27 września 2014 roku był dniem, który na zawsze utknął w pamięci Tomasza Zywertowskiego. Zamiast świętować urodziny swojej żony, były żużlowiec musiał zmierzyć się z dramatem, który mógł zakończyć się tragedią. Prowadzona przez niego Mazda wypadła z drogi w Łodzi i z dużą prędkością uderzyła w słup.
Zywertowski trafił do szpitala z ciężkimi obrażeniami wewnętrznymi oraz złamaniami obu kończyn dolnych. - To wydarzenie zmieniło całe moje życie. Jestem teraz zupełnie innym człowiekiem - wspominał w rozmowie z WP SportoweFakty w 2017 roku.
Najbardziej ucierpiały nogi żużlowca. Gdy na chwilę odzyskał przytomność, widok był przerażający. - To była totalna miazga - opowiadał. Rodzina i znajomi byli załamani, a lekarze ostrzegali, że kilka dni zadecyduje, czy organizm podejmie walkę, czy będzie konieczna amputacja. - Blizny, które mam do dziś, przypominają mi, że przeszłość jest prawdziwa - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców
Słowa lekarzy były niczym najgorszy koszmar. - Nie wyobrażałem sobie bycia utrapieniem dla rodziny i jeżdżenia na wózku. Bolało mnie już to, że po wypadku ciągle potrzebowałem pomocy - tłumaczył Zywertowski. Był to moment, w którym, mimo potwornego bólu, przyszła refleksja. - W szpitalu mnie wtedy jednak złamali. Ta sytuacja dała mi wiele do myślenia - przyznał.
Po wielu miesiącach intensywnej rehabilitacji, były żużlowiec odzyskał możliwość poruszania się o własnych siłach. Każdy krok okupiony był ogromnym wysiłkiem, zaczynając od balkonika, przez kule, aż po samodzielne chodzenie. - Nie mogę zginać nogi jak zdrowy człowiek. Mogę dojść do 100 stopni. To moja granica - mówił.
Wrócił na tor. Groziła mu amputacja
Dosyć niespodziewanie - w 2016 roku Zywertowski wrócił na tor! Wziął udział w turnieju amatorskim Skrzydlewska Cup. Decyzja ta była obarczona ogromnym ryzykiem - groziła mu amputacja nogi. Na trybunach obecna była żona, która dwa lata wcześniej patrzyła na jego dramat w szpitalu, oraz mała córeczka Emma. - Po zakończeniu kariery żyłem nadzieją, że jeszcze wrócę do zawodowego ścigania. Chciałem znowu poczuć adrenalinę, tor i motocykl. Nosiło mnie przez wiele lat i musiałem dać temu upust - tłumaczył.
Lekarz ostrzegał, że decyzja ta może skończyć się tragicznie. - Ryzyko było bardzo duże - wspomniał. Turniej zakończył się szczęśliwie - Zywertowski nie tylko uniknął obrażeń, ale też wygrał zawody. Stracił zaledwie jeden punkt (wyniki TUTAJ).
Niezwykła historia z Miszkolca
Zywertowski może się również "pochwalić" niecodziennym wpisem w swoim życiorysie. Zdarzyło mu się złamać nogę. Jednak nie sobie, a... kierownikowi startu na stadionie.
- Jechałem w barwach Orła Łódź, a na wyjściu z drugiego łuku Sebastian Kowolik wykontrował motocykl i spadłem z siodełka, lecąc w stronę maszyny startowej. Kierownik nie wiedział, czy uciekać w lewo, czy w prawo. Zahaczyłem go hakiem - wspominał w wywiadzie udzielonemu Jarosławowi Galewskiemu.
25 listopada tego roku Zywertowski świętuje 43. urodziny. Licencję żużlową uzyskał w 1998 roku w barwach Pergo Gorzów, a dwa lata później zadebiutował w rozgrywkach ligowych - w klubie z Łodzi. To tam spędził siedem kolejnych sezonów (2000-2006), a następnie przeniósł się do KSM-u Krosno. W sumie odjechał 85 meczów, w których wyjeżdżał na tor do 346 biegów. Jak wylicza "Polish Speedway Database" - wywalczył 366 punktów i 41 bonusów.
Karierę zakończył ze względów finansowych. Po odwieszeniu kevlaru na kołek pozostał przy czarnym sporcie i pracował m.in. u Davida Ruuda, Edwarda Mazura, Jakuba Jamroga.