Żużel. Po bandzie: Śrubokrętowa próba toru [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: sprawdzanie nawierzchni toru w Krośnie
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: sprawdzanie nawierzchni toru w Krośnie

- W niedzielny wieczór, przy pięknej pogodzie i w świetnym czasie antenowym, wyszło kiepsko. Bo próbę toru wykonali działacze śrubokrętem. Choć wedle regulaminu powinni zawodnicy na motocyklach - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Raz na jakiś czas, gdy się nazbiera, można sobie ponarzekać. I właśnie przyszedł taki moment.

Gdy chodzi o warszawską Grand Prix Polski, nie zamierzam jej nikomu obrzydzać. Zwłaszcza, że - jak widzę - wywołuje ona wśród kibiców wyjątkowe emocje. Ta liczba zdjęć i relacji, która zalewa kibicowskie social mediach przy okazji imprezy, pokazuje, jak wielkim jest ona przeżyciem. Bo jest. Pełny Stadion Narodowy robi wrażenie. Mnie jednak te krótkie agrafki wpisywane czasowo w nieżużlowe, betonowe i przykryte dachem obiekty średnio pociągają. Po prostu w żużlu musi być prędkość i szerokość, a czasowe tory tego nie dają.

Z promocyjnego punktu widzenia żużel na Narodowym to, oczywiście, kapitalna sprawa. Dzięki temu dyscyplina wychodzi poza regionalne zachcianki i drewniane chatki, angażuje nowych widzów etc. Na imprezę zagląda trochę "warsiawskich" cwaniaków, a do boksów - Robert Kubica. Choć ja mam zawsze mieszane uczucia co do wizyt takich gości w trakcie roboty, która wymaga pełnego skupienia. Moją uwagę przykuwał często Joe Parsons, tak się chyba nazywa ten przedstawiciel Monstera, który włamywał się do boksów podopiecznych i rzucał na szyję takiego Chrisa Holdera po każdym pojedynczym zwycięskim biegu w turnieju Grand Prix. Obmacywał, obściskiwał i przybijał piątki, jakby ta jedna trójka mistrzostwo świata oznaczała. No ale trudno jest wyprosić ze swojej zagrody kogoś, kto przychodzi z pieniędzmi. Trzeba zacisnąć zęby i udawać przyjaźń.

ZOBACZ WIDEO Woźniak mechanikiem Zmarzlika. "Zawsze to cenne doświadczenie"

Przy czym myślę, że Kubica wie więcej o zachowaniu się w warsztacie i potrafi przebywać u kogoś w gościach w taki sposób, by specjalnie nie przeszkadzać. To nie ten typ, który tylko rozmyśla, jak tu w kadrze się zmieścić. Telewizyjnym.

Wracając jednak do stołecznej rundy Grand Prix - czy będzie miała kontynuację? Mogę się tylko domyślać, że miniona edycja tego święta nie okazała się nad wyraz dochodowa. Bo przecież ceny wszystkiego urosły, a wpływy z biletów, w dużej mierze sprzedanych już kilka lat temu i po starych cenach, rozeszły się zapewne dawno temu. Choć to tylko takie moje przypuszczenie.

Drużynowe Mistrzostwa Europy w Poznaniu. To od początku brzmiało groźnie, bo tamtejszy tor nie daje gwarancji przeżywania żużlowego katharsis. Nawet gdy jest gładki i równy. Dlatego też w rodzinnym grafiku weekendowym nie dokonałem rezerwacji na godz. 14 w niedzielę. Później tylko czytałem złorzeczenia, by przerwać tę farsę, póki jeszcze wszyscy żyją. I że Leon Madsen musiał się wycofać po drugiej serii, bo ugryzła go pszczoła. Nie wiem, czy to wersja prawdziwa, czy oficjalna. W każdym razie impreza się odbyła i pewna grupa źle na tym nie wyszła. Tak jak Grupa Discovery na cyklu Indywidualnych Mistrzostw Świata.

No i w końcu nastała godz. 19. W niedzielę. To chyba dość atrakcyjny czas antenowy, jednak mecz Wilków Krosno z Falubazem Zielona Góra nie doszedł do skutku. Bo śrubokrętowa próba toru nie wypadła korzystnie. Ja naprawdę nie jestem zwolennikiem teorii, że kiedyś to było i że kiedyś by pojechali. Nie w tym rzecz. Jednak sposób odwołania tego spotkania był zaskakujący. Na Twitterze pozwoliłem sobie zestawić dwa zdjęcia - krośnieńskiego toru z niedzieli i lubelskiego z jesieni 2017 roku, na którym Motor walczył ze Stalą Rzeszów w barażach o status pierwszoligowca.

Tor w Lublinie podczas barażu ze Stalą Rzeszów w 2017 roku
Tor w Lublinie podczas barażu ze Stalą Rzeszów w 2017 roku

Lubelska nawierzchnia wyglądała wtedy okropnie. Dokładnie jak z powiedzenia Sławka Drabika o wystających z toru kaskach. A jednak po próbie toru, na której Robert Lambert pokazał, co znaczy angielska szkoła żużla, podjęto rywalizację. I jeśli dobrze pamiętam, pozwolił na to sędzia Krzysztof Meyze, będący niedługo po odbębnieniu kary nałożonej nań po gorzowsko-toruńskim finale ekstraligi. Jak się okazało, decyzja była słuszna.

W Krośnie pole walki, choćby przy tym lubelskim, wyglądało niewinnie. Nie wiedzieć czemu, nie zezwolono jednak na próbę toru, natomiast działacze przeprowadzili ją przy pomocy śrubokrętu. I to wystarczyło, by uznać tor za nieprzejezdny.

Zabawne jest powtarzanie tych starych mądrości, że oto tor musi być "identyczny na całej długości i szerokości". Już jakiś czas temu ustaliliśmy przecież, że to nieprawda, a ma być po prostu w taki sposób przygotowany, by na całej długości i szerokości sprzyjał walce. To jasne, że pośrodku i po szerokiej trzeba go bardziej podrapać, by orbita niosła nieco szybciej. Od pewnego czasu wręcz się zaleca, by zewnętrzna była bardziej przyczepna. Nie ma zatem sensu, by układać świat na nowo.

Nie lubię też powtarzania w nieskończoność, że gdyby stało się coś złego, to odpowiedzialność wziąłby za wszystko sędzia. Bzdura. Odpowiedzialność to biorą zawodnicy, bo taki sobie zawód wybrali. Będący jednocześnie ich pasją, miłością, narkotykiem, sposobem na zarabianie pieniędzy, często niemałych. To część tego biznesu. Nie zawsze się jeździ w warunkach sterylnych i laboratoryjnych, tak jak skoczkowie nie zawsze skaczą przy zerowych ruchach wiatru.

A więc w niedzielny wieczór, przy pięknej pogodzie i w wyśmienitym czasie antenowym, wyszło kiepsko. Bo próbę toru wykonali działacze śrubokrętem. Choć wedle regulaminu powinni zawodnicy na motocyklach. Poza tym żużlowcy mogli to nawet zrobić na warunkach sędziego, na przykład z uwzględnieniem jednego juniora po każdej ze stron.

Generalnie jednak profesjonalizacja speedwaya postępuje. To kwestia czasu, jak telewizja rzuci na ekran nowe grafiki i nowe dane:
- tętno komisarza toru chodzącego ze śrubokrętem tuż przed meczem;
- tętno nabuzowanego kibica w momencie odwołania meczu przy pięknej, słonecznej pogodzie;
- poziom wydzielanych endorfin u przewodniczącego jury, gdy dowiaduje się o przyznanej delegacji z Gdańska do Krosna (kilometrówka).

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Rosjanie znów to zrobili. Dumnie prezentują znak "Z"
Max Fricke pierwszym od ośmiu lat zawodnikiem w Grand Prix z takim wynikiem

Źródło artykułu: