Aleksander Wierietielny to jeden z najbardziej utytułowanych trenerów w historii polskich sportów zimowych. Na początku swojej kariery szkoleniowej doprowadził Tomasza Sikorę do tytułu mistrza świata w biathlonie. Następnie zmienił dyscyplinę i skupił się na biegach narciarskich.
Pod jego skrzydłami Justyna Kowalczyk odniosła niezliczone triumfy na największych światowych arenach, w tym na igrzyskach olimpijskich w Vancouver oraz Soczi. Niestety, mimo sukcesów sportowych, współpraca pomiędzy nim a Polskim Związkiem Narciarskim pozostawiała wiele do życzenia.
Ówczesnym prezesem związku był Apoloniusz Tajner, z którym relacje Wierietielnego nie należały do najłatwiejszych. Jak wspomina trener, konflikty powstawały nawet w pozornie błahych kwestiach, takich jak transport czy... odpowiedni ubiór.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak Fury nadrabia zaległości z rodziną
- Tłumaczę, że skoczkowie siedzą w ciepłym pomieszczeniu, wychodzą na dwie minuty, skaczą i wracają do ciepła, a my stoimy godzinami na mrozie. Kurtki, które dostaliśmy, były ładnie uszyte, eleganckie, reprezentacyjne, ale nie nadawały się do pracy na mrozie - mówił szkoleniowiec na łamach TVP Sport.
- Nam trzeba było innych: ciepłych i wygodnych. O to też były kłótnie. Właściwie o wszystko dochodziło do zgrzytów. Rozstanie ze związkiem, kiedy odchodziłem w 2020 roku, też nie było przyjemne. Szczerze powiem, że prezes Tajner zrobił dużo przykrego dla biegów narciarskich - dodał.
Dziś polskie sporty narciarskie i strzeleckie znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. Brakuje sukcesów, a dominacja, którą reprezentowały lata świetności Wierietielnego i jego podopiecznych, wydaje się odległym wspomnieniem. - Serce się kraje - podsumował szkoleniowiec.