Żużel. Po bandzie: Okno transferowe jest dla PR-owców [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

- Jak żużel ma być sportem zespołowym, skoro każdemu płacą za osiągnięcia indywidualne. Jak ma być sportem drużynowym, skoro członkowie ekipy nie mogą się pogodzić z ledwie jednym kolegą na rezerwie? - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

W tym artykule dowiesz się o:

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

W żużlu wszystko nas może podzielić. Drgnął czy nie drgnął. Przyaktorzył czy nie. Jeździć na mokrym czy iść do domu. Wreszcie - informować ludzi o tym, co się pichci w kuchni czy czekać aż podadzą do stołu w salonie. Akurat z tym ostatnim sporem problemu nie mam najmniejszego - pisać, mówić, informować.

Gdy byłem jeszcze pismakiem Gazety Wrocławskiej i miałem całkiem fajne relacje z tutejszym klubem, za punkt honoru stawiałem sobie dotrzeć do newsa i sprzedać go najpóźniej w dniu zwołanej konferencji prasowej. By na tę oficjałkę udać się już z poczuciem dobrze wykonanej roboty, ewentualnie z nutką niepokoju - potwierdzą czy nie. Zawsze graliśmy w te szachy z prezesem Andrzejem Rusko. I dziś też mam z Andrzejem całkiem fajny, zdrowy układ - ja nie dzwonię do niego, a on do mnie.

ZOBACZ WIDEO Marek Kępa: Kluby powinny sobie radzić bez KSM

Sport jest rywalizacją, a dziennikarstwo sportowe, newsowe - dokładnie tym samym. Kto pierwszy, ten lepszy. Dawno temu twierdziłem, że klasa dziennikarza wychodzi nie latem, gdy zostaje schemat zapowiedź - relacja - komentarz, ale zimą, gdy trzeba wykorzystać wydeptane ścieżki, kajet z telefonami i wyciągnąć coś spod ziemi. Bo oficjałkę to i małpa może ogłosić. A dziś po prostu trzeba być czujnym na okrągło.

Sport jest rywalizacją, zatem zawsze będą niesnaski, zgrzyty i konflikty. Bo złoto jest jedno, a chętnych wielu. Bo stanowisko trenera jedno, a pretendentów kilku. Bo wysokich stołków w telewizji też ograniczona liczba, a challengerów liczba większa. Sęk w tym, by zachować w tym wszystkich smak i klasę. O co niezwykle trudno. Zwłaszcza w wąskim, skłóconym środowisku.

Spójrzmy na podwórko królowej sportu. Wmawiano nam, że te dziewczyny od trenera Matusińskiego, co się ścigają na koło, to Aniołki. Jakie tam aniołki? To diablice z charakterkiem, bo tylko takie potrafią zawalczyć o siebie i z rywalkami. Natomiast kto z kim pobiegnie w sztafecie, to już leży w gestii trenera i do niego należy decyzja. A dziewczyny winny podejść do zadania na chłodno i profesjonalnie, przecież nie muszą się miziać po rękach przy podawaniu pałeczki.

Tymczasem w żużlu afera, bo dochodzi do masowej zmiany barw klubowych. Nie widzę w tym nic dziwnego, każdy profesjonalista chce przecież zabezpieczyć swoją przyszłość jak najszybciej to możliwe. A nasza liga jest podobno najbardziej profesjonalna na świecie. Więc w czym problem? W tym, że kibice wciąż chcą naiwnie widzieć w zawodnikach sportowców, a nie chcą pogodzić się z faktem, że w pierwszej kolejności żużel jest dla nich zawodem. Otóż sport to taki sam zawód jak każdy inny, z tą tylko różnicą, że na sportowców podczas pracy patrzą inni ludzie. Tzw. kibice. Sportowiec, jak każdy inny pracownik, wybierze zawsze to, co najlepsze dla niego i najbliższych, przy czym on - w przeciwieństwie do innych - swój wybór musi jeszcze później jakoś uzasadnić. Tak, by obserwatorów całej operacji mniej lub bardziej zadowolić.

Myślicie, że Zmarzlik odchodzi tylko dla kasy? Pewnie, że kasa musi się zgadzać, ale dochodzi jeszcze zmęczenie pewnym układem i kwestie ambicjonalne. Chęć sprawdzenia się - że jak komuś źle ze Zmarzlikiem, to sprawdźmy, jak będzie bez. Normalna kolej rzeczy. I akurat Zmarzlik, macie to jak w banku, będzie do końca profesjonalny - i na torze, i przed kamerą czy dyktafonem. Na tor wyprowadzi najcięższe armaty, w tym drugim przypadku - niekoniecznie.

Pewnie, że nie jest to zdrowa sytuacja, gdy zawodnik w trakcie sezonu ma już uwite gniazdko w innych barwach. Ale wszystkim nie dogodzisz. Bo jeśli ten zawodnik wybierze inną drogę i będzie zwodził dotychczasowy klub do jesieni, to dopiero okaże się bandyckim numerem, zważywszy na ubóstwo rynku. Znam takich, którzy dokonali już wyboru i w przypływie jakichś niezdrowych emocji pokazali kolegom, że przestali być wspólnotą. Ale to nie jest wina dziennikarzy. Taki jest świat sportu i takie jest życie, że kto może, planuje sobie przyszłość z wyprzedzeniem. Grube ryby mają taki komfort. A plankton zbiera na koniec okruszki. Przy czym paradoksów nie brakuje - taki Piotr Pawlicki z roku na rok jest coraz słabszy, a z roku na rok płacą mu coraz więcej.

Jak żużel ma być sportem zespołowym, skoro każdemu płacą za osiągnięcia indywidualne? Jak ma być sportem zespołowym, skoro członkowie drużyny nie mogą się pogodzić z ledwie jednym kolegą na rezerwie? Na piłkarskiej ławce może ich siedzieć kilku, na koszykarskiej, siatkarskiej i każdej innej - podobnie. Ale w żużlu przeszkadza wszystkim ten jeden jedyny. Bo, podobno, psuje atmosferę. No psuje, skoro w każdej chwili może komuś odebrać pieniądze. Zatem w tym miejscu mogę tylko powtórzyć to, o czym piszę od wielu lat - chcecie mieć zespół, zmieńcie system wynagradzania. Bo w siatkówce nie płaci się od zdobytych punktów, w piłce ręcznej od bramek, a w koszykówce od celnych rzutów. Przy czym, bądźmy uczciwi, nie sprawi to, że świat żużla stanie się nagle idealny i krystalicznie czysty.

Żużel to jedyny sport w swoim rodzaju, bo nie trener decyduje, czy zawodnik weźmie udział w treningu, tylko sam żużlowiec. I w sumie nic dziwnego. Jeden jest przecież wypoczęty i musi sprawdzić nowe silniki, drugi właśnie wrócił poobijany ze Szwecji, a trzeci oddał sprzęt do serwisu. Poza tym żużlowca nie można skrytykować, bo się obrazi. Ale zawodnika już można - żużlowcy jeżdżą, a zawodnicy zawodzą, taka różnica, gdyby ktoś pytał.

Przykład - Maciej Kuciapa odważył się zwrócić uwagę Maksymowi Drabikowi i Maksym Drabik nie chce już być zawodnikiem Motoru. Z powodu zachęty do udziału w życiu zawodowym drużyny, wychwyconej przez kamery TV, ucierpiało ego młodego człowieka. Zatem czyszczą mu już przedpole w Częstochowie, a rolą mediów jest o tym donosić. Ja generalnie nie zgadzam się z tym, czego uczą dziennikarskie podręczniki, że dziennikarz musi być obiektywny. Bo jak powiada klasyk, obiektywna to jest książka telefoniczna, natomiast dziennikarz, jak każdy człowiek, ma swoje sympatie i antypatie. Nie widzę przeszkód, by nie mógł ich przemycić. Dziennikarz ma pisać tak, by ludzie chcieli go czytać. Zatem nie powinien przesadzać ani z obiektywizmem, ani z PR-em. By było bardziej pieprznie.

Dziennikarstwo ma jeszcze jedną zaletę. Otóż pozwala lepiej poznać środowisko, a dzięki temu wyzbyć się kibicowskich czułości. Kiedyś na Stadionie Olimpijskim wkładałem nos w siatkę odgradzającą trybuny od parku maszyn i mogłem sobie idealizować świat po drugiej stronie. Dziennikarstwo odarło mnie jednak ze złudzeń i sprawiło, że przestałem kibicować ulubionym barwom, a zacząłem wybranym jednostkom. Tym, w których dostrzegam jakieś większe wartości i sportowe ambicje. Też Wam to polecam.

A listopadowe okienko to się otwiera dla marketingowców i PR-owców. By ustalenia sprzed kilku miesięcy opakowali w jak najciekawszy sposób i ożywili nieco tzw. martwy sezon.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Mistrz świata doczekał się reality-show. Powstanie dziesięć odcinków
Słynny polski klub na kolejnym zakręcie. Mocne słowa senatora. "Prezes strzela babola za babolem"

Źródło artykułu: