Pierwotny pomysł wydawał się trafiony, bo władze ligi chciały dodatkowo wspomagać każdego spadkowicza z elity, by po spadku mógł on utrzymać mocny skład, całą strukturę zatrudnienia i wciąż pracować prężnie z młodymi żużlowcami. W ten sposób chciano zapobiec szybkiemu rujnowaniu wielomiesięcznej pracy i pomóc w utrzymaniu wyższego poziomu sportowego oraz organizacyjnego ewentualnych spadkowiczów.
Takie rozwiązanie miało podwyższyć poziom eWinner 1. Ligi, ale przede wszystkim sprawić, że po ewentualnym powrocie do PGE Ekstraligi, taki klub nie musiałby budować wszystkiego od początku i bez problemu wypełniłby restrykcyjne wymogi najlepszej żużlowej ligi świata. To później przełożyłoby się na bardziej wyrównaną walkę o utrzymanie.
Dysproporcja pomiędzy PGE Ekstraligą a eWinner 1. Ligą jest obecnie gigantyczna, a kluby pozbawione olbrzymich pieniędzy z władz ligi (6,4 mln złotych) mogą być skazane na rozwiązywanie umów z dotychczasowymi pracownikami z pionu sportowego i marketingowego. Zastrzyk gotówki w postaci miliona złotych miał pomóc w spokojnej transformacji i szukaniu dodatkowych źródeł finansowania.
ZOBACZ WIDEO Prezes Stali Gorzów: Nadejdzie druga fala transferów
Ostatecznie jednak wspólnicy PGE Ekstraligi, czyli same kluby, zrezygnowały z tej formy pomocy najsłabszym i zdecydowały, że spadkowicze będą musieli radzić sobie sami.
Arged Malesa Ostrów niedługo otrzyma więc ostatnią transzę za ten sezon i będą to ostatnie pieniądze z PGE Ekstraligi. W kolejnym sezonie ostrowianie muszą radzić sobie sami i martwić się, w jaki sposób nie stracić wszystkiego, co udało się wypracować w tym roku. Budżet klubu będzie zapewne nieporównywalnie mniejszy do tegorocznego (11 milionów złotych), ale musi wystarczyć na walkę o powrót do PGE Ekstraligi. Taki bowiem cel postawiły przed sobą władze ostrowskiego klubu.
Czytaj więcej:
Pawlicki potwierdza zmianę klubu
Protasiewicz jak za najlepszych lat!