Kubera ostatniego weekendu nie zaliczy do udanych. Na PGE Narodowym słabo zaprezentował się w kwalifikacjach, dodatkowo zaliczył podczas nich upadek, a w zawodach zdobył zaledwie dwa punkty. Mimo dość wstydliwego wyniku, jak na zawodnika tego kalibru, młody żużlowiec nie zamierzał chować głowy w piasek.
Od lat przyzwyczailiśmy się, że po nieudanych występach w Grand Prix nasi reprezentanci mają problem, by stanąć przed kamerami stacji pokazującej zawody. Namówienie ich na krótki komentarz tuż po zawodach zwykle graniczyło z cudem. Całkiem jednak możliwe, że pojawienie się Dominika Kubery w elitarnym cyklu zmieni te zwyczaje.
Choć żużlowiec miał prawo być wściekły po nieudanym weekendzie i chować się przed dziennikarzami, to postąpił inaczej i cierpliwie tłumaczył powody swojej słabszej formy. Ci z dziennikarzy, którzy od dłuższego czasu pracują przy turniejach GP nie kryli zdziwienia, że żużlowiec nie poszedł śladem innych naszych reprezentantów Polski, dla których tradycją było to, że po słabych turniejach byli niedostępni dla osób z zewnątrz.
Po Kuberze widać było, że jest przygnębiony, ale nie poszedł na skróty, a zamiast uciec z parku maszyn, postanowił zmierzyć się z pytaniami dziennikarzy.
ZOBACZ WIDEO: Szalony dzień zawodnika Grand Prix. O tym mogą nie wiedzieć kibice
- Pojechałem fatalnie i czuję się fatalnie. Jakieś wnioski zostały zapisane. Przez ostatnie dwa dni pozmieniałem w sprzęcie bardzo dużo, ale już wiem, że nie poszedłem w dobrą stronę. Byłem kompletnie zagubiony po kwalifikacjach, nie miałem pojęcia jakie ustawienia dobrać na zawody. To się potwierdziło. W pierwszych biegach byłem bardzo, bardzo wolny. Później bardzo wolny, a na końcu już "tylko" wolny. Motocykl był dobry, ale zupełnie przestrzeliłem z doborem ustawień. Nie mam doświadczenia z takimi obiektami i pewnie stąd te problemy - przyznał szczerze po zawodach Dominik Kubera.
To już kolejny raz, gdy żużlowiec wyjeżdża z Warszawy w kiepskim nastroju. Rok temu doznał poważnej kontuzji podczas kwalifikacji, którą leczył później przez wiele tygodni. Tym razem nie podołał sportowo.
- To naprawdę fantastyczne miejsce i fajna impreza. Nie mam żadnych uprzedzeń i nie uważam tego stadionu jako przeklętego miejsca dla mnie. Muszę się uczyć torów w Grand Prix i to jest główne zadanie dla mnie na ten sezon. Zawody w Warszawie bardzo mi się podobały, ale szkoda, że nie udało mi się lepiej pojechać - dodaje.
Po dwóch tegorocznych rundach Polak zajmuje dopiero 12. miejsce w klasyfikacji generalnej. Teraz jednak powinien mieć nieco łatwiej, bo w najbliższą sobotę rywalizacja w mistrzostwach świata przenosi się na tor w Landshut, który dużo bardziej powinien odpowiadać Kuberze.
ZOBACZ WIDEO: Martin Vaculik jest bezradny. Kolejny słaby początek sezonu Słowaka
Czytaj więcej:
Janowski najlepszy w SEC Challenge
Ostra jazda mistrza świata. "Kolegów to on już nie ma"