. Kto wie, być może już w sezonie 2026 ujrzymy go na salonach, jeśli uda mu się poprowadzić Abramczyk Polonię do awansu. W poprzednich dwóch sezonach zawodnik dwa razy plasował się w top-6 najskuteczniejszych zawodników na zapleczu PGE Ekstraligi.