Historia życia Bogusława Nowaka to dobry materiał na filmowy scenariusz. Są momenty wielkich sukcesów, radości i triumfów, ale także i ludzkie dramaty. Był uwielbiany przez tłumy, lecz były też chwile, gdy po prostu nie chciał żyć. Teraz jest legendą Stali Gorzów i Unii Tarnów oraz jednym z najbardziej zasłużonych polskich trenerów żużlowych.
Cukiernik, który został żużlowcem
Nowak urodził się 29 stycznia 1952 roku. Miał trzech braci i dwie siostry. Jego ojciec był mechanikiem, matka zajmowała się wychowywaniem gromadki dzieci. Gdyby nie żużel, to być może zostałby cukiernikiem. Ukończył gorzowską zawodówkę, ma dyplom czeladnika. Praktykował w kilku miejscowych cukierniach. Ostatnia z nich mieściła się naprzeciwko stadionu żużlowego. To było przeznaczenie.
Żużel był bardzo popularny w Gorzowie. Wspominał, że jako dzieciak uganiał się za felgą rowerową, którą uderzało się drutem. Potem jeździł na WFM-ce brata, która częsta się psuła. Wbrew pozorom była to duża zaleta: dzięki temu poznał się na mechanice. Pierwszy trening na żużlowym torze odbył wiosną 1969 roku. Miał wtedy 17 lat.
ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"
- Dziś trener takiego kandydata pewnie by przepędził, twierdząc, że jest za stary, ale wtedy były inne czasy. Pamiętam, że w niedzielę podczas meczu spiker ogłosił nabór do szkółki i nazajutrz zgłosiło się dokładnie 136 kandydatów. Trener Pogorzelski podzielił ich na grupy po 20 chłopaków i dawał każdemu szansę przez kilka kolejnych dni. Sito było gęste. Ja postanowiłem nie cwaniakować, tylko jechać po torze dokładnie tak, jak życzył sobie trener. I przeszedłem ten etap - wspominał Nowak w książce z cyklu "Asy Żużlowych Torów".
To był bardzo dobry nabór. Oprócz Nowaka wielkie kariery zrobili Zenon Plech, Ryszard Fabiszewski czy Mieczysław Woźniak. Na pierwsze żużlowe treningi udał się w tajemnicy przed rodzicami. Dowiedzieli się dopiero wtedy, gdy zdał licencję. I to nie od niego, a z informacji zamieszczonej w lokalnej prasie. Wiedział, że mama się nie zgodzi, a tatę próbował przekonać. Trener Andrzej Pogorzelski zapomniał o spełnieniu tej "formalności", a problem rozwiązał się wtedy, gdy został zawodnikiem.
Nowak trafił na bardzo dobry okres w historii Stali. Z klubem zdobył dwanaście medali Drużynowych Mistrzostw Polski, w tym sześć złotych. Pod tym względem jest jednym z najbardziej utytułowanych zawodników gorzowskiego klubu. Ma na swoim koncie także pięć medali Mistrzostw Polski Par Klubowych.
Największym indywidualnym sukcesem było złoto w mistrzostwach Polski w 1971 roku. W swoim dorobku ma także srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Świata. Wiele w swojej karierze zawdzięcza Pogorzelskiemu, który jako młodego zawodnika wziął go pod swoją opiekę.
Dzień, w którym pękło niebo
Nowak sam chciał być trenerem i dlatego opuścił Stal i przeniósł się do Unii Tarnów. Od 1984 roku był w tym drugim klubie jeżdżącym szkoleniowcem. Wszystko szło zgodnie z jego planem aż do 4 maja 1988 roku. To był dzień, który na zawsze zmienił jego życie. Na torze w Rybniku miał wtedy wypadek, po którym doznał kontuzji kręgosłupa.
Wtedy władze światowego żużla zdecydowały, że zawody par rozgrywane będą w obsadach sześcioosobowych. Nowak jechał w duecie z Eugeniuszem Błaszakiem. Wychowanek Stali prowadził, jechał płynnie, ale nagle postanowił jechać spokojnie, by tylko dojechać do mety. Na łuku zjechał na wewnętrzną i wpadł w dziurę. Pobiło mu motocykl, kierownica wypadła z rąk. Upadł na prostej, skulił się i liczył zawodników, którzy go omijali. W pewnym momencie stracił przytomność. Uderzył w niego Grzegorz Dzikowski.
- Mówił potem, że nie widział mnie. Tak musiało być, bo jak oglądałem film z tego wyścigu, to widać wyraźnie, że nawet nie próbuje mnie ominąć, nie ma żadnej reakcji. Musiał po prostu mnie nie zauważyć. Dostałem silnikiem jego motocykla w plecy, nawet moja osłona kręgosłupa nic nie pomogła - mówił Nowak.
- To był dzień graniczny, w którym pękło moje niebo. Zamknęło się całe moje dotychczasowe życie, zawalił się cały świat, wszystkie życiowe oraz sportowe plany i marzenia. Otworzyła się inna rzeczywistość, której nie znałem i której się nie spodziewałem. Ale wtedy, kiedy wydarzył się mój tragiczny wypadek, jeszcze o tym nie wiedziałem. I długo po tym dramatycznym zdarzeniu żyłem nadziejami, na powrót do dawnej rzeczywistości. Nadziejami, które nie mogły się niestety spełnić i musiałem zamienić motocykl na wózek inwalidzki - dodał.
Pierwszy trener Bartosza Zmarzlika
Nowak nie zerwał z żużlem. Kibice o nim nie zapomnieli, pomagali w każdy możliwy sposób. Odbywały się na jego rzecz zbiórki, by pomóc w cierpieniu i zapewnić godny byt. On sam zajął się pracą szkoleniową. Propagował budowę mini-torów w Polsce, jeden z nich powstał nawet pod Elblągiem. Uważał, że treningi na małych torach pozwolą dzieciom w obyciu ze sportem żużlowym.
To właśnie Nowak był pierwszym trenerem Bartosza Zmarzlika. Obaj spotkali się na mini-torze w Wawrowie. Treningi u niego rozpoczął w wieku 6 lat. W żużlu zakochał się podczas imprezy w Barlinku, gdzie mini-żużlowa szkółka pokazywała motocykle i prezentowała próbne jazdy.
- Te nasze wyścigi obserwował mały chłopiec, widziałem, że oczy zrobiły mu się wielkie.. Podszedł do mnie i zapytał, czy on także mógłby spróbować. Po dwóch dniach, we wtorek zjawił się na zajęciach, z całą rodziną: mamą, tatą i starszym bratem Pawłem. Tego dnia, z tego co pamiętam, jeszcze nie jeździli, nie mieli sprzętu. Ale udało się szybko sprowadzić dwa motocykle do mini-żużla z Danii. I tak się rozpoczęła przygoda ze sportem przyszłego mistrza świata. Bartek miał wtedy sześć lat i przez następne siedem trenował i startował w mojej szkółce - mówił Nowak.
Nietypowe metody
Jako trener wyszkolił wielu żużlowców. Jedni osiągali większe sukcesy, inni mniejsze. Miał nietypowe metody szkoleniowe. Stawiał nacisk m.in. na historię żużla i odpytywał swoich podopiecznych z lektury "Tygodnika Żużlowego".
- Trener kładł przede wszystkim nacisk na naukę w szkole. Co roku organizował konkurs świadectw i nagradzał najlepszych. Co do historii żużla, interesowałem się wcześniej ogólną historią, ale on potrafił zaszczepić swoimi opowieściami z czasów jazdy zainteresowanie tym tematem. To mi zostało do dziś. Dzięki niemu mam też ułatwione zadanie, aby tę historię cały czas poznawać poprzez kontakt do jego byłych kolegów z torów - powiedział nam Marcin Kozdraś, były podopieczny Nowaka i wychowanek Stali Gorzów.
- Treningi z Bogusławem Nowakiem były ciekawe. Umiał dotrzeć do zawodnika, przekazać swoją wiedzę. Czasami przeprowadzał trening... na sucho. Motocykl przywiązany był sznurkiem do słupa i objaśniał prawidłowa sylwetkę na motocyklu oraz prawidłowe wejście w łuk. Boguś to dla mnie wielki autorytet żużlowy. Do dziś z resztą mam z nim świetny kontakt. Ostatnio nauczył mnie nawet zasad żużlowej gry w karty, w Ramsa - dodał Kozdraś.
Mimo swojej niepełnosprawności, Bogusław Nowak nie oszczędzał się. Przez lata działał też społecznie. Przez kibiców - nie tyko w Gorzowie - do dziś jest uwielbiany.
Czytaj także:
Kontuzje zakończyły piękną karierę. Po mistrzostwie od razu pojechał na cmentarz
Ten trener wpłynął najbardziej na jego karierę. "Mamy ze sobą kontakt do dziś"