W latach 70. Josef Angermuller był jednym z najbardziej rozpoznawalnych niemieckich zawodników torowych. Urodzony w Osseltshausen w Bawarii, swoją karierę rozpoczął w 1968 roku na lokalnych torach trawiastych. Jego fascynacja speedwayem rosła dzięki legendom, takim jak Josef Hofmeister, czterokrotny finalista mistrzostw świata, oraz Ivan Mauger, jeden z najwybitniejszych zawodników w historii żużla.
Angermuller szybko zdobył uznanie w środowisku sportowym, startując w lidze miejskiej w drużynach z Olching i Ruhpolding. Podczas międzynarodowego spotkania w Niemczech miał okazję obserwować mistrzów, takich jak Ivan Mauger i Graham Miles, co zainspirowało go do podjęcia próby swoich sił w Anglii. Dzięki wsparciu Maugera szybko dołączył do zespołu w Reading, co zapoczątkowało jego karierę międzynarodową.
Zajął trzecie miejsce w mistrzostwach Niemiec w 1974 roku, jednak jego największym osiągnięciem była miłość kibiców i niezatarte wspomnienia, jakie po sobie pozostawił. Jego śmierć była ciosem dla środowiska żużlowego, a pamięć o nim trwa do dziś jako inspiracja dla kolejnych pokoleń zawodników.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Janowski, Hampel i Cieślak
Był uwielbiany przez kibiców. Jego charakterystyczna fryzura i osobowość przyciągały tłumy na tory, a jego popularność porównywano do słynnego Egona Mullera. Niemiec pozostaje symbolem pasji do sportu i niezłomności, która wyróżniała go wśród innych zawodników.
Jak możemy przeczytać w serwisie speedweek.com, wiele kobiet pragnęło zdobyć nie tylko autograf niemieckiego żużlowca, ale również przekazać mu swoje numery telefony. "Tak powstała maleńka książeczka, która często powodowała, że udawał się do najbliższej budki telefonicznej przy wielu zjazdach z autostrad..." - czytamy we wspomnieniu tego jeźdźca.
Zmarł robiąc to, co kochał. - "To nie był jeszcze czas telefonów komórkowych, więc o śmierci Josefa dowiedzieliśmy się dopiero kilka godzin później. Nikt nie mógł w to uwierzyć. Sepp, jak go nazywano, podczas manewru wyprzedzania przeciwnika stracił przyczepność i uderzył w betonową barierę. Początkowo uznano, że kontuzja nie jest poważna, a organizatorzy chcieli wręczyć mu tego wieczoru trofeum pechowca dnia. Wtedy ze szpitala przyszła straszna wiadomość" - możemy przeczytać w artykule w niemieckich mediach.
Dokładna przyczyna śmierci nigdy nie została ustalona, ponieważ matka nie chciała sekcji zwłok. Cztery dni później prawie dwa tysiące żałobników pożegnało najpopularniejszego niemieckiego żużlowca początku lat 70.