Zmarnował swój talent jedną złą decyzją. Zaufał nieodpowiedniej osobie

Swego czasu rozwijał się na równi z Szymonem Woźniakiem. Przez jedną złą decyzję zaprzepaścił szanse na zrobienie dużej kariery. Mikołaj Curyło zaufał nieodpowiedniej osobie, przez co jego przygoda z żużlem zakończyła się szybciej, niż się zaczęła.

Wychowanek Polonii był nadzieją bydgoskiego speedwaya. Od strony sportowej nie było się do czego przyczepić. Prezentował ambitny, przyjemny dla oka i ofensywny styl jazdy. Zdecydowanie gorzej wyglądało to ze względu na jego zachowanie oraz postępowanie jednej osoby, która miała negatywny wpływ na przebieg kariery młodego wówczas zawodnika.

- Mikołaj to zmarnowany talent, bo jeździecko prezentował się naprawdę dobrze - mówi nam Leszek Tillinger, były prezes Polonii Bydgoszcz. - Ten jego talent zanikał jednak najpierw ze względu na jego zachowanie, a później jego menedżera. Mikołaj od początku był trudnym chłopakiem, miał problemy w szkole. Jego ojciec czasami nie dawał sobie z nim rady. Doszło nawet do takiej sytuacji, że powiedział Mikołajowi, że musi zrezygnować z żużla i wziąć się za szkołę. Tak to wyglądało wtedy, gdy ja jeszcze byłem blisko klubu - dodaje nasz rozmówca.

Po problemach wychowawczych wydawało się, że Curyło wychodzi na prostą. Wtedy on sam podjął decyzję, która, jak się później okazało, przekreśliła jego szanse na zrobienie dużej kariery. - Mikołaj zatrudnił do pomocy menedżera, ale mnie w klubie już nie było. Z obserwacji i od innych osób wiem, że to nie była dobra decyzja. Ten menedżer nie spełniał takich warunków, jakie powinien spełniać prawdziwy menedżer - podkreśla Leszek Tillinger.

ZOBACZ WIDEO: Eksperci grzmią po doniesieniach o premii. "To skandal"

Co konkretnie były prezes Polonii Bydgoszcz ma na myśli? - Jak zatrudnił tego menedżera, to zaczęły się takie nieprzyjemne sytuacje. Relacje na linii klub-zawodnik uległy znacznemu pogorszeniu. Mikołaj praktycznie nie miał nic do gadania. Najważniejszy głos miał jego menedżer. Ten nie dość, że robił to, czego nie powinien, to jeszcze jego zachowanie nie zawsze było eleganckie. Po czasie Mikołaj nawet sam mówił, że za bardzo zaufał tej osobie. Szkoda, bo chłopak zmarnował całą karierę, którą miał dopiero przed sobą - kontynuuje Tillinger.

Bydgoskim kibicom szczególnie w pamięci mógł utkwić sezon 2013, w którym Mikołaj Curyło startował u boku Szymona Woźniaka. Obaj tworzyli jeden z lepszych duetów juniorskich w Ekstralidze. Wystarczy spojrzeć, w którym miejscu jest teraz Curyło, a w którym Woźniak. Ten drugi ma w swojej kolekcji m.in. tytuł indywidualnego mistrza Polski oraz medale DMP zdobyte ze Stalą Gorzów. Curyło natomiast został niespełnionym talentem.

- Woźniak i Curyło prezentowali dwa inne style. Woźniak jeździł bardziej siłowo niż technicznie. Curyło był natomiast bardzo dobrym technikiem. Widać było, jak wygina się na motocyklu. Różnica była zgoła widoczna. Niestety, ale różniło ich też podejście do sportu, z niekorzyścią dla Mikołaja. Sam sobie jest winien tego, że jego kariera zakończyła się, zanim na dobre się zaczęła - podsumował Leszek Tillinger.

Zobacz także:
Tak może wyglądać skład GKM-u
Brutalna prawda o Australijczyku

Źródło artykułu: WP SportoweFakty