Pisaliśmy już o sporze wrocławskiego klubu z angielskim żużlowcem. W telegraficznym skrócie przypominając, Atlas wypłacał zawodnikowi na bieżąco pieniądze za tzw. ligową "punktówkę", nie zapłacił natomiast około połowy z obiecanych (i zapisanych w kontrakcie) środków na przygotowanie do sezonu. Wrocławianie, widząc fatalną dyspozycję Nichollsa, próbowali skłonić go do podpisania aneksu do kontraktu, ten jednak pozostał nieugięty i teraz domaga się zaległych pieniędzy.
W wypowiedzi dla SportoweFakty.pl sprzed kilku dni prezes Krystyna Kloc podkreślała brak woli polubownego załatwienia sprawy ze strony zawodnika - Anglik w ogóle nie był otwarty na żadną polemikę. Kiedy miał problemy zdrowotne i dyspozycyjne, potrafił rozmawiać ze wszystkimi o swoich problemach. Przyjmował do wiadomości fakt, że jeździ słabo, że spada nam frekwencja. Czuł się winny, ale nie osiągnął z nami na piśmie żadnego porozumienia dotyczącego uaktualnienia jego kontraktu do aktualnej formy sportowej. Tego konsensusu nigdy z nami nie osiągnął. Stanęliśmy więc na stanowisku, że skoro nie chce podejmować polemiki, skoro uważa, że jego poziom sportowy to jedno, a pieniądze to drugie, to wyszliśmy z założenia, że wystąpimy do Trybunału Polskiego Związku Motorowego, żeby ten konflikt rozstrzygnął.
We Wrocławiu Nichollsa mają serdecznie dość. Już wcześniej mieli, jako zawodnika, w tej chwili zaś również jako człowieka. Nikt tego specjalnie nie ukrywa. Przeciwnie, nowe światło na sprawę rzuca poniedziałkowa wypowiedź sterniczki wrocławskiego klubu. - Dobrze, żeby ludzie sami osądzili, jak niektórzy obcokrajowcy utożsamiają się z polskimi klubami. Przed meczami barażowymi z Wybrzeżem, Nicholls zagroził, że nie wystartuje. Najpierw prowadziliśmy z nim korespondencję mailową, później, już na miejscu, długo nie chciał się przebrać w kevlar. W końcu dał się przekonać, ale kosztowało nas to wiele nerwów. I tak naprawdę Anglik nas upokorzył, wprowadzając dodatkową nerwowość przed, jakby nie było, meczami o życie. W naszym klubie już nie pojedzie. A niech inni zastanowią się, czy ten zawodnik wart jest jakichkolwiek pieniędzy - powiedziała w wypowiedzi dla "Gazety Wyborczej" Krystyna Kloc.
Wrocławscy działacze zapewniają, że o licencję są spokojni. Złożyli w żużlowej centrali zabezpieczenie odpowiadające kwocie niewypłaconej Nichollsowi, stąd liczą, że PZM nie potraktuje klubu jako mającego nieuregulowane sprawy finansowe w stosunku do zawodników. Na Paderewskiego powtarzają, że "przecież wszyscy, prócz Nichollsa, są spłaceni". Czy Trybunał PZM przyjmie rygorystyczną wykładnię przepisów licencyjnych, przekonamy się być może już w czwartek. To najwcześniejszy możliwy termin ogłoszenia decyzji w sprawie wrocławskiego klubu.