W tym roku mija trzydziesta rocznica ostatniego jednodniowego finału Indywidualnych Mistrzostw Świata, wokół którego narosło sporo kontrowersji. Przede wszystkim w pierwotnej wersji miało go w ogóle nie być. Pod koniec sezonu 1993 ogłoszono bowiem powstanie cyklu Grand Prix już w roku 1994, wyłoniono nawet stawkę finalistów. Niestety nie udało się dla tych rozgrywek znaleźć ani sponsora, ani telewizji chętnej do ich transmisji. W dzisiejszych czasach, gdy żużel oglądamy na antenie Canal+ czy Eurosportu, wydaje się to sytuacją niepojętą. Lata 90-te były jednak jak widać dla naszej dyscypliny niezwykle kryzysowe.
W związku z tym działacze FIM ogłosili rozegranie jeszcze jednego finału jednodniowego. Wybór padł na tor w Vojens, który należał do Ole Olsena. Wzbudziło to falę kontrowersji - zwłaszcza na Wyspach Brytyjskich. Według bowiem pierwotnych założeń ewentualna rywalizacja o czempiona globu miała mieć miejsce właśnie w kraju Synów Albionu. Zresztą więcej o wydarzeniach owych czasów można przeczytać TUTAJ.
ZOBACZ WIDEO: Był blisko odejścia ze Stali. "Zdawałem sobie sprawę, że to mogę być ja"
Tak czy owak szesnastka finalistów (i dwóch rezerwowych) pojawiła się sierpniowego popołudnia w Vojens. Wśród nich byli Polacy: Piotr Świst, Tomasz Gollob i Roman Jankowski. Przygotowany tor sprawiał jednak zawodnikom wiele problemów - okazało się, że nieco wcześniej dosypano do niego nowej nawierzchni, w trakcie zawodów wychodziły na wierzch kamienie. Doszło więc do kilku upadków. Z nawierzchnią zapoznał się między innymi Tomasz Gollob, który był zmuszony wycofać się z imprezy. Nadgarstek złamał z kolei Josh Larsen.
W biegu czwartym upadł również Jan Staechmann. Duńczyk jak sam przyznał doznał wstrząśnienia mózgu i chwilowej utraty wzroku: - To brzmi surrealistycznie, ale nie myślałem o moim wzroku. Chciałem po prostu wstać i przygotować się do powtórki. Ponieważ Vojens przez długi czas było moim domowym klubem, znałem lekarza zawodów i mogłem z nim porozmawiać. Jednak w ogóle go nie widziałem, stopniowo wzrok dopiero zaczął powracać. Zdecydowanie miałem wstrząśnienie mózgu...
Dalej Staechman przyznaje z rozbrajającą szczerością: - Czas ucieka szybko. Myślisz sobie wtedy, że boli, ale jesteś dopuszczony do powtórki, więc co możesz zrobić? Miałem problem z oddychaniem, lekarz jednak powiedział: "Widziałem, że solidnie uderzyłeś. Nie widzę jednak przeciwskazań do dalszej jazdy".
Wzrok zaczął powracać stopniowo. Jak mówi Duńczyk: - Po chwili mogłem coś zobaczyć prawym okiem. Wróciłem szybko do boksu, by przygotować się do powtórki. Nie jestem z tego dumny - dopiero w trakcie wyścigu w pełni wrócił mój wzrok! To było bardzo głupie.
Po zakończeniu żużlowej kariery Staechman był przez wiele lat działaczem FIM. Mówił, że próbował podjąć temat diagnozy wstrząśnienia mózgu na najwyższych szczeblach: - Nie wiem, czy lekarze żużlowi są w pełni w stanie to rozpoznać. Kiedy byłem w FIM, działacze Federacji Rugby przeprowadzali w tym celu test śliny. Mieli cały proces, dzięki któremu praktycznie od razu byli w stanie stwierdzić czy sportowiec ma wstrząśnienie mózgu. Próbowałem tym zainteresować komisję medyczną w FIM. Byli zainteresowani, ale chyba niewiele zadziało się w tym temacie.
Staechmann w powtórzonym biegu zajął trzecie miejsce. Ostatecznie z siedmioma punktami został sklasyfikowany na dziesiątym miejscu. Ostatnim jednodniowym mistrzem został Szwed Tony Rickardsson, dla którego był to pierwszy tytuł mistrzowski. W barażu o złoty medal pokonał on Hansa Nielsena i Craiga Boyce'a. Polacy zajęli miejsca poza czołową dziesiątką.