Pięć razy z rzędu został mistrzem świata. "Przez Brexit straciłem większość klientów"

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Peter Johns z (lewej) w rozmowie z Flemmingiem Graversenem
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Peter Johns z (lewej) w rozmowie z Flemmingiem Graversenem

Klienci 60-letniego Petera Johnsa zgarniali złote medale od 2012 do 2016 roku. Koniec dominacji zbiegł się w czasie z Brexitem.

W tym artykule dowiesz się o:

Peter Johns, specjalista od silników żużlowych, przez lata ściśle współpracował z zawodnikami Danii, Szwecji, czy Polski, ale dziś wszystko zostało utrudnione przez dodatkowe obowiązki celne. Procedury, które niedawno zajmowały dwa dni, teraz trwają dwa razy dłużej, a przez to utrudniają funkcjonowanie jego biznesu.

60-latek jest przekonany, że problemów by nie było, gdyby nie referendum brexitowe i decyzja jego rodaków o opuszczeniu Unii Europejskiej. On sam deklaruje się jako zdecydowany przeciwnik Brexitu i otwarcie mówi o tym, z jakimi problemami musi sobie obecnie radzić.

Jeszcze kilka lat temu praktycznie każdy uczestnik mistrzostw świata miał w swoim boksie przynajmniej jeden silnik od tego inżyniera. Skalę problemów pokazuje fakt, że w tym roku na skorzystanie z jego usług nie zdecydował się nawet jeden żużlowiec z Grand Prix. Brytyjczyk musiał całkowicie przebudować model biznesowy i odłożyć na później plany o powrocie do elity. Obecnie jego klientami są głównie młodzi Brytyjczycy, którzy w Wielkiej Brytanii nie mają alternatyw. Brak kontaktu z czołówką sprawia jednak, że marzenia o kolejnym złotym medalu oddalają się z każdym rokiem.

ZOBACZ Krajobraz w Gorzowie bez Zmarzlika. "Każdy musi znaleźć w sobie dodatkowe 10 procent"

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jeszcze kilka lat temu większość czołowych zawodników ścigała się na silnikach przygotowywanych przez pana. Dziś w mistrzostwach świata nie korzysta z nich już nikt. Co się stało?

Peter Johns (jeden z najlepszych tunerów świata): To nie tylko mój problem, ale także wielu innych brytyjskich biznesów po Brexicie. Głosowałem przeciwko wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, bo od początku byłem przekonany, że będą z tego same problemy i to nie tylko dla mnie. Centrum światowego żużla jest w Polsce, Danii i Szwecji, a ja dziś nie mogę swobodnie prowadzić interesów w tych krajach. Formalności jest tak dużo, że zawodnicy wybierają inne opcje w swojej ojczyźnie. To dla nich oszczędność czasu i pieniędzy.

Te trudności rzeczywiście są aż tak duże?

Już we wcześniejszych latach często pojawiał się problem wysyłki silników do Wielkiej Brytanii i odbierania ich z powrotem. Wtedy jednak zawodnicy wysyłali do nas silniki w poniedziałek i mogli być pewni, że sprzęt będzie w piątek w ich warsztacie gotowy na kolejny mecz. Teraz ten proces trwa nawet dwa razy dłużej i jest znacznie kosztowniejszy. W międzyczasie w Polsce pojawiło się wielu nowych tunerów, do których dostęp jest znacznie prostszy. Nie dziwię się zawodnikom, że wybierają łatwiej dostępne opcje.

Stracił pan wszystkich klientów w Polsce?

Wszystkich może nie, ale zostało mi zaledwie kilku. Robimy co możemy, aby zachęcić kolejnych żużlowców startujących w Polsce, ale nie jest to łatwe. Większość z nich jest przerażona, gdy słyszy listę formalności.

Peter Johns
Peter Johns

Wielu ekspertów twierdzi jednak, że po wielkich sukcesach osiadł pan na laurach i przestał rozwijać sprzęt.

Od 2012 do 2016 roku zdobyłem z zawodnikami pięć tytułów mistrza świata, a zdecydowana większość żużlowców jeździła na moim sprzęcie. Jestem co prawda sześć lat starszy, ale zapewniam, że nie wypadłem z gry. Przecież nagle nie zapomniałem, jak się robi sprzęt. Wszystko to jest ściśle związane z referendum brexitowym. Obecnie pracuję nad silnikami z takim samym zaangażowaniem jak kiedyś. Pomagają mi zresztą synowie. Jeden z nich pracuje w Formule 1 w teamie Red Bull i zajmuje się tam silnikami.

Czy wobec dodatkowych problemów miał pan myśli, by się poddać i zakończyć działalność w żużlu?

Pierwsze miesiące i lata były dla mnie bardzo trudne, ale teraz już pogodziłem się z przeciwnościami losu. Grand Prix i PGE Ekstraligę oglądam głównie jako kibic, ale za to zyskałem sporo zamówień od zawodników z ligi angielskiej. Część z nich oczywiście korzysta z tunerów z Polski, czy Danii, ale większość wybiera mnie, z podobnych powodów, z których Polacy zrezygnowali z moich usług. Mogę powiedzieć, że udało mi się zmienić podejście biznesowe i w tym roku zarobiłem najwięcej pieniędzy w swoim życiu. Nie obsługuję największych gwiazd, ale robię więcej silników niż kiedykolwiek wcześniej. Okazało się, że nie trzeba robić silników dla mistrzów świata, by zarabiać duże pieniądze.

Jak długo trwał u pana proces przekształcania biznesu i szukania nowej formuły po Brexicie?

To cały czas jeszcze trwa. Od 2017 roku liczba zamówień systematycznie spadała, ale zdecydowanie najgorzej było w 2020 roku, gdy ze względu na koronawirusa w Wielkiej Brytanii odwołano sezon żużlowy. W Polsce jeżdżono bez przerwy, ale ja nie miałem prawie żadnych zamówień i mogłem jedynie obejrzeć żużel w telewizji jako kibic. To było niesamowicie frustrujące. Chciałem nawet przyjechać do Polski, ale i to było praktycznie niemożliwe. Ruch w interesie zaczął się dopiero w zeszłym roku, ale na szczęście od tego momentu mamy coraz więcej zamówień.

Tęskni pan za latami, w których rozdawał pan karty w Grand Prix, a najlepsi zawodnicy ustawiali się w kolejce po pana silniki?

Z jednej strony oczywiście wciąż wspominam te czasy, ale z drugiej teraz życie jest znacznie mniej stresujące. W 2012 roku byłem tak skupiony na współpracy z Chrisem Holderem i walce o tytuł mistrza świata, że nie miałem zbyt wiele czasu dla pozostałych zawodników. Oczywiście był jeszcze Darcy Ward, Greg Hancock, czy Tai Woffinden. Praca z wybitnymi żużlowcami to było ogromne wyróżnienie, ale jednocześnie ogromna odpowiedzialność. Skupiałem się więc tylko na uczestnikach Grand Prix i nie miałem czasu na nic więcej. Teraz mogę przyjmować znacznie więcej zawodników.

Założę się, że gdyby ktoś z czołówki zadzwonił do pana, to bez chwili wahania zdecydowałby się pan przygotować mu silnik.

Dokładnie tak by było. Oczywiście pod warunkiem, że dany zawodnik zrozumiałby, że w sporcie nie da się kupić sukcesu. Aby współpraca miała sens, potrzebuję wielu rozmów, informacji zwrotnej i dopiero wtedy można liczyć na coraz lepsze silniki. Niestety zauważam, że w żużlu zawodnicy mają coraz więcej pieniędzy i zamiast pracować, chcą wygrać tylko dzięki inwestycjom. Kupują silnik, sprawdzają, a gdy coś im nie pasuje, od razu idą po kolejny. To nie jest dobra metoda. Wydają fortunę, a wciąż nie mają dobrego sprzętu i ciągle narzekają.

Pana ostatnim klientem w PGE Ekstralidze był Jonas Jeppesen. To nie jest dla pana zbyt dobra reklama.

To dobry chłopak, ale już gdy przechodził do Włókniarza Częstochowa, byłem przekonany, że to go wykończy. W tym klubie od zawsze duża część zawodników ściga się na silnikach Flemminga Graversena, dlatego czułem, że to może być problem dla Jonasa. Doradzałem mu, by został w I lidze i tam się rozwijał. W tym roku postawiliśmy dość mocno na rozwój w long-tracku, a efektem tego był srebrny medal mistrzostw świata zdobyty przez Brytyjczyka Zacha Wajtknechta. W przyszłym roku zamierzam wrócić do Grand Prix, bo awans do tego cyklu wywalczył Kim Nilsson.

Czytaj więcej:
Dostaną milion, ale liga postawiła zaskakujący warunek
Unia nie chce oddać cennych rezerwowych

Komentarze (3)
avatar
kedzior
30.10.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Co to za dziadostwo? Codziennie o ruskich a możliwości komentarza zero! Po jaką cholerę więc ta pisanina? Generalnie wszyscy Polacy powinni odmówić startu z ruskimi i tyle! Światowa federacja n Czytaj całość
avatar
banc
29.10.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Brytyjczyk Holloway rozwiązał sprawę inaczej. 
avatar
Gigant0502
29.10.2022
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Na biednego nie trafiło... Musiał zmienić model biznesowy, rzeczywiście życiowy dramat... Brexit to najlepsze co mogło spotkać Wielką Brytanię, przynajmniej nie skończą jako Niemieckie popychad Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści