7 lutego 1936 roku urodził się Bonifacy Langner. Choć jego rodzinnym miastem jest Leszno, to w miejscowej Unii kariery nie zrobił. Jest za to symbolem Falubazu Zielona Góra. Od dziecka Langner - jak zresztą setki dzieciaków w Lesznie - rozkochany był w motocyklach i żużlu. Kibicował Alfredowi Smoczykowi i innym pionierom czarnego sportu. Był świadkiem wielu sukcesów Unii.
Marzył o karierze żużlowca. Na początku lat pięćdziesiątych zapisał się do szkółki Unii. Wtedy takie samo marzenie miało około dwustu chłopców. Po wstępnej selekcji zostało kilkudziesięciu rokujących nastolatków. Po dalszej selekcji wybrano zaledwie kilku adeptów. W tym gronie był właśnie Langner. Z Leszna odszedł jednak bardzo szybko.
Budował zielonogórski żużel
Gdy w Zielonej Górze zaczęto myśleć o budowie klubu żużlowego, jednym z pierwszych zawodników, z którym się skontaktowano był Langner. Do drużyny trafił w 1957 roku, ale długo musiał namawiać działaczy na zgodę na transfer do zielonogórskiej Ligi Przyjaciół Żołnierza. Były to czasy, gdy przenosiny były rzadkością. Tych przekonał dopiero argument o szerokiej ławce rezerwowych w Unii.
- Przypadkowo przyjechałem tutaj i usłyszałem, że tu będzie reaktywowana sekcja żużlowa. Miałem już licencję, to działo się w 1956 roku. W Lesznie była taka sytuacja, że na ośmiu zawodników w drużynie było dziewięciu reprezentantów kraju. W Lesznie grzałem ławkę i pomyślałem, że czas ruszyć gdzieś - mówił Langner w audycji "Zielona Góra żużla" emitowanej w Radiu Index i prowadzonej przez Macieja Noskowicza.
ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"
Langner był jednym z najbardziej doświadczonych zawodników. Szybko zyskał zaufanie kolegów z drużyny. Był kapitanem, liderem i trenerem w jednej osobie, choć w tym ostatnim obowiązku zastąpił go Stanisław Glapiak. W kolejnym sezonie potwierdził swoją dominację, ale w połowie sezonu na torze w Gorzowie odniósł poważną kontuzję. Gdy wrócił do jazdy, znów był liderem
Był jednak bardzo ważny dla zespołu. Na jeden z meczów został przywieziony przez kolegów, którzy posadzili go na środku murawy. Z tego miejsca miał doskonały widok na poczynania zespołu. Po meczu odwieziono go z powrotem do szpitala.
Winna latorośl czy Myszka Miki?
Z biegiem czasu zielonogórski żużel dopadł kryzys. W 1961 roku sekcję przejęły Zgrzeblarki i długo myślano nad nowym wizerunkiem klubu. Padł pomysł, by zespół startował pod znakiem symbolu kojarzącego się z miastem. Odpowiedzialny był za to nie kto inny, jak Bonifacy Langner. Proponowano zarys zielonogórskiego ratusza czy znak fabryki zgrzeblarek.
Wybrano kiść winogron oplecioną liśćmi. Jak relacjonuje strona falubaz.com, z powodów technicznych na plastrony trafił sam liść winnej latorośli. Brak materiałów w odpowiednich kolorach sprawił, że plastrony z liściem nie przypadły kibicom i zawodnikom do gustu. Zdecydowano się na kolejną zmianę wizerunku. I znów pierwsze skrzypce grał Langner.
- Po zakończonej dyskusji przy warsztacie żużlowym znalazłem w warsztacie kawałek brystolu, na którym według swojej wyobraźni narysowałem myszkę - wspominał Langner w 2020 roku w rozmowie z Markiem Staniszewskim z "Tygodnika Żużlowego.
Materiały do wykonania plastronów nie były ogólnodostępne. Przygotowywał format plastronu, rozrysował wszystkie znaki oraz rysunek myszki na dermie. Następnie musiał je ręcznie powycinać nożykiem i nakleić na plastrony butaprenem. - Okazało się, że naklejone literki, kropki oraz wzór myszki nie wytrzymują siły naporu szprycy spod kół motocykli i zaczęły się odklejać - dodał.
Po latach posądzano go o plagiat. - Ja nie miałem okazji oglądać myszki Miki Walta Disneya, bo nie miałem telewizora i nie widziałem jej nigdy wcześniej. Zanim powstawał nowy plastron wykonałem kilka rysunków myszki. To nie był i nie jest plagiat, bo ja nie odrysowałem myszki Walta Disneya. To była myszka narysowana według mojej wyobraźni. Cieszę się, że myszka na plastronach zielonogórskich żużlowców przetrwała tyle lat, że nikt nie stara się tego zmienić. To duża satysfakcja. Ja się zestarzałem, a myszka wiecznie młoda - powiedział.
Żużel w innej roli
Pan Bonifacy powoli zbliżał się do końca kariery. Zgrzeblarki prezentowały się coraz lepiej, a w 1964 roku po raz pierwszy awansowały do elity. W niej były outsiderem, ale to był ważny impuls dla całej żużlowej społeczności w mieście. Langner w najwyższej klasie rozgrywkowej jeździł na gorszej jakości sprzęcie. Władze klubu nie były mu już tak przychylne i to były główne powody zakończenia przez niego kariery sportowej.
Został jednak przy żużlu w innej roli. Był jednym z najlepszych wówczas sędziów żużlowych. Do Falubazu wrócił w 1982 roku, kiedy to na stanowisku trenera zastąpił Stanisława Sochackiego. Zielonogórzanie z sukcesem obronili mistrzowski tytuł. "Bonio" znów był bohaterem miasta.
Falubaz prezentował się znakomicie. Langner był twarzą drużyny, która stanowiła o sile ligi. W Polsce, tuż po wybuchu stanu wojennego, panował kryzys, ale patronackie przedsiębiorstwo Falubaz dbało wtedy o żużlowców. To zaowocowało wielkimi sukcesami. W klubie Langner pracował do 1984 roku, a następnie postanowił przejść na zasłużoną emeryturę. Kibice wciąż o nim pamiętają. Jest on legendą wprowadzoną do Galerii Sław.
Czytaj także:
Będzie ważna zmiana w Grand Prix?! Czekają na nią nie tylko kibice
Król sarkazmu, który czerpał z życia pełnymi garściami. Sławomir Drabik kończy 57 lat