"Jeden z trzech najwybitniejszych Polaków XXI wieku". Gorzów wspomina legendę

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Krzysztof Kasprzak
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Krzysztof Kasprzak

Krzysztof Kasprzak po sezonie 2024 zakończył karierę. - Gdyby nie kontuzja, byłby mistrzem świata. Tytan pracy. Wbrew niektórym opiniom, bardzo serdeczny. Nie było sensu rozmieniać się na drobne - mówi nam honorowy prezes Stali, Władysław Komarnicki.

Indywidualne mistrzostwo świata juniorów w 2005 roku i drużynowe z reprezentacją. Krzysztof Kasprzak bardzo szybko przekonał kibiców o swoim talencie. Przełomowym momentem w jego karierze był jednak transfer do Stali Gorzów.

Ten doszedł do skutku dzięki ówczesnemu prezesowi, Władysławowi Komarnickiemu. - Traktuję go poniekąd, jako swojego podopiecznego - mówi WP SportoweFakty Władysław Komarnicki.

- Wszystko zaczęło się od spotkania na lotnisku. Chyba w Poznaniu. Krzysztof leciał do Londynu, bo występował w lidze angielskiej. Wówczas przeżywał trudny okres. Nic mu nie wychodziło. Jeździł w Tarnowie. Wierzyłem w tego chłopaka. Zaproponowałem przenosiny do Gorzowa. Wiedziałem, że drzemie w nim potencjał i w odpowiednich warunkach będziemy w stanie go wydobyć - kontynuuje.

ZOBACZ WIDEO: Dokonał niemożliwego i pokonał Zmarzlika. Janowski o finale IMP

Gollob i Komarnicki odmienili jego karierę

Transfer okazał się strzałem w dziesiątkę. Kasprzak odbudował się w nowym klubie. Już po dwóch latach od chwili, w której zmienił otoczenie, sięgnął po największy sukces w zawodniczej karierze. Zdobył indywidualne wicemistrzostwo świata. - Ludzie przecierali oczy ze zdumienia, widząc, co wyprawia na torze - zauważa honorowy prezes Stali.

- Dlatego z całą pewnością i przede wszystkim dumą, mogę powiedzieć, że maczałem palce w jego wicemistrzostwie świata. Wyciągnąłem do niego dłoń, gdy był w dołku. Nie zostawiłem w potrzebie - wspomina Komarnicki.

Po tytuł wówczas sięgnął Greg Hancock. Wyprzedził Kasprzaka raptem o osiem punktów. Należy jednak pamiętać, że Polak opuścił turniej w fińskim Tampere, z uwagi na kontuzję. Po niej potrzebował chwili, żeby dojść do siebie, co odbiło się na występach w Pradze, Malilli i Kopenhadze. - Gdyby nie ten uraz, byłby mistrzem świata - mówi WP SportoweFakty były trener Stali Gorzów, Stanisław Chomski.

-  Mimo tego nieszczęścia należy przyznać, że wycisnął maksa z kariery. To jeden z tych zawodników, którzy wykorzystali swój moment. Może czuć drobny niedosyt, że kontuzja odebrała mu szanse na mistrzostwo świata, ale nie można powiedzieć, że Krzysztof to zmarnowany talent albo że mógł zdobyć jeszcze więcej. Dzięki ciężkiej pracy zaszedł na szczyt - dodaje Komarnicki.

Gollob brał udział w transferze

Co ciekawe, w transferze do Gorzowa pomógł... sam Tomasz Gollob. - Był jego mentorem. Zresztą nigdy się z tym nie krył, a wręcz obnosił. Po latach rozmawiałem z Gollobem i przyznał, że Kasprzak przed transferem do Gorzowa zadzwonił do niego. Zapytał, czy taki ruch ma sens. Usłyszał, że to będzie dobra decyzja, a wszystko, co przekazałem Krzysztofowi, jest prawdą - wspomina Komarnicki.

- Mówiłem mu, że ma szansę się tu odbudować. Gorzów umożliwiał to żużlowcom, którzy przykładali się mocno do pracy. Tor jest trudny technicznie, nie jest łatwo go poznać od a do z. Krzysztof to zrobił. Pomógł mu w tym właśnie Tomek. Dużo rozmawiali. Przedstawiono mnie jako prezesa, do którego można przyjść ze wszystkim, a to było ważne dla Krzysztofa w danej chwili. Potrzebował wsparcia psychicznego. W Tarnowie kibice nie kryli swojej frustracji, zdarzyło się nawet, że Kasprzak usłyszał gwizdy - dodaje honorowy prezes Stali.

Zdaniem niektórych, Krzysztof Kasprzak miał trudny charakter. - To nie jest prawda. Wolę takich zawodników. Czasami się sprzeczaliśmy. Raz ja nie miałem racji, czasem on, ale zawsze prowadziliśmy merytoryczne rozmowy. Nigdy nie było momentu, w którym nie doszlibyśmy do porozumienia - zapewnia Chomski.

- Był bardzo cierpliwy w stosunku do kibiców. Przywiązywałem do tego dużą wagę, jako prezes. Chętnie robił zdjęcia z dziećmi. W Tarnowie się zraził do mediów. Dziennikarze nie zostawiali na nim suchej nitki. Reagował na te kontakty niechętnie, ale był przede wszystkim profesjonalistą. Gdy tylko go poprosiłem, żeby udzielił komuś wywiadu, nie odmawiał - dodaje Komarnicki.

Sprawdzi się w nowej roli?

Pod koniec kariery Kasprzak obniżył loty. W 2020 roku odszedł z Gorzowa. - Nigdy nie wywoływał konfliktów. Nie odszedł dlatego, że był obcesowy. Przyszedł moment, gdy zaczął jeździć słabiej i musieliśmy się rozstać. To jednak wynikało wyłącznie ze względów sportowych. Nie mogę zarzucić niczego Krzysztofowi, odnosząc się do jego charakteru i zachowań - zapewnia honorowy prezes Stali.

Z województwa lubuskiego trafił na dwa lata do GKM-u Grudziądz. Następnie przez rok bronił barw Wilków Krosno, a ostatni sezon spędził w Energa Wybrzeżu Gdańsk. Spisywał się jednak poniżej oczekiwań. Były wicemistrz świata zdecydował się na zakończenie sportowej kariery, ale nie odchodzi od żużla. Został menedżerem Philipa Hellstroema-Baengsa.

- Będzie miał co przekazać. Ucieszyłem się, że chce pomagać Hellstromowi-Bangsowi. To dobra ścieżka. Szwed na pewno na tym skorzysta. Krzysztof podjął słuszną decyzję o zakończeniu kariery. Nie było sensu spadać coraz niżej i rozmieniać na drobne wicemistrzostwa świata. Ruch może i był niespodziewany, ale właściwy - mówi Komarnicki.

Zapadł im w pamięć

Honorowy prezes Stali nigdy nie zapomni o byłym wicemistrzu świata. - Gdy ktoś mówi do mnie Krzysztof Kasprzak, od razu widzę jego uśmiech, którym mnie witał za każdym razem. Robił to, choć nie należał do ludzi z otwartą duszą. Nigdy nie był bratem łatą. Zawsze mnie szanował, a ja jego. Zapraszał na różne uroczystości - przyznaje.

- Jestem mu wdzięczny. Za to, że uwierzył i przeszedł do nas. Wykonał kawał dobrej roboty dla Stali. Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego spotkania na lotnisku - podsumowuje Władysław Komarnicki.

Swojej sympatii do Kasprzaka nie kryje także Chomski. - To jeden z trzech najwybitniejszych polskich zawodników XXI wieku. Można debatować, czy do tego wąskiego grona z Tomaszem Gollobem i Bartoszem Zmarzlikiem na czele można włączyć Jarka Hampela albo Patryka Dudka. Niemniej na pewno Kasprzak zapisał się na kartach historii. Skoro powiedział pas, widocznie czuł, że już nie ma sensu. I dobrze. W żużlu nie da się zwojować niczego na siłę - podsumowuje Stanisław Chomski.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty