Żużel. Zaskakująca decyzja Leona Madsena. Nagła zmiana w Vojens

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Leon Madsen na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Leon Madsen na prowadzeniu

Zmiana na liście startowej GP Danii na kilkanaście godzin przed zawodami. Z rywalizacji wycofał się Leon Madsen, który odczuwa skutki wypadku z ostatniego GP Łotwy. Zastąpi go inny z Duńczyków - Rasmus Jensen.

W tym artykule dowiesz się o:

W sobotę rozegrana zostanie przedostatnia runda żużlowych mistrzostw świata - Grand Prix Danii. W Vojens nie zobaczymy Leona Madsena, który odczuwa skutki wypadku sprzed tygodnia. Były wicemistrz świata zanotował upadek w trakcie walki z Jackiem Holderem w osiemnastym wyścigu turnieju w Rydze.

W tej sytuacji w miejsce 36-latka wystartuje rezerwowy cyklu SGP - Rasmus Jensen. Doświadczony Duńczyk miał okazję startować z "dziką kartą" w przeszłości w Vojens. W roku 2022 awansował nawet do półfinałów, a w ubiegłym sezonie zdobył 6 punktów.

Jensen przed dwoma laty został mistrzem Danii, a dobre wyniki zaprocentowały powołaniem do kadry i zdobyciem brązowego medalu w Drużynowym Pucharze Świata. W obecnej kampanii należał do reprezentacji, która zajęła szóste miejsce w Speedway of Nations w Manchesterze.

ZOBACZ WIDEO: Jednoznaczna odpowiedź Miśkowiaka na temat Włókniarza. Czy klub nadal zalega mu pieniądze?

Dla Jensena niespodziewany występ w Vojens będzie dobrym przetarciem przed GP Challenge. 30-latek znajduje się na liście startowej turnieju finałowego eliminacji do SGP 2025. Dlatego może się okazać, że w przyszłym roku będzie stałym uczestnikiem elitarnego cyklu.

Problemy ma za to Madsen. Dla Duńczyka obecny sezon w SGP nie jest zbyt udany. 36-latek zajmuje dopiero dziewiąte miejsce w klasyfikacji generalnej z 76 punktami na koncie. Biorąc pod uwagę absencję w Vojens, były wicemistrz świata na pewno nie poprawi swojego dorobku.

Madsen nie ma już szans na zakończenie zmagań w czołowej piątce i zapewnienie sobie pozostania w SGP na rok 2025. Duńczyk musi liczyć na stałą "dziką kartę".

Źródło artykułu: WP SportoweFakty