39-letni zawodnik na początku wyjaśnił jak to się stało, że potrzebował zaledwie jednej rozmowy z prezesem Robertem Dowhanem, aby dojść z nim do porozumienia w sprawie jazdy w barwach Falubazu. - Chodzi tu przede wszystkim o wiarę, zaufanie i pewne powiązanie. Jest mi bardzo przykro, kiedy patrzę na to, że kluby cierpią pod względem finansowym. Nie mam żadnych pretensji do Włókniarza, nie mogę powiedzieć nic złego, ani negatywnego na temat tego kubu. Jestem bardzo wdzięczny, że działacze z Częstochowy dali mi możliwość odejścia. Podwójną motywacją do przejścia do Falubazu było to, że będę mógł teraz jeździć w barwach drużyny, która zdobyła tytuł Drużynowego Mistrza Polski - wyjaśnił Greg Hancock. Amerykanin dodał, że otrzymał też ofertę z Tarnowa, ale ostatecznie postanowił wybrać tę z Winnego Grodu.
Hancock wysoko ceni drużynę Falubazu i uważa, że podopiecznych Piotra Żyto stać na walkę o najwyższe cele. - Dopiero dołączam do mistrzowskiej drużyny. Z mojej strony będę chciał dołożyć jak najwięcej, aby przyczynić się do obrony tytułu. Patrząc na skład, na nazwiska, jakie występują w klubie, jasne dla mnie jest to, że zmierzamy po kolejne mistrzostwo. Nasza drużyna stanowi duże zagrożenie zarówno na wyjazdach, jak i u siebie dla każdego. Uważam jednak, że nie powinno się przeceniać ani nie doceniać żadnej ekipy. Trzeba do każdego meczu przygotowywać się na bieżąco i być skoncentrowanym - powiedział.
Czy Greg słyszał już o "magii Falubazu"? - Pomijając aspekt sportowy i atmosferę w drużynie, to zauważyłem, że przez wszystkie lata, podczas których przyjeżdżałem do Zielonej Góry jako rywal, na stadionie przy ulicy Wrocławskiej robi się dużo hałasu - ocenił.
Dziennikarze nie mogli pominąć aspektu Wielkich Derbów Ziemi Lubuskiej. - Z każdym kolejnym spotkaniem z zielonogórzanami uczę się coraz więcej o derbach ze Stalą. W szczególności pod koniec sezonu dużo słyszałem na ten temat. Miałem okazję obserwować lokalne derby w lidze polskiej oraz wszystkich ligach świata i mogę powiedzieć, że jest to bardzo ekscytujące. To, co dzieje się w Lubuskiem jest jednak niezwykłe. Dostrzegam szczególną pasję w tych wydarzeniach. Nie mogę się doczekać! - zapewnił.
W sezonie 2010 podczas derbów Greg zmierzy się ze swoim byłym kolegą z Włókniarza Częstochowa, Nickim Pedersenem. - Przez wiele lat miałem okazję ścigać się razem z nim i przeciwko niemu. Podobnie sprawa ma się z Tomkiem Gollobem. Zdaję sobie sprawę z presji, jaka towarzyszy derbom, pojedynkom z tymi fantastycznymi zawodnikami i jestem na nią przygotowany - powiedział. Hancock z uśmiechem zauważył, że zielonogórscy dziennikarze jeszcze przed Bożym Narodzeniem żyją przyszłorocznymi derbami ze swoim lokalnym rywalem. Amerykanin zapewnił jednak, że on święta spędzi spokojnie, bez żadnego ciśnienia.
Czy "Herbie" w Grodzie Bachusa będzie pojawiać się jedynie tuż przed meczem i zaraz po nim wyjeżdżać? - Wszystko zależy od terminarza i rozkładu, tego jak będą układać się plany. Na pewno chciałbym w Zielonej Górze zawsze być trochę wcześniej żeby odpocząć przed meczem. Tak zawsze jest lepiej niż w sytuacji, gdy przyjeżdża się bezpośrednio na spotkanie. W dniu zawodów staram się nie podróżować jeśli nie muszę, ale wszystko zależy od tego, jak akurat ułoży się sytuacja - powiedział.
Amerykanin w sezonie 2010 nie będzie oczywiście ścigać się tylko w barwach Falubazu. - Podstawową będzie dla mnie liga szwedzka. Tam również zmieniłem barwy klubowe, bo przeniosłem się z Rospiggarny Hallstavik do Piraterny Motala. Ustaliłem już też warunki w Danii. Być może zdecyduję się na ligę czeską, ale w obu tych ligach będę występować w mocno ograniczonej liczbie spotkań. Nie będę natomiast ścigać się w Anglii. Dlaczego? Dla mnie decyzja była łatwa. Jeździłem na Wyspach przez wiele lat i obecnie nie czerpię z tego tyle korzyści, co dawniej. Znam tam bardzo wiele torów. Wyciągnąłem wnioski, uważam, że każdy zawodnik powinien spróbować startów w Anglii, ale teraz skupiam się na ligach polskiej i szwedzkiej oraz walce w Grand Prix. Tam rywalizują najlepsi zawodnicy na świecie, jest najwyższy stopień profesjonalizmu i dla mnie to jest najistotniejsze - przyznał Hancock. Zawodnik dodał, że wciąż stawia sobie za cel zdobycie tytułu Indywidualnego Mistrza Świata, bo gdyby to go nie interesowało, nie startowałby w Grand Prix.
39-latek swój sprzęt od lat trzyma w stolicy Dolnego Śląska i w tej kwestii nic się nie zmieni w przyszłym roku. - Mój mechanik pochodzi z Wrocławia i tam też znajduje się moja baza sprzętowa. Jest tam zlokalizowana od lat i w sezonie 2010 też będzie się tam znajdowała. Spędzę jednak sporo czasu w Zielonej Górze, na pewno wystarczająco, aby dobrze zapoznać się ze wszystkim. Moim tunerem jest Marcel Gerhard ze Szwajcarii - oświadczył.
Hancock w poniedziałek udał się do Palmiarni na miejską wigilię. Amerykanin chciał zobaczyć jak to wygląda w Polsce, zanim sam poleci na święta do swojej ojczyzny. Do Kalifornii "Herbie" wyleci w sobotę, a do Europy wróci w połowie stycznia. Greg dodał, że jego dzieci są zachwycone, odkąd dowiedziały się, że w sezonie 2010 ich tata jeździć będzie z Myszką Miki na plastronie!