Żużel. Maciej Janowski o porażce w półfinale Grand Prix w Warszawie. Wskazuje, co zrobił źle

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Maciej Janowski
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Maciej Janowski
zdjęcie autora artykułu

Na półfinale zakończył swój udział Maciej Janowski w ORLEN Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. Reprezentant Polski w poturniejowym wywiadzie przyznał, że w półfinale źle zabrał się za ataki na Duńczyków.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Janowski do turnieju na PGE Narodowym w Warszawie przystępował w roli wicelidera cyklu Speedway Grand Prix. Polak wiązał duże nadzieje, choć w piątkowych kwalifikacjach wykręcił dopiero ósmy rezultat, co sprawiało, że wszystkie optymalne numery startowe rywale zabrali mu sprzed nosa.

Mimo tego turniej rozpoczął się dla niego wyśmienicie. Dwa pierwsze starty dały mu maksymalną zdobycz punktową, ale przyszedł dołek - trzecia seria startów, to jedynie punkt przy nazwisku wrocławianina, a przedostatni start na zero.

Reprezentant Polski w ostatnim biegu postawił jednak kropkę nad "i" w kwestii znalezienia się nad kreską premiowaną awansem do półfinału. W nim zmierzył się z klubowym partnerem z Betard Sparty Wrocław - Tai'em Woffindenem oraz dwójką Duńczyków - Leonem Madsenem i Mikkelem Michelsenem.

ZOBACZ WIDEO Woźniak mechanikiem Zmarzlika. "Zawsze to cenne doświadczenie"

Wydawało się, że pierwsze pole startowe będzie handicapem Janowskiego. Żużlowiec faktycznie dobre ruszył ze startu, ale na dojeździe przedstawiciele kraju Hamleta go minęli i choć ten rzucił się w pogoń za nimi, to przez moment znajdował się nawet na ostatniej lokacie. Ostatecznie 3. miejsce w półfinale sprawiło, że z Warszawy wyjechał sklasyfikowany na szóstym miejscu.

- Podczas biegu mamy mniej więcej myśli, jak ten tor się odsypuje i mamy tą nadzieję, że kiedy się odsuniemy, to tej nawierzchni będzie wystarczająco dużo, że ona nas wyciągnie. Nie chciałem marnować prędkości, bo byłem rozpędzony i myślałem, że uda mi się zaatakować Mikkela. Niestety, źle się za to zabrałem i to był mój błąd, straciłem to. W żużlu jest trochę, jak w ruletce - powiedział w rozmowie z Sebastianem Szczęsnym.

Janowski nie ukrywa, że wszystko rozegrało się tak naprawdę w ułamkach sekund, a jemu czegoś zabrakło. - Może nie tyle chłodnej głowy, bo nie czułem tego, aby była "gorąca", ale po prostu wydawało mi się, że starczy mi prędkości, aby zaatakować Mikkela, ale Leon był zaraz koło mnie i straciłem to - dodał.

Sobotni turniej Grand Prix w Warszawie był szóstym w historii rozgrywanym na czasowym torze na PGE Narodowym i nadal pozostaje bez polskiego triumfatora. Kiedy reporter zapytał Janowskiego, czy nad tą imprezą na tym stadionie zaczyna ciążyć fatum, w odpowiedzi usłyszał: - Mamy świetnych zawodników i za rok będziemy jeszcze głodniejsi tego zwycięstwa.

Czytaj także: Chcą, żeby Greg Hancock wznowił karierę! Otrzymał ofertę z klubu PGE Ekstraligi Jako jedyny nie bał się eksperymentu

Źródło artykułu: