Selekcjoner reprezentacji Polski bez ogródek - dla nich nie ma miejsca w żużlu! "Marnuje tylko czas"

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Rafał Dobrucki
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Rafał Dobrucki

Rafał Dobrucki na co dzień jest nie tylko selekcjonerem reprezentacji Polski, ale dba także o piramidę szkoleniową. To w jego gestii leży to, jak będą wyglądały m.in. rozgrywki młodzieżowe.

W tym artykule dowiesz się o:

Rafał Dobrucki od lat stara się sporą część czasu poświęcać na to, co dzieje się w młodzieżowym speedwayu. Bacznie obserwuje zmagania zawodników do 21. roku życia, m.in. w ramach Zaplecza Kadry Juniorów, a także jeździ z reprezentantami Polski na zawody międzynarodowe. Ważnym dla niego zadaniem jest jednak również dbanie o rozwój następców Bartosza Zmarzlika i pozostałych gwiazd.

W rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym" selekcjoner został zapytany, co jest dla niego najważniejsze w pracy z młodzieżowcami, z którymi nie widuje się często, jako trener kadry narodowej.

Dobrucki zauważył, że nawet takie cykliczne spotkania pozwalają mu ocenić, czy ktoś poczynił progres czy regres. Na samo pytanie, zdecydował się odpowiedzieć nieco inaczej. Konkretniej, czego brakuje mu w pracy z juniorami u nich samych.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Pawlicki, Kowalski i Żyto

- Przede wszystkim świadomości, chęci i zwykłej sportowej ambicji. Jest mnóstwo dzieciaków, co do których mam wrażenie, że chcą być żużlowcami, ale nie bardzo mają ochotę jeździć, ścigać się na żużlu. Pozornie to paradoks, ale tak to niestety wygląda. Żużel to jest ciężka praca, harówka i trzeba zdawać sobie z tego sprawę. Na celebrytów tu nie ma miejsca. Jeśli ktoś myśli, że zostanie zawodnikiem po to, aby wyjść do prezentacji i pomachać dziewczynie, to marnuje tylko czas. Potem będzie trząsł się w parku maszyn i bał wyjechać do biegu - przyznał Rafał Dobrucki.

Były żużlowiec zauważył, że ubolewa nad faktem, że w niektórych przypadkach nie ma parcia na wynik, a ważniejsze jest posiadanie busa za 250 tysięcy złotych, trzech mechaników, menedżera, słuchawek na uszach i ciemnych okularów. Często w tym wszystkim wynik jednak nie idzie w parze z tym, co junior prezentuje poza torem.

Krzysztof Jankowski w rozmowie z Dobruckim poruszył sytuację, która odbiła się szerokim łukiem, kiedy to Andrzej Lebiediew ostro zrugał Franciszka Karczewskiego.

- Mogę Andrzeja za tę sytuację tylko i wyłącznie pochwalić. Powiedział po męsku to, co zawodnik musi usłyszeć. Trener czy mentor, jakim był w tym przypadku Andrzej, jakby tego nie ocenić pod względem formy, nie jest i nie powinien być kimś, kto będzie nieustannie zawodnika chwalił i mu przytakiwał - skomentował trener, dodając, że czasem młodzieżowcom trzeba mówić to, czego niekoniecznie sami chcą słyszeć.

Czytaj także:
- Włókniarz zabrał głos ws. skandalu w Toruniu
- Gdzie oglądać żużel w telewizji? Sprawdź plan transmisji

Źródło artykułu: WP SportoweFakty