Żużel. Jest jedną z legend Apatora. Po sześćdziesiątce spełnił swoje marzenie

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Eugeniusz Miastkowski
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Eugeniusz Miastkowski

Choć w czasie swojej kariery był w cieniu Wojciecha Żabiałowicza, to był bardzo ważnym ogniwem Apatora Toruń. Dla kibiców Eugeniusz Miastkowski był legendą. Swoje żużlowe marzenie spełnił po sześćdziesiątce. W Wigilię obchodzi 66. urodziny.

Swoją karierę Eugeniusz Miastkowski rozpoczął w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Wyróżniał się już jako młodzieżowiec, ale zanim zdał egzamin na licencję, to bardziej niż speedway interesowała go kulturystyka. Dbał o swoją sylwetkę, co też nie było bez znaczenia przy ściganiu po czarnym torze.

Miastkowski urodził się 24 grudnia 1956 roku w podtoruńskim Rogowie, w którym swego czasu młodzi chłopcy marzyli o tym, by być żużlowcem. Właśnie z tej miejscowości pochodzili tragicznie zmarły Kazimierz Araszewicz czy Janusz Plewiński. "Miastek" poszedł w ich ślady. Żużlowe prawo jazdy uzyskał w 1974 roku, a jego trenerem był Bogdan Kowalski, który wychował wielu toruńskich zawodników. Jest wychowankiem szkółki Stali Grudziądz.

Wierny Toruniowi

Jednak to w Apatorze Toruń rozpoczął swoją karierę. Po dwóch latach przebił się do składu Aniołów, ale wtedy jeszcze nie zachwycał formą. Po nieudanym sezonie przeniósł się do GSŻ Grudziądz i tam startował przez dwa lata. Celem była poprawa umiejętności i nabycie pewności siebie, by po powrocie do Torunia stanowić o sile zespołu. Założenie to udało się zrealizować z nawiązką.

ZOBACZ Majewski i Gollob doczekali się nagrody. Będzie druga część filmu "Czas"?

Miastkowski od 1980 roku niemal do końca swojej kariery był jednym z liderów toruńskiej drużyny. Co prawda był w cieniu Wojciecha Żabiałowicza, ale i popularny "Miastek" odnosił wiele sukcesów, głównie drużynowych. Indywidualnie nie miał tak dużo szczęścia. Najbardziej cieszył się ze złotych medali DMP wywalczonych w 1986 i 1990 roku.

- Tak, złotych medali się nie zapomina. Cieszę się, gdy ktoś mi przypomni, że np. w tamtym mistrzowskim sezonie 1986 zrobiłem trzy komplety - z Rzeszowem, Tarnowem i Rybnikiem - powiedział przed laty w rozmowie z "Nowościami". Medal za tamto mistrzostwo przekazał na WOŚP, by w ten sposób podziękować za to, że ze sprzętu kupionego przez Orkiestrę mogła skorzystać jego wnuczka Laura.

Kapitan na lata

Miastkowski był bardzo koleżeńskim żużlowcem, dla którego ważniejsze niż indywidualne wyniki było to, by wszyscy kończyli zawody cało i zdrowo. - Są czasami zaskakujące wspomnienia, na przykład w czasie wygranych derbów w Bydgoszczy, które mocno przybliżyły nas do złota w 1990 roku, położyłem na prostej, na pełnej prędkości motocykl, żeby nie wpaść w zawodnika Polonii Sokołowskiego, który przewrócił się przede mną. Zapomniałem całkowicie o tym zdarzeniu, a tu nagle po sezonie działacze Polonii Bydgoszcz wręczyli mi puchar fair play za to, że tak się zachowałem. Miłe to było - dodał.

Żużlowiec Apatora był przez wiele lat kapitanem drużyny. Koledzy doceniali jego cechy charakteru i to, że pomagał im także poza torem. Sam "Miastek" wspominał, że kiedyś drużyny były jedną wielką rodziną. Teraz po zakończonym spotkaniu zawodnicy rozjeżdżają się w różne miejsca w Europie.

Fani też go uwielbiali i żałowali, że już w wieku 35 lat zakończył karierę. W 1992 roku rozegrano turniej pożegnalny Miastkowskiego i Żabiałowicza. Zwyciężył w nim Krzysztof Kuczwalski przed Tomaszem Gollobem i Jackiem Krzyzaniakiem.

Po sześćdziesiątce spełnił marzenie

Po zakończeniu kariery Miastkowski co roku otrzymywał karnet z zaproszeniem na trybuny od grudziądzkiego klubu. Żałował, że tak samo o byłych żużlowcach nie pamiętano w Toruniu. Nadal interesował się żużlem, ale nie miał już tak dużo czasu na niego. Mecze oglądał jednak głównie w telewizji. Zamiast wybrać się na stadion, wolał pojechać na ryby.

Miał jednak marzenie związane z żużlem. Chciał przejechać kilka kółek po toruńskiej Motoarenie. - Cieszę się, że niektórzy mówią, że jak bym tak pojechał w lidze, tak jak tam szarżuję, to jeszcze nie jeden kibic otworzyłby z niedowierzaniem oczy, a ja niejeden wykręciłbym komplet. Takie tam żartowanie z tymi kompletami, ale mam, tak naprawdę, pewne marzenie - żeby kiedyś zrobić jednak trochę kółek na Motoarenie - mówił w 2016 roku.

To marzenie spełnił w 2019 roku, kiedy wystąpił w Retro derbach na Motoarenie. Wygrał wtedy pojedynek z Waldemarem Cisoniem, ale był wolniejszy od Roberta Bonina.

Czytaj także:

Źródło artykułu: WP SportoweFakty