Jak już wcześniej informowaliśmy, bydgoszczanie wybrali inną opcję i zdecydowali się na podpisanie dwuletniej umowy z Kacprem Andrzejewskim. Olivier Buszkiewicz był wyraźnie niezadowolony z tej decyzji. Niedawno emocjonalny wpis w mediach społecznościowych umieścił współpracujący z nim Marcel Kajzer, który mocno skrytykował klub.
- Ważna była dla mnie perspektywa współpracy. Olivier będzie mieć ostatni sezon w gronie juniorów, a ja chciałem zawodnika, na którego będzie można stawiać minimum przez dwa lata. Poza tym po kontuzji, której nabawił się w trakcie minionych rozgrywek, nie był już tym samym żużlowcem co wcześniej. Te dwa aspekty były dla mnie kluczowe - mówi nam prezes Jerzy Kanclerz.
Kajzer w swoim wpisie sugerował, że Buszkiewicz został potraktowany jak przedmiot czy zabawka i dodał, że junior podjął decyzję o starcie w fazie play-off pod wpływem emocji, presji i prośby jednej z osób z klubu.
ZOBACZ WIDEO: Miał jasną deklarację od Krzysztofa Mrozka. "Takimi zapewnieniami byłem karmiony"
- Olivier się od tego odciął. Otrzymałem nawet przeprosiny i zapewnienie, że chętnie to sprostuje, ale nie miałem takiego życzenia. Uważam jednak, że tak się nie robi. Kij miał w tym przypadku dwa końce. Zawodnik chciał być w Polonii, bo mu się tu podobało, a ja musiałem wziąć pod uwagę wszystkie za i przeciw - zaznacza Kanclerz, który niedawno spotkał się z zawodnikiem i Marcelem Kajzerem.
- Obaj byli u mnie około tydzień temu. Rozumiem, że chcieli tu jeździć. Padła nawet propozycja walki o skład i podpisania kontraktu za drobną sumę na przygotowanie. Ja taką opcję odrzuciłem, bo uważam, że zawodnik bez odpowiedniego budżetu nie zainwestuje właściwie w sprzęt - zaznacza Kanclerz.
Z relacji prezesa wynika również, że później Buszkiewicz był gotowy nawet na podpisanie tzw. kontraktu warszawskiego. - Proponowałem im inny klub, gdzie będą mogli jeździć i się rozwijać, ale druga strona pytała nas o tzw. kontrakt warszawski z możliwością rywalizacji o miejsce w drużynie. To też mnie nie interesowało - podkreśla szef Polonii.
Prezes Polonii uważa również za niesprawiedliwe sugestie, że ktokolwiek w klubie naciskał na szybszy powrót Buszkiewicza po kontuzji. - Do pewnego momentu Olivier jeździł znakomicie. Upadki jednak to zmieniły. Być może jego powrót po kontuzji nastąpił za szybko. Nie jest jednak prawdą, że Polonia na to naciskała. Decyzje podejmują lekarze, a nie prezes czy ktokolwiek ze sztabu szkoleniowego. Olivier postanowił, że spróbuje, ale nikt nie mówił, że ma coś robić na siłę - tłumaczy działacz.
- Poza tym warto przytoczyć inne fakty. Po zabiegu oka w Opolu to ja wykorzystałem swoje kontakty, żeby zawodnik był pod opieką fachowców w Bydgoszczy. Tak samo było po jego upadku w Austrii. Klub robił wszystko, żeby Olivier doszedł do zdrowia. Jestem mu wdzięczny za to, co zrobił dla Polonii, ale jako prezes nie mogę mieć wielkich sentymentów. Muszę podejmować jak najlepsze decyzje dla Polonii. Mają jeździć najlepsi, a liczba miejsc w składzie jest ograniczona. Poza tym trzeba pamiętać, że żużlowcy w drugą stronę również bywają bezwzględni - podsumowuje Kanclerz.