Żużel. Król sarkazmu, który czerpał z życia pełnymi garściami. Sławomir Drabik kończy 57 lat

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Sławomir Drabik
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Sławomir Drabik

Żużel był dla niego ważny, lecz wychodził z założenia, że życie składa się też z innych przyjemności. Sławomir Drabik nie myślał o pieniądzach, ale o tym, żeby się dobrze bawić. 6 lutego legenda Włókniarza kończy 57 lat.

Każdy kibic żużla w Częstochowie wie, kim jest Sławomir Drabik. Legenda Włókniarza skradła serca fanów nie tylko swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami, ale również stylem bycia. Po czym można było poznać go na torze? Po efektownie i dynamicznie wyglądającej sylwetce, która była jego znakiem rozpoznawczym.

Showman lat 90-tych

- Przebojowy i widowiskowy zawodnik. Na motocyklu może nie był podobny do Kelly'ego Morana, Sama Ermolenki czy Dennisa Sigalosa. Sławek miał po prostu swój styl. Myślał na torze, ale było w tym trochę ułańskiej szarży. Można to nazwać kontrolowanym ryzykiem. Oglądanie go na torze było samą przyjemnością, to była radość dla oczu - mówi dla WP SportoweFakty Tomasz Lorek, były spiker na stadionie w Częstochowie.

Stylem jazdy Sławomir Drabik zachwycał wszystkich. Biegi, w których brakowało mijanek, z reguły nie dostarczały emocji. Chyba że w wyścigu brał udział "Slammer". Już samo podziwianie go na torze było równie zajmujące.

ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"

- Sławek wisiał na motocyklu i wyglądało to tak, jakby miał z niego za chwilę spaść. Technicznie bez zarzutu, był świetnie wyszkolony. Ciągnął wynik drużyny i czerpał radość z jazdy. Jak mógł pomóc koledze na torze, to to robił. On kochał taką pracę, w której musiał się poświęcać i z której następnie coś wynikało - wspomina Drabika reporter Eleven Sports.

Na zdjęciu: Sławomir Drabik (w kasku niebieskim)
Na zdjęciu: Sławomir Drabik (w kasku niebieskim)

Żużel to nie wszystko. Liczyła się zabawa

"Slammer" dał się zapamiętać nie tylko jako świetny zawodnik, lecz również jako człowiek, dla którego żużel nie był całym światem. Cechował go także luz i dystans do siebie. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że to najbardziej kolorowy ptak polskiego żużla. Do annałów przeszły też jego wypowiedzi.

Po groźnej kontuzji kręgosłupa trafił do szpitala, jednak dla Sławomira Drabika to nie był powód, dla którego miałby go opuścić dobry humor. Zapytany przez jednego z dziennikarzy o to, jak się czuje, odpowiedział, że dobrze, bo... dużo go tutaj szprycują.

- Sławek nie był takim zawodnikiem, dla którego liczył się tylko żużel. On musiał się dobrze czuć, chciał czerpać radość życia. Dzisiaj człowiek tęskni za czasami, gdy jeździł Sławek Drabik, bo wtedy nie myślało się tylko o mamonie, ale o tym, żeby się świetnie bawić. W obecnych czasach ten moment ludzkiej radości gdzieś umknął - mówi nam komentator Polsatu Sport.

Dziennikarze, którzy przeprowadzali wywiady ze "Slammerem", nie mieli łatwego zadania. - Dlaczego pan tak dobrze jeździ? - zapytała Drabika jedna z reporterek. - Pomagają mi jogurciki podawane przez babunie w topless - powiedział Drabik. - Jogurciki? - dopytywała dziennikarka. - Bardziej ten topless - rzucił zawodnik. Śmiało można pokusić się o stwierdzenie, że drugiego takiego zawodnika, jak Sławomir Drabik, nie było i nigdy nie będzie.

- Król sarkazmu. Lubił, jak była luźna atmosfera. Sławek to poważny facet i potrafi też płakać, bo to wrażliwy człowiek. Można powiedzieć, że starał się być ojcowski, zawsze chciał żartem rozluźnić atmosferę, żeby było wesoło. Na owe czasy był powiewem takiego amerykańskiego luzu. Wychodził z założenia, że żużel to nie wszystko, że życie składa się z innych przyjemności i warto sobie je fundować, żeby nie być robotem - dodaje Tomasz Lorek.

Złe relacje z synem

Jeszcze kilka lat temu Sławomira Drabika można było zobaczyć w teamie Maksyma Drabika. "Slammer" ukształtował swojego syna, a ten od dziecięcych lat był wpatrzony w niego i dążył do celu, jakim było zostanie żużlowcem. To właśnie swojemu ojcu Drabik-junior może zawdzięczać liczne sukcesy. Tymi największymi było zdobycie indywidualnego mistrzostwa świata juniorów w latach 2017 i 2019.

Od jakiegoś czasu panowie jednak nie rozmawiają ze sobą. Ich kontakt praktycznie się urwał. Doszło nawet do tego, że obaj komunikują się ze sobą poprzez media. Maksym w jednym z wpisów zwracał się do swojego ojca per pan.

- Jak Maksym Drabik zdobywał mistrzostwo świata juniorów w Pardubicach, to Adam Skórnicki powiedział, że rzadko widział Sławka Drabika płaczącego, a akurat wtedy kilka łez pociekło. W każdej relacji ojciec-syn jest ten moment, że syn stawia się okoniem. Nie siedzimy między nimi i nie znamy szczegółów. Na pewno byłoby to smutne dla każdego ojca. Pamiętam, jak Sławek odbierał Maksyma z lotniska, gdy ten wracał z gali z Andory. Sławek pędził samochodem, byle się nie spóźnić. Myślę, że wszystko się ułoży i jeszcze nie raz pójdą ze sobą na piwo - kontynuuje felietonista Speedway Stara.

Wymuszone przenosiny do Wrocławia

Po sezonie 2022 Włókniarz Częstochowa podziękował Sławomirowi Drabikowi za współpracę. Ten był odpowiedzialny za szkolenie młodzieży. Szczególną opieką otoczył Mateusza Świdnickiego. Nie brakowało nawet głosów, że niespełna 22-latek ma sylwetkę podobną do "Slammera".

Drabik najprawdopodobniej nie musiałby odchodzić z Włókniarza, gdyby nie transfer do Częstochowy jego syna, Maksyma. To właśnie on miał postawić warunek, że podpisze tam kontrakt, pod warunkiem, że w klubie nie będzie już jego ojca. Tak też się stało. Były zawodnik zmuszony został do zmiany pracodawcy. W ostatnich dniach jego pozyskaniem pochwaliła się Betard Sparta Wrocław.

- Sparta Wrocław pozyskała świetnego fachowca. Kto jak kto, ale Sławek wie, jak pracować z młodymi ludźmi. O to właśnie chodzi, żeby młodzieżowcy nie wszystko mieli tłumaczone na sztywno. W Częstochowie odwalił kawał roboty, w pewnym sensie Mateusz Świdnicki to jego podopieczny. Przy Hancocku i Okoniewskim to kolejna ważna postać. W ogóle Sparta będzie silna personalnie - zakończył Tomasz Lorek.

Zobacz także:
Słońce uśmiechnęło się do kadrowiczów
To przesądzi o awansie do PGE Ekstraligi?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty