Żużel. Reporter dwa razy usłyszał od zawodników "fu** off"

WP SportoweFakty / Marek Cieślak, Mateusz Kędzierski
WP SportoweFakty / Marek Cieślak, Mateusz Kędzierski

Praca reportera podczas meczów żużlowych nie jest łatwa, bo z jednej strony dziennikarze muszą sprostać oczekiwaniom władz stacji i samych telewidzów, a jednocześnie okazać zrozumienie dla zawodników walczących o ligowe punkty i spore pieniądze.

Kulisy pracy podczas meczów PGE Ekstraligi odkrył nieco w Magazynie PGE Ekstraligi na WP SportoweFakty były dziennikarz Canal+, Mateusz Kędzierski. Wiedział o czym mówi, bo w parkach maszyn podczas najważniejszych spotkań spędził aż osiem sezonów. Okazuje się, że w tym czasie dwukrotnie usłyszał od zawodników wulgarne odmowy.

- W poprzednim sezonie Mikkel Michelsen po fatalnej kontuzji kostki ledwo schodził z toru, a ja próbowałem go namówić na krótki wywiad. W odpowiedzi usłyszałem "fu** off” (po angielsku spier***** - dop. aut.). Po prostu wybrałem nieodpowiedni moment. Wcześniej podobą sytuację miałem z Brady'm Kurtzem. On też po upadku był w nerwach i nie zgadzał się z decyzją sędziego. My, mimo wszystko, musimy próbować rozmów nawet w takich gorących momentach meczów - przyznał reporter, który do swoich rozmówców nie ma żadnych pretensji i doskonale rozumie, że w trakcie zawodów w parku maszyn trudno jest utrzymać emocje na wodzy.

W żużlu jest jeszcze trudniej niż w innych dyscyplinach, bo zawodnicy mają obowiązek udzielania wywiadów w trakcie zawodów, a nie tylko przed i po meczu. Wielu robi wszystko, byle tylko uniknąć tego obowiązku. Numerem jeden jest pod tym względem niespodziewanie Patryk Dudek.

ZOBACZ WIDEO: Problemy z formą Macieja Janowskiego. Żużlowiec zdołał je zdiagnozować

- To ulubiony zawodnik mojej żony, a ja też go bardzo lubię, ale muszę przyznać, że jego zawsze najtrudniej namówić na wywiad w trakcie meczu. Przed, czy po zawodach jest łatwiej, ale niestety od paru sezonów zawodnik jest przekonany, że tuż po wywiadach notuje słabsze biegi. Z tego powodu namówienie go na rozmowę jest prawie niemożliwe. Oczywiście, że zawodnikom zdarzają się słabsze biegi, ale moim zdaniem oni w ogóle nie powinni tego tak postrzegać - dodaje dziennikarz, który już niedługo zostanie przedstawiony jako pracownik innej stacji telewizyjnej.

W trakcie każdego meczu żużlowego są przynajmniej cztery dłuższe przerwy, a wymogi telewizji sprawiają, że reporterzy obecni na zawodach muszą postarać się przynajmniej o jeden, czy dwa wywiady w trakcie każdej z nich. Siłą rzeczy do występów przed kamerami muszą więc próbować namówić nie tylko tych, którym akurat idzie świetnie, ale także tych zawodników, którzy notują słabsze biegi.

Choć obie strony starają się zrozumieć sytuację drugiej, to nie zawsze udaje się znaleźć kompromis. A drobne konflikty są nieuniknione.

- Z Szymonem Woźniakiem na ogół nie było problemu, ale pamiętam, że raz podszedłem do niego w nieodpowiednim momencie i aż krzyknął do mnie: „Teraz nie! Jestem zajęty i pracuję!”. Kiedy indziej odmówił mi w inny sposób: „Chłopie, teraz nie. Nie ma szans”, ale po kilku biegach podszedł jednak do wywiadu bez żadnego problemu - ujawnia Kędzierski, który przez lata miał opinię w środowisku opinię dziennikarza, któremu dość łatwo przychodzi namówienie gwiazd do rozmów.

Czytaj więcej:
Transfery last minute tylko dla najbogatszych
Synowiec odpowiada kibicom Motoru. "Śmieszy mnie to"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty