Coraz głośniej o fali bankructw. Mówią o tym nawet władze rozgrywek

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Piotr Szymański (z lewej) w rozmowie z Michałem Sikorą
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Piotr Szymański (z lewej) w rozmowie z Michałem Sikorą

Groźba milionowych kar ze strony Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów sprawiła, że władze polskiego żużla postanowiły wycofać się z regulaminu finansowego i zlikwidować maksymalne kwoty na kontraktach zawodników.

Od 1 listopada zawodnicy i kluby będą wpisywać pełne zarobki na oficjalnych kontraktach, które podlegają kontroli PZM i PGE Ekstraligi. To koniec opóźnień w płaceniu i rozkładania zobowiązań na dodatkowe umowy sponsorskie. Kto do 31 października przyszłego roku nie zdąży rozliczyć się ze wszystkimi zawodnikami, ten nie ma co liczyć na jazdę w sezonie 2024. To powoduje, że temat możliwej fali bankructw klubów pojawia się już nawet podczas oficjalnych rozmów władz ligi z prezesami klubów.

Uwolnienie wypłat zawodników na wszystkich szczeblach rozgrywkowych sprawi, że sytuacja finansowa większości klubów stanie się bardziej transparentna, ale też zmusi działaczy do rozliczenia się z żużlowcami z całości zobowiązań do 31 października. Do tej pory nie było to normą, a gdy dodamy do tego rekordowo wysokie kwoty na przyszłorocznych kontraktach, wynegocjowane podczas trwającego obecnie rynku transferowego, to przepis na katastrofę jest gotowy.

Władze ligi wiedzą o szaleństwie klubów

Finansowe szaleństwo zapanowało ostatnio we wszystkich ligach żużlowych w Polsce, a z możliwych konsekwencji zdają już sobie sprawę władze rozgrywek. Podczas niedawnego zebrania GKSŻ z klubami 1. i 2. Ligi, władze ligi reprezentowane przez Piotra Szymańskiego i Zbigniewa Fiałkowskiego otwarcie przyznawały, że liczą się z tym, że za rok o tej porze spotkają się już w znacznie mniejszym gronie. Uwaga rzucona została w trakcie oficjalnego spotkania w żartach, ale wszyscy zdali sobie sprawę, że groźba jest naprawdę poważna.

ZOBACZ Było blisko transferu Holdera do Cellfast Wilków! "Władze Unii wstrzymały oddech"

Władze rozgrywek nie miały jednak wyjścia, bo wciąż trwają negocjacje PGE Ekstraligi z przedstawicielami UOKiK-u, od których to zależy wysokość kary nałożona na władze ligi, a pośrednio także na wszystkie kluby. UOKiK zarzuca klubom PGE Ekstraligi bezprawne narzucenie maksymalnych kwot na kontraktach, a także zmowę cenową w 2020 roku, gdy z uwagi na pandemię i zamknięte stadiony, zdecydowano się radykalnie obniżyć zawodnikom wartość kontraktów (od 40 do nawet 50 procent).

Przestrogą, że sprawy nie można bagatelizować jest przypadek klubów koszykarskich, które niedawno zostały ukarane karą blisko miliona złotych, za to, że w 2020 roku o miesiąc wcześniej rozwiązały kontrakty ze swoimi zawodnikami. W żużlu kaliber oskarżeń wydaje się być znacznie większy, więc i wysokość ewentualnych kar może być tak duża, że nikt nie chce ryzykować pójścia na otwartą wojnę z UOKiK.

Nie będzie taryfy ulgowej

- Wierzę, że prezesi klubów są odpowiedzialnymi ludźmi i zdają sobie sprawę, że trzeba wywiązywać się ze swoich zobowiązań. Mogę zapewnić, że żadnej taryfy ulgowej w przyszłym roku nie będzie, a kto nie spłaci zaległości, ten nie pojedzie w kolejnym sezonie - zapowiada otwarcie Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi.

Do tej pory zawodnicy startujący w PGE Ekstralidze oficjalnie mogli podpisywać kontrakty do górnej granicy 500 tysięcy złotych za przygotowanie do sezonu i pięciu tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. W praktyce takie stawki dostawali jedynie ligowi średniacy, a wynagrodzenia gwiazd były znacząco wyższe, z tą różnicą, że nadwyżka była gwarantowana jedynie dodatkowymi umowami sponsorskimi. Te z kolei nie podlegały kontroli PZM, więc kluby mogły bez żadnych konsekwencji opóźniać wypłatę środków, a w niektórych przypadkach nawet rezygnować z ich wypłaty. Żużlowcy mogli co prawda walczyć o pieniądze w sądzie, ale rzadko kto decydował się na wieloletnie batalie prawne, bo wiązałyby się one z groźbą kar ze strony... PZM. Federacja zakazała bowiem żużlowcom zawierania dodatkowych umów.

Sukces przyszedł w najtrudniejszym okresie

Ostatnia zmiana przepisów to wielki sukces Krzysztofa Cegielskiego, który jako przewodniczący stowarzyszenia żużlowców "Metanol" walczył o taką zmianę już od kilku lat.

- Regulamin finansowy i związane z nim konsekwencje od lat były największą patologią polskiego żużla. Wielu zawodników do dziś nie odzyskało przez to części zarobionych przez siebie pieniędzy, a kolejni już mają problemy. Fakt, że to nie jest najlepszy czas na zmiany, bo likwidacja limitów finansowych zbiegła się w czasie z najwyższymi kontraktami w historii żużla. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że kolejny okres licencyjny może być dla wielu klubów bardzo trudny. Nie zdziwię się, jeśli część klubów będzie namawiała zawodników, by wciąż część zobowiązań przerzucać na inne umowy niż oficjalny kontrakt. Niestety ostatnie lata przyzwyczaiły prezesów, że nie muszą płacić w terminie, a teraz będą musieli nauczyć się tego na nowo - komentuje Cegielski.

Czytaj więcej:
Nie skazujmy Wybrzeża na spadek
Krajobraz po spadku Ostrovii

Źródło artykułu: