Mecz Włókniarza Częstochowa ze Stalą Toruń z 1976 roku pozostał w pamięci kibiców żużla. Był to pojedynek naznaczony tragicznymi wydarzeniami, które rozpoczęły się od śmierci Kazimierza Araszewicza na torze, a zakończyły poważnym wypadkiem samochodowym toruńskiej drużyny.
Tragiczna śmierć
Spotkanie pierwotnie miało odbyć się 25 lipca 1976 roku w Częstochowie. Z powodu remontu toru Włókniarza zamieniono jednak gospodarzy. Decyzji tej nikt nie wiązał z nadchodzącymi tragediami. Podczas piątego biegu dnia doszło do koszmarnego wypadku, w którym ucierpieli Jan Ząbik, Marek Nabiałek oraz Kazimierz Araszewicz.
Według relacji świadków, junior Stali Toruń stracił panowanie nad motocyklem, co doprowadziło do zderzenia z kolegą z drużyny, a następnie z Nabiałkiem. Wypadek wyglądał makabrycznie, a 21-letni Araszewicz zmarł w wyniku wylewu krwi do mózgu. Przyczyna śmierci była oczywista dla obecnych: krwotok z nosa, uszu i ust wskazywał na poważne obrażenia głowy. Jak wspominali świadkowie, młody zawodnik prawdopodobnie zmarł jeszcze na torze.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców
- Było to dwa tygodnie po moim ślubie. O wypadku usłyszeliśmy przez radio o 23:20. Chciałem przekazać tę smutną wieść mamie, ale ona już wiedziała. To była dla nas wielka tragedia. Kazik zawsze pozostanie w naszych sercach - wspominał po latach brat zmarłego żużlowca, Zbigniew.
Urodzony 26 listopada 1955 roku Araszewicz był jednym z ulubieńców toruńskich kibiców, znanym z odważnej jazdy pod bandą. Do szkółki żużlowej trafił, podrabiając podpis matki, która nie chciała, by ryzykował życie na torze. Paradoksalnie, później stała się jego największym kibicem.
Wypadek toruńskiej drużyny w drodze na mecz
Powtórzone spotkanie zaplanowano na 24 sierpnia, ale nie doszło ono do skutku z powodu kolejnej tragedii. W drodze do Częstochowy samochód toruńskich żużlowców zderzył się czołowo z ciężarówką. W wyniku wypadku Marian Więckowski, Jan Moskowicz i Jerzy Kniaź odnieśli poważne obrażenia, a Eugeniusz Miastkowski jako jedyny wyszedł bez szwanku.
Miastkowski wspominał dramatyczne chwile, opisując moment, gdy zobaczył nadjeżdżającą ciężarówkę: "Z naprzeciwka jechał wielki pojazd, który stracił panowanie. Uderzył w nasz samochód, pchając go przez kilkadziesiąt metrów". Wypadek był na tyle poważny, że na miejsce przybył ksiądz, gotowy udzielić ostatniego namaszczenia.
Po wypadku torunianie zdecydowali, że nie będą już podejmować próby rozegrania meczu w Częstochowie. Żużlowe władze przyznały walkower na korzyść Włókniarza. Spotkanie z 1976 roku przeszło do historii jako jedno z najbardziej dramatycznych w polskim żużlu, przypominając, jak niebezpieczny bywał ten sport w tamtych czasach.