Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku to jedna z najlepszych dekad w historii Włókniarza Częstochowa. W 1974 roku Lwy sięgnęły po mistrzowski tytuł, a następnie po dwa razy zdobywały srebrne i brązowe medale. Okres ten miał jasne i ciemne strony. Nawet pierwszy z sukcesów stał pod znakiem ogromnej tragedii.
Wypadek po parapetówce
W majowe popołudnie w mieszkaniu jednego z zawodników Włókniarza odbyła się parapetówka. Zaproszeni byli m.in. koledzy z drużyny częstochowskiego Włókniarza. Impreza trwała w najlepsze i nikt nie przypuszczał, że wszystko zakończy się tak smutnym wydarzeniem. Wieczorem Częstochowę obiegła wieść o tragicznym wypadku.
Prowadzący trabanta Jerzy Bożyk jechał z dużą prędkością jedną z najbardziej ruchliwych ulic miasta. W pewnym momencie uderzył w nieoświetloną przyczepę, która stała na poboczu. Bożyk próbował ratować się przed zderzeniem, ale nie miał szans. Zginęło trzech pasażerów.
ZOBACZ WIDEO: Legendarny mistrz świata w teamie zawodnika Apatora. "Muszę się uszczypnąć"
"Na hamowanie jest zbyt późno, gwałtowny skręt kierownicy w lewo i w sekundę później rozlega się głośny trzask rozbijanej karoserii. W szczątkach samochodu, który grzęźnie pod stojąca przyczepą, śmierć ponosi trzech pasażerów trabanta…" - pisali w 1995 roku w "Tygodniku Żużlowym" Marek Soczyk i Damian Sołtysiak.
Do żużla trafił po wojsku
Jednym z pasażerów był Zygmunt Gołębiowski. Był jednym z wyróżniających się żużlowców Włókniarza, choć nie da się ukryć, że był w cieniu Marka Cieślaka czy Jurczyńskiego. Gołębiowski do żużla trafił w wieku 23 lat, po odbyciu służby wojskowej. Na torze zadebiutował rok później. Teraz trudno sobie wyobrazić, by 24-letni żużlowiec dostał szansę startów w jakimkolwiek polskim klubie.
Początkowo nic nie zapowiadało tego, że będzie czołowym zawodnikiem Włókniarza. Przełom nastąpił w 1971 roku i wtedy dołączył do grona liderów zespołu. Został nawet powołany do kadry narodowej i wystąpił w meczu towarzyskim z Wielką Brytanią. Jego karierę przerwał tragiczny wypadek samochodowy.
W 1974 roku Włókniarz - już bez Gołębiowskiego i skazanego na pobyt w więzieniu Bożyka - sięgnął po tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Radości nie było końca. W Częstochowie długo trwała feta, ale pamiętano o tragedii, jaka miała miejsce kilka miesięcy wcześniej. Tytuł zadedykowano zmarłemu koledze, który w tamtym sezonie wywalczył 40 punktów.
Bożyk został uznany winnym śmierci trójki pasażerów. Skazano go na osiem lat więzienia, ale wyszedł po pięciu. Karę odbywał w zakładzie karnym oddalonym o kilka kilometrów od stadionu Włókniarza, więc kiedy tam odbywał się trening, to słyszał ryk motocykli. W 1980 roku odnowił licencję i jeszcze przez trzy sezony ścigał się dla Lwów.
Czytaj także:
Prezes ŻKS Polonii przeprasza po odwołanym meczu. Nad tym ubolewa najbardziej
Mateusz Szczepaniak: GKM? Wybrałbym 1. ligę wiedząc o nadwyżce zawodników