Przez ostatnie dwa lata Dariusz Łapa i Mateusz Świdnicki tworzyli zgrany duet, co przekładało się na wyniki wychowanka częstochowskiego Włókniarza. W zeszłym roku zdobył on m.in. mistrzostwo Polski juniorów. Po transferze żużlowca do Cellfast Wilków Krosno drogi obu panów się rozeszły.
Świdnicki nie radzi sobie najlepiej u progu bieżącego sezonu i można było wnioskować, że ma na to wpływ brak doświadczonego mechanika u boku, o czym pisaliśmy tutaj ->>. Tym bardziej, że zawodnik w przeszłości wielokrotnie podkreślał rolę Dariusza Łapy i Damiana Polaka w osiąganych przez niego wynikach.
- Wiele razy doceniałem pracę Darka, ale po sezonie 2022, kiedy zmieniłem klub, byliśmy zmuszeni zakończyć współpracę. Oczywiście mamy stale dobry kontakt. Nie uważam jednak, żeby brak Darka bezpośrednio wpływał na moje słabsze wyniki - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Mateusz Świdnicki.
ZOBACZ WIDEO: Menedżer wbija szpilkę w sprawie Milika. O co chodziło z kontraktem Czecha?
- Wiadomo że jeśli kończysz współpracę z kimś, kto prowadził cię przez dwa sezony, to nie jest łatwo, ale coś się kończy, coś zaczyna... Teraz moim głównym mechanikiem jest Damian Polak, z którym wiele razy byliśmy sami na zawodach i dawaliśmy sobie radę. Tutaj jako ciekawostkę dodam, że nasza współpraca zaczęła się od wyjazdu do Daugavpils w 2021 roku kiedy to zrobiłem czysty komplet. Jest to osoba, do której mam olbrzymie zaufanie, więc dlatego zdecydowałem się pracować z Damianem w sezonie 2023. Dużo pracy przed nami, ale wiem, że ten cięższy czas minie i wskoczymy na swój poziom - kontynuował aktualny mistrz Polski juniorów.
Wyjawił on też przyczyny rozstania z Dariuszem Łapą, który teraz współpracuje z Kajetanem Kupcem, juniorem Tauron Włókniarza Częstochowa. - Pracowaliśmy z Darkiem dwa lata i były to naprawdę udane sezony. Rozstaliśmy się z tego powodu, że Darek musiał zostać na miejscu w Częstochowie - wytłumaczył Mateusz Świdnicki i skupił się na skomentowaniu swojej bieżącej dyspozycji.
- Wiemy wszyscy jak w PGE Ekstralidze jest ciężko o punkty. Przygotowaliśmy w zimę wszystko na najwyższym poziomie, ale kilka rzeczy, w które wierzyliśmy, że zadziałają, niestety nie zadziałały. Na bieżąco wprowadzamy konieczne zmiany i walczymy, aby coś ruszyło, cały czas szukamy rozwiązań - przekazał.
Odniósł się też do insynuacji, jakie pojawiły się w ostatnim magazynie na antenie Eleven Sports. Tomasz Lorek miał sugerować, że przyczyną problemów Świdnickiego jest ojciec zawodnika, który ma wywierać na nim presję.
- Darek Łapa mówił, że w jego przypadku sytuacja jest osobliwa. Że to dojrzały, pracowity chłopak, który potrzebuje delikatnej ręki. Mateusz jest trochę w takiej sytuacji, że jego tata bardzo chce, zresztą jak większość rodziców, by jego dziecko było Johnem Lennonem, Travisem Pastraną czy Stingiem, ale czasami to chciejstwo obraca się przeciwko synowi. Jak za bardzo chcesz, młody człowiek jest przyparty do muru, to nie wie, co robić. Każdy ruch jest błędem, bo grozi rózgą. Mateusz lubi przyjechać na stadion do Częstochowy z Darkiem Łapą pogadać, bo to jest obca osoba, która podchodzi bez emocji. Myślę, że im dalej od taty, tym zdrowiej. Freddie Lindgren też z tatą nie rozmawia. Nie wiem czemu, też mnie to zaskoczyło, ale komunikacji werbalnej między nimi nie ma - opowiadał podczas magazynu Lorek.
Co na to Mateusz Świdnicki? - Mogę powiedzieć tylko jedno w tej sytuacji. Pan Tomasz zachował się bardzo nieetycznie poruszając temat rodziny publicznie. Nie mogę pozwolić sobie na to, aby ktoś posądzał moich bliskich o moją słabszą dyspozycję na torze. Było to naprawdę słabe. Prawda jest taka, że gdyby nie mój tata to dzisiaj oglądałbym żużel... z trybun. Rodzina jest ostatnią rzeczą, która może negatywnie działać na wynik. To oni zawsze są przy zawodniku kiedy jest źle, bo kiedy jest dobrze, to chyba nie muszę mówić, że osób wkoło jest wiele - podsumował zawodnik Cellfast Wilków Krosno.
Czytaj również:
- Enea Falubaz dopiął swego i ma nowego zawodnika!